Zrobili to! Piłkarze Kazimierza Moskala wygrali najważniejszy mecz rundy wiosennej i na cztery kolejki przed końcem rozgrywek mają osiem punktów przewagi nad miejscem barażowym!
Początek piątkowego meczu był dosyć szalony. Po obu drużynach widać było presję spotkania – więcej niż zwykle było w ich grze indywidualnych błędów i związanych z nimi szybkich akcji rywali. Najgroźniejsza w pierwszych minutach meczu była sytuacja, w której Kowalczyk wybiegł na połowę Wisły i dograł do wychodzącego na wolną pozycję Pirulo. Hiszpan przyjął jednak piłkę nieprecyzyjnie. Krakowianie odpowiedzieli świetną sytuacją, po której Dankowski odbił strzał Rodado na poprzeczkę. Dwie minuty później niebezpieczną okazję do oddania uderzenia miał Igbekeme. Biało-Czerwono-Biali popełniali sporo błędów przy rozegraniu piłki, ale rywale na szczęście nie potrafili ich wykorzystać.
W 12. minucie prowadzenie ŁKS-owi dała kapitalna akcja Janczukowicza – napastnik łódzkiej drużyny wbiegł w pole karne, zwiódł obrońców rywala, przekładając piłkę na lewą nogę i fenomenalnie uderzył w stronę dalszego słupka. Wisła zareagowała na to trafienie… wywierając przy rozegraniu piłki jeszcze większą presję na piłkarzy ŁKS-u. Ełkaesiacy początkowo dali się wciągnąć w taką grę, ale po chwili odzyskali rezon i nie pozostali rywalom dłużni, odpowiadając na ogień ogniem – grali z jeszcze większą zaciętością i determinacją, zaciekle walcząc o każdą piłkę.
Po upływie ok. 20 minut szalony wcześniej mecz nieco się uspokoił. Jednocześnie coraz wyraźniej zaczęła też zaznaczać się przewaga Wisły – w 21. minucie ustawiony kilka metrów od bramki Bobka Rodado nie trafił w piłkę, która przefrunęła mu tuż przed nosem. Cztery minuty później kibice ŁKS-u zamarli, gdy sędziowie VAR zaczęli analizować zderzenie w polu karnym łodzian. Na szczęście Daniel Stefański puścił grę. Wiślacy dopięli swego w 26. minucie, po dość kuriozalnej sytuacji – oto Aleksander Bobek, łapiąc piłkę, wpadł w Mateusza Kowalczyka i wypuścił futbolówkę z rąk. Sytuację wykorzystał Rodado, który dopadł do piłki i skierował ją do pustej bramki. Ełkaesiacy próbowali protestować, dyskutować z sędzią Stefańskim, ale nieskutecznie – jego decyzja pozostała niewzruszona.
Na początku trzeciego kwadransa gry ponownie wydawało się, że tempo gry na chwilę spowolniło; że obie drużyny potrzebują złapać oddech. Najlepszą sytuację w tej fazie meczu ŁKS stworzył w 30. minucie, gdy Michał Trąbka zgarnął piłkę po rzucie wolnym dla ŁKS-u. Jego strzał oddawany z okolic szesnastego metra okazał się jednak niecelny. W 36. minucie kibice klubu z al. Unii ponownie złapali się za głowy z niedowierzaniem – tym razem za sprawą świetnej akcji Fernandeza. Gwiazdor Wisły zatańczył z piłką w okolicach linii bocznej pola karnego i precyzyjnym strzałem zmieścił piłkę obok dalszego słupka, wyprowadzając swój zespół na prowadzenie.
Ełkaesiacy zdołali odrobić straty w raptem 5 minut – w 41. minucie Daniel Stefański podyktował rzut karny, który pewnym strzałem zamienił na bramkę Pirulo. Szalona, pełna emocji i zwrotów akcji pierwsza połowa zakończyła się remisem.
Przerwa nie ostudziła bynajmniej emocji piłkarzy – raptem kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy zobaczyliśmy przepychankę zawodników obu drużyn, po której żółte kartki obejrzeli Jaroch i Dankowski. Ełkaesiacy nie pozwolili, żeby ta sytuacja wybiła ich z rytmu – nie dali się zdominować rywalom i raptem kilka minut później… ponownie wyszli na prowadzenie! Trzecią bramkę dał ŁKS-owi strzał Szeligi, który zamienił na gola dogranie Mokrzyckiego.
Po tym trafieniu gra znów stała się nieco spokojniejsza – ełkaesiacy nie dążyli za wszelką cenę do podwyższenia prowadzenia, a gościom kreowanie sytuacji podbramkowych nie przychodziło już tak łatwo jak w pierwszej fazie meczu. Po trafieniu Szeligi pod obiema bramkami brakowało zresztą konkretów, a gra, jakkolwiek wciąż zacięta, częściej niż wcześniej toczyła się w środkowej strefie boiska.
W 72. minucie Szeliga miał świetną okazję ku temu, aby skompletować dublet. Po dynamicznej kontrze łódzkiej drużyny piłka trafiła pod jego nogi, znalazł się w czystej sytuacji do strzału, ale strzelił wprost w interweniującego Biegańskiego. Kolejną świetną sytuację łodzianie wykreowali w 82. minucie – mknący prawym skrzydłem Śliwa zamiast uderzać na bramkę, próbował jednak dogrywać do Szeligi. Piłkę wybili obrońcy Wisły, lecz po chwili dopadł do niej Kowalczyk. Strzał pomocnika ŁKS-u okazał się niecelny.
W ostatnim kwadransie meczu piłkarze z al. Unii mądrze utrzymywali jego temperaturę na niskim poziomie. Wiślacy byli zaś zaledwie cieniem drużyny z pierwszej połowy spotkania – grali zdecydowanie wolniej, mieli duże problemy z tworzeniem sytuacji podbramkowych. Łodzianie wystrzegali się z kolei indywidualnych błędów, którymi w pierwszej połowie tak napędzali rywali. Końcówkę ełkaesiacy rozgrywali niesieni chóralnym dopingiem całego stadionu. Z końcowym gwizdkiem unieśli ręce w geście triumfu – na cztery kolejki przed końcem sezonu są o krok od Ekstraklasy!
ŁKS-Wisła Kraków 3:2
11. Janczukowicz
26. Rodado
36. Fernandez
41. Pirulo
53. Szeliga
ŁKS: Bobek – Dankowski, Monsalve, Dąbrowski, Spremo – Mokrzycki, Kowalczyk, Trąbka (83. Nowacki)– Pirulo (75. Śliwa), Janczukowicz , Szeliga (83. Jurić).
Wisła: Biegański – Tachi (67. Basha), Moltenis, Colley, Igbekeme, Rodado (81. Żyro), Fernandez, Villar (75. Duda), Benito (67. Młyński), Jaroch (81. Gruszkowski), Łasicki.