Trener ŁKS-u wystawił na sobotni mecz skład niemal dokładnie taki sam, jak podczas ostatniego meczu kontrolnego ze Zniczem Pruszków. Jedyna zmiana miała miejsce w obronie – Oskara Koprowskiego zastąpił Maciej Dąbrowski, kapitan zespołu.
Taką decyzją trener Moskal nieco zaskoczył, bo przecież mecz ze Zniczem, delikatnie mówiąc, nie należał do udanych. Szkoleniowiec ŁKS-u postanowił jednak dać szansę tym zawodnikom w meczu ligowym. Po fakcie można stwierdzić, że wybrańcy Kazimierza Moskala jej nie wykorzystali.
Łódzki Klub Sportowy całkiem dobrze wszedł w mecz. Nieco oddał pole swoim rywalom, ale już w 2. minucie groźnie skontrował. Pirulo podał prostopadle do Nelsona Balongo, ale strzał napastnika ŁKS-u zablokował jeden z obrońców GKS-u.
Jak się okazało, była to jedyna sytuacja, jaką ełkaesiacy byli w stanie sobie stworzyć w pierwszych 10 minutach. Z każdą kolejną minutą zarysowywała się coraz wyraźniejsza przewaga gości, którzy na gola zamienili już pierwszy celny strzał na bramkę Dawida Arndta. Chociaż celny strzał, to za wiele powiedziane, bo uderzenie jednego z piłkarzy GKS-u z było dalekie od ideału, ale piłka po drodze odbiła się od Oskara Repki i wpadła do bramki obok bezradnego Arndta.
Po stracie gola ŁKS zaczął grać nieco odważniej, ale łodzianom, podobnie jak w sparingu ze Zniczem Pruszków, brakowało ostatniego podania. Obrońcy GKS-u dobrze odcinali od podań Nelsona Balongo, natomiast pomocnicy ŁKS-u rozgrywali piłkę zbyt daleko od bramki Dawida Kudły, by byli w stanie zaskoczyć bramkarza GKS-u strzałem z dystansu.
CZYTAJ TAKŻE >>> W PZPN ocenili organizację meczów. Jak wypadły Widzew i ŁKS?
W pierwszej połowie tego meczu niebezpiecznie atakował tylko GKS. Tak było w 23. minucie, kiedy po dośrodkowaniu z lewej strony boiska do piłki doskoczył niekryty przez nikogo Adrian Błąd, ale kapitalną interwencją popisał się Dawid Arndt.
Minutę później bramkarz ŁKS-u nie miał już nic do powiedzenia, bo, po zamieszaniu w polu karnym łodzian, piłkę z bliska do bramki gospodarzy wpakował Marko Roginić.
ŁKS w końcu przeprowadził (w miarę) składną akcję w 36. minucie. W polu karnym gości znalazł się Michał Trąbka, który był jednak odwrócony tyłem do bramki rywali. Wyłożył więc piłkę lepiej ustawionemu Dawidowi Kortowi, ale pomocnik ŁKS-u fatalnie przestrzelił.
CZYTAJ TAKŻE >>> Koniec sporu ŁKS-u z Antonio Dominguezem
Losy tego meczu mogła odmienić tylko szybko zdobyta bramka przez ŁKS po przerwie. Nic takiego jednak nie miało miejsca, bo ełkaesiacy w pierwszym kwadransie drugiej połowy nie oddali żadnego celnego strzału na bramkę gości. Kudła musiał interweniować dopiero w 71. minucie, kiedy to na strzał z trudnej pozycji zza pola karnego zdecydował się jedyny kreatywny tego wieczoru piłkarz ŁKS, czyli Pirulo. Piłkę jednak bez problemów złapał bramkarz GKS-u.
Do osamotnionego w kreowaniu akcji ŁKS-u Hiszpana próbował jeszcze dołączyć wprowadzony na boisko Kelechukwu, ale to było za mało na dobrze zorganizowaną obronę GKS-u Katowice.
Porażka to jedno, ale na tym nie koniec złych wiadomości dla kibiców ŁKS-u. Sobotni mecz do złudzenia przypominał spotkania z ubiegłego sezonu. ŁKS grał niemrawo, a rywale byli zabójczo skuteczni. W efekcie ŁKS znowu przegrał na własnym stadionie. Co więcej, wciąż czeka na pierwszego gola na rozbudowanym obiekcie przy al. Unii Lubelskiej 2.
ŁKS Łódź – GKS Katowice 0:2 (0:2)
0:1 – Repka (8.)
0:2 – Roginić (24.)
ŁKS: Arndt – Wszołek (61. Kelechukwu), Dąbrowski, Nacho, Szeliga, Okhronchuk (70. Kowalczyk), Kort (83. Moreno), Trąbka, Pirulo, Biel (61. Dankowski), Balongo (70. Radaszkiewicz)
GKS: Kudła – Jędrych, Repka, Figiel (90. Urynowicz), Błąd (75. Szwedzik), Jaroszek, Roala, Wasielewski, Kołodziejski, Bród (85. Dudziński), Roginić (46. Arak)
Żółte kartki: Kort, Dąbrowski – Figiel, Kołodziejski
Widzów: 6861
CZYTAJ TAKŻE >>> Pirulo o zainteresowaniu ze strony Widzewa: „Nigdy bym nie zagrał po drugiej stronie miasta”
2 Comments
Wszystko po staremu. Przerzucenie piłki na pole karne przeciwnika, odbywa się przy pomocy 90 podań. Przeciwnik się śmieje i podziwia, bo ma dość czasu na zorganizowanie swej obrony. Balongo to urodzony strzelec, ale dośrodkowania muszą być kierowane do niego, a nie byle gdzie i opatrywane tryumfalnym stwierdzeniem – czego ode mnie chcecie, przecież dośrodkowałem. Oglądanie końcowych 30 minut meczu, było jałową stratą czasu.
Czy dotychczasowe nauczki wynikające z braku obrony (ostatnie i nienaruszalne miejsce po awansie i finał nieszczęsnego barażu), to mało ? A teraz – po co eksperymentować – ŁKS dysponuje tylko dwoma zawodnikami na środek obrony – to Dąbrowski i Koprowski. Pozostali moąą być wyłącznie zmiennikami. Trzeba jednocześnie odzwyczaić Koprowskiego od nabytego nawyku nadużywania swego wzrostu i wagi, bo to się może smutnie skończyć. (Zatrzymuję się i pochylam – wpadnij na mnie – ktoś mu wmówił, że to skuteczne i dozwolone).