Rywal ŁKS-u jest w ogromnym kryzysie. Zapomniał jak strzela się gole…
W 29 kolejce PKO BP Ekstraklasy ŁKS podejmie na stadionie Króla Lecha Poznań. Niedzielny rywal ełkaesiaków jest w kryzysie. Poznanianie od dwóch miesięcy nie potrafią strzelić gola w pierwszej połowie, a w ostatnich ośmiu meczach wygrali tylko dwa razy. To szansa dla ŁKS-u?
Apetyty wśród kibiców “Kolejorza” przed startem aktualnych rozgrywek były duże. Nie bez powodu. Lech w poprzednim sezonie jako pierwszy polski klub od ponad 30 lat wygrał dwumecz na wiosnę w europejskich pucharach i zagrał w ćwierćfinale Ligi Konferencji Europy. Do tego przed sezonem na transfery przychodzące wydał on niebagatelną kwotę 2,2 miliona euro (z czego 1,8 miliona euro zapłacono za Aliego Gholizadeha – rekord transferowy ekstraklasy). Sezon Lechowi od początku nie układał się dobrze. Z europejskich pucharów odpadł już w trzeciej rundzie eliminacji Ligi Konferencji po kompromitującym dwumeczu ze Spartakiem Trnava. Później udało mu się zaliczyć kilka zwycięstw w lidze, ale na początku października przegrał sromotnie 0:5 z Pogonią Szczecin. W tamtym momencie była to najwyższa porażka poznaniaków od ponad dwudziestu lat. Następnie w meczu z Jagiellonią do przerwy prowadzili 3:0, ale w drugiej odsłonie wypuścił prowadzenie z rąk i ostatecznie zremisował tamto spotkanie. Nieco ponad miesiąc później przegrali na własnym stadionie 1:3 z Widzewem Łódź. Rundę zakończyli domową klęską z Piastem Gliwice i remisem z Radomiakiem Radom. To wszystko doprowadziło do tego, że w połowie grudnia zwolniony został szkoleniowiec John van den Brom. Jego miejsce na ławce trenerskiej zajął Mariusz Rumak. Była to decyzja o tyle szokująca, że po raz ostatni jakikolwiek klub Rumak trenował w 2019 roku. Była to pierwszoligowa Odra Opole.
Głównym argumentem władz Lecha za zatrudnieniem Rumaka było to, że szkoleniowiec ten już wcześniej pracował w klubie z Poznania, jak i to, iż na bieżąco obserwował sytuację klubu. No i w pierwszych meczach faktycznie wyglądało to całkiem obiecująco – Lech wygrał z Zagłębiem Lubin i Jagiellonią Białystok. Potem było już jednak tylko gorzej. W następnych ośmiu meczach poznaniacy komplet punktów zdobyli tylko dwa razy, po drodze odpadli także z pucharu Polski. A w ostatnim spotkaniu z Puszczą Niepołomice zaprezentowali się dramatycznie. Już po pół godzinie gry przegrywali 0:2 i aż do 87 minut, kiedy to strzelili gola kontaktowego, wyglądali kompromitująco. Puszcza (którą kilka tygodni wcześniej na stadionie Króla pokonał ŁKS) spokojnie kontrolowała przebieg starcia i zasłużenie wygrała 2:1. Obydwa gole strzeliła po stałych fragmentach gry. To o tyle ważna informacja, że przed meczem w dość butny sposób Rumak bagatelizował ten atut rywala.
– Jest to zespół, który gra powtarzalnie. Bardzo mocne stałe fragmenty gry, wyrzuty z autów, po których Puszcza strzeliła siedem bramek. To nie się jakieś ustalone rozegrania, schematy. Po prostu piłka spada w polu karnym i zaczyna być niebezpiecznie. A najtrudniej jest zapanować nad chaosem – mówił przed meczem Rumak.
Generalnie 47-latek w ogóle się nie zmienił względem swojej pierwszej kadencji w Lechu sprzed dziesięciu lat. Nadal tylko gdy jemu zespołowi wiedzie się gorzej, zaczyna przegrywać, to Rumak traci nad sobą i swoimi nerwami panowanie, co widać po jego reakcjach na pomeczowych konferencjach prasowych.
Wiele wskazywało na to, że zostanie zwolniony już po meczu z Puszczą, ale ostatecznie zarząd postanowił pozostawić go na stanowisku, przynajmniej do spotkania z Łódzkim Klubem Sportowym.
O ostatnie wydarzenia w “Kolejorzu” zapytaliśmy Mateusza Dukata, dziennikarza “Futbol News”, a także eksperta od wielkopolskiej piłki.
Lech od meczu z Jagiellonią Białystok (17 luty) nie strzelił gola w pierwszej połowie. Skąd wynika ta niemoc ofensywna “Kolejorza”? W końcu Mikael Ishak czy Kristoffer Velde jak na nasze standardy to nie są byle jacy piłkarze.
Gdyby ktokolwiek znał odpowiedź na to pytanie, to byłby w Poznaniu traktowany jak Rasputin. Lech jest niesamowicie słaby w ofensywie w tej rundzie i nikt tak naprawdę nie wie dlaczego. Jakąś nadzieję daje powrót Ishaka, jednak sam Szwed nie wystarczy.
Jakie w Poznaniu panują nastroje przed meczem z ŁKS-em?
Większość kibiców Lecha jest już pogodzona z tym, że o mistrzostwo będzie niesamowicie ciężko. Oczywiście dopóki piłka w grze wszystko jest możliwe, jednak gdyby nie słaba forma Jagiellonii Białystok i Śląska Wrocław, to nie byłoby w ogóle tematu mistrza. To cud, że Lech gra jeszcze o tytuł.
Po ostatnim weekendzie naprawdę trudno mówić o tym, żeby Lech był jakimś wyraźnym faworytem niedzielnego starcia. Jak oceniasz dotychczasową kadencję Mariusza Rumaka? Tak naprawdę nie bronią go ani wyniki, ani m.in. to, w jaki sposób wyglądają jego relacje z mediami.
Większość osób w Poznaniu nie ocenia dobrze pracy Rumaka, a sam zainteresowany jest już raczej pogodzony z tym, że po sezonie przestanie pełnić swoją funkcję. Odpadł z pucharów, traci punkty ze słabeuszami. Do tego dochodzi wspomniana już fatalna dyspozycja w ofensywie, która jest głównym problemem Lecha.
Kogo najbardziej po stronie Lecha powinni obawiać się piłkarze ŁKS-u?
Myślę, że Mikaela Ishaka. Ostatnio określiłem go mianem “światełka w tunelu” dla Lecha, bo na razie jest tak naprawdę jedynym zawodnikiem “Kolejorza” prezentującym na boisku pełnię swoich możliwości. Oprócz tego pamiętajmy, że to legenda klubu, a Lecha ma w sercu. Już wielokrotnie pokazywał, że jest silny szczególnie w trudnych momentach.
Początek meczu ŁKS-u z Lechem w najbliższą niedzielę, 21 kwietnia o godzinie 15:00.