W XXI wielu tylko dwóch piłkarzy przeszło z polskiej ekstraklasy do hiszpańskiej. Jednym z nich był Bartłomiej Pawłowski, który wiosną będzie grał w Widzewie.
Żaden transfer, nawet najlepszego piłkarza świata, nie daje 100-procentowej pewności, że się sprawdzi. Mylą się nawet najlepsi, obserwujący zawodników nawet nie miesiącami, ale wręcz latami. Leo Messi błyszczał w Barcelonie, a w PSG zawodzi, podobnie jak Eden Hazard w Realu Madryt. Bliżej nas, rozczarowują Ricardinho w ŁKS-ie czy Abdul-Azoz Tetteh w Widzewie. Z drugiej strony, trudniej pomylić się biorąc gwiazdę niż kandydata na takową.
Ale do rzeczy. Widzew ogłosił, że Bartłomiej Pawłowski miał w poniedziałek testy medyczne i jeśli je zaliczy, zostanie jego zawodnikiem. To oznacza, że wróci do klubu po dziewięciu latach. Odkąd Śląsk Wrocław ogłosił, że go już nie chce, kibice dyskutują, czy powinien znów zagrać w ich ulubionym zespole. Argument na “nie” jest jeden – że nie sprawdził się w poprzednim klubie w ekstraklasie.
Moim zdaniem jest on mocno chybiony, bo gdyby trzymać się tego kryterium, w Widzewie nie powinno być Jakuba Wrąbla (pozbyła się go Wisła Płock), Krystiana Nowaka (Slaven Koprivnica), Patryka Stępińskiego (Warta Poznań), Pawła Zielińskiego (Śląsk), Dominika Kuna (Wisła Płock), Fabio Nunesa (Farense), Juliusza Letniowskiego (Lech Poznań), Przemysława Kity (Cracovia). Wspomniany wyżej Zieliński spadł z ekstraklasy z Miedzią Legnica, a Karol Danielak z Podbeskidziem Bielsko-Biała.
Pozostali albo w najwyższej ligach mieli epizody, albo do nich nie dotarli. Na ich tle Pawłowski jest gwiazdą, bo w najwyższych ligach rozegrał 183 spotkania. Snajperem nigdy nie był, ale strzelił w nich 23 gole, o trzy więcej niż pozostali razem wzięci w polskiej ekstraklasie.
Pawłowski jest jednym z dwóch Polaków, którzy w XXI wieku trafili do Hiszpanii z naszego kraju (drugim jest Cezary Wilk). Nowego widzewiaka pozyskała wówczas Malaga. Miał wtedy 21 lat, kariery nie zrobił, ale gola strzelił, co poprzednio udało się Cezaremu Kucharskiemu w Sportingu Gijon w sezonie 1997/1998.
Pochodzący z Ozorkowa napastnik ma dopiero 29 lat i przez kilka sezonów może być silnym punktem drużyny. W Widzewie nawet jego największą gwiazdą, taką, jaką był przed wyjazdem do Malagi. W ofensywie trener Janusz Niedźwiedź ma z kogo wybierać, lecz jak mówi przysłowie, od przybytku głowa nie boli. A jeśli boli, to jest to przyjemna niedogodność, gdyż konkurencja wymusza postęp.
Już nie będzie trzeba drżeć, że coś się stanie Kicie, że w słabszej formie będzie Danielak, że Mattia Montini dozna kontuzji, a Nunes dobre występy będzie przeplatał fatalnymi.
Reklama
Przede wszystkim jednak Pawłowski deklaruje, a potwierdzają to czyny, że jest widzewiakiem. A tego Widzewa w Widzewie było ostatnio niewiele. Wrócił do siebie i tak jak dziesięć lat temu łatwiej mu będzie się odbudować i okazać, że jest dobrym piłkarzem. Widzew może na tym tylko zyskać, bo przy tym transferze odpada jeden kłopot – adaptacja w nowym otoczeniu: Pawłowski wraca do siebie!