Najtrudniej było wybrać najgorszy transfer Widzewa. Zważywszy jednak na to, jakie były oczekiwania, nie mogliśmy chyba wybrać inaczej.
Za nami jesień w PKO Ekstraklasie. Jak wypadł Widzew? No mogło być zdecydowanie lepiej. Skoro w trakcie rozgrywek zmieniano trenera, to musiało być coś nie tak. Zmiana nie przyniosła jednak jakościowego skoku. Miejsce też jest to samo, bo zaledwie 12. Czasem było fajnie i miło, a czasem smutno i nieprzyjemnie. Oto widzewskiej “naj” jesieni.
To oczywiste, że wybrać go należy spośród sześciu zwycięskich spotkań na jesieni. To oczywiste, że wybieramy to z Lechem Poznań. Widzew zwyciężył na stadionie Kolejorza 3:1. Dla kogoś, kto nie widział meczy, minuty, w jakich padały gole, świadczyć mogą o tym, że łodzianie mieli trochę szczęścia. Ale wcale nie wygrał szczęśliwie. To było całkowicie zasłużone zwycięstwo po meczu, w którym widzewiacy mieli przewagę i grali naprawdę bardzo dobrze.
Dramaturgia tego spotkania była jednak naprawdę spora, bo najpierw rzutu karnego nie wykorzystał Jordi Sanchez, a potem w samej końcówce Lech wyrównał. Później była jednak zabójcza końcówka Widzewa. Najpierw piękna akcja i gol Antoniego Klimka, a potem kolejne trafienie – Bartłomieja Pawłowskiego, który wrócił na boisko po kontuzji.
Niektórzy uznali wręcz ten mecz za epicki, za jeden z najważniejszych po reaktywacji, uznali za wygraną, która wzniesie Widzew na wyższy poziom. Niestety po nim przyszła fatalna seria, ale mecz z Lechem i tak był świetny, najlepszy na jesieni.
Tu wybór jest większy, bo porażek było aż dziewięć. Spory zawód spotkał kibiców po meczach z Pogonią Szczecin (po obu) i Jagiellonią Białystok, bo Widzew w nich prowadził, ale potem zagrał źle. Tak samo było w zremisowanym pojedynku z mistrzem Polski Rakowem Częstochowa.
Jeszcze większy zawód, wręcz żal, był po porażce z Legią Warszawa. Poprzednim razem udało się wyciągnąć na Łazienkowskiej remis i była nawet szansa na zwycięstwo. Teraz poszło za łatwo.
Ale najgorszy mecz wybierzemy z dwóch – z Radomiakiem Radom i Puszczą Niepołomice. Z Radomiakiem Widzew przegrał w Sercu Łodzi, co zawsze boli podwójnie i to najwyżej w tym sezonie. Z Puszczą łodzianie za to zagrali fatalnie, nie podjęli walki, piłkarsko to była druga liga. Na ich obronę trzeba jednak napisać, że kilka dni wcześniej wyjechali się w Mielcu, gdzie awansowali do ćwierćfinału Pucharu Polski. U siebie, najwyżej w rozgrywkach… Najgorszy mecz, to był ten z Radomiakiem.
Wiadomo, że za każdą wygraną jest tyle samo punktów, bez względu na to, z kim się gra. Ale każdy kibic wie, że są mecze ważne i te jeszcze ważniejsze.
To z Lechem było wspaniałe, ale nic tak nie cieszy, jak wygrane derby. A Widzew z lokalnym rywalem wygrał po raz drugi z rzędu, więc jeszcze dłużej rządzi w Łodzi. I to kibiców cieszy najbardziej.
Dla nas to bez wątpienia Henrich Ravas, co ma odzwierciedlenie w średniej ocen, jakie wystawiliśmy Słowakowi w tym sezonie. Nie da się za to policzyć, ile punktów Widzew zyskał dzięki Ravasowi. Ma najwięcej obronionych strzałów w całej lidze. Ile z tych interwencji było klasy światowej? Nie policzymy, ale było ich sporo. Ravas to najlepszy piłkarz Widzewa jesienią.
Jest w kim wybierać. Przychodzi nam na myśl Andrejs Ciganiks. W końcu reprezentant swojego kraju, którego gra w Widzewie nam się po prostu nie podoba. Owszem, strzelił w lidze dwa gole, z czego jeden – ze Stalą Mielec – był piękny, ale liczyliśmy na zdecydowanie więcej. Na przykład na zdecydowanie lepszą grę w obronie. Stracił nawet miejsce w składzie i zastąpił go piłkarz, tóry nominalnie gra gdzie indziej.
Ale były większe zawody. O wiele więcej spodziewaliśmy się po Dawidzie Tkaczu. Myśleliśmy, że zawojuje ligę. Usprawiedliwienie na pewno jest fakt, że był po operacji kolana, a i w trakcie rozgrywek miał z nim kłopoty.
CZYTAJ TEŻ: Dyrektor sportowy Widzewa: “Trzeba szukać świeżej krwi, by pobudzić zespół”
Bardzo liczyliśmy na Sebastiana Kerka, ale nad nim nie ma sensu się pastwić, bo przegrał z kontuzją. Czekamy na wiosnę i po niej go ocenimy.
Kto nas zawiódł najbardziej? Podkreślmy, że nie chodzi o to, kto był najgorszy, ale o to, po kim spodziewaliśmy się więcej, znacznie więcej. To Jordi Sanchez, potencjał na gwiazdę drużyny, a może i ligi. Ale cztery gole w 18 meczach, to jest o wiele za mało zważywszy na to, ile okazji miał Hiszpan. Gdy patrzymy na klasyfikację strzelców ligi i widzimy ilu piłkarzy i jacy mają na koncie więcej bramek od widzewskiego napastnika numer jeden, to jest nam przykre. Czujemy wielki zawód.
Szybka piłka – Juan Ibiza. To trochę transfer last minute, więc oczekiwań wielkich nie było, ale wyszło naprawdę dobrze. Hiszpan miał kłopoty zdrowotne w trakcie rundy, ale kiedy grał, to był najlepszym obrońcą drużyny.
Bardzo trudno wskazać kogoś, kto zawiódłby na całej linii, kto byłby wyborem oczywistym. Wielkie oczekiwania, co pisaliśmy wyżej, mieliśmy wobec młodego Tkacza, ale te kłopoty z kolanem to jednak poważna sprawa. Na początku sezonu w ciemno obstawilibyśmy Luisa da Silvę, który popełniał fatalne błędy i dwa razy wyleciał z boiska.
Antoni Klimek też miał słabe mecze, ale kilka dobrych, a jeden bardzo dobry.
Nawet Imad Rondić coś dla drużyny zrobił.
Wybieramy Sebastiana Kerka, chociaż zdajemy sobie sprawę z okoliczności. Z tego, że nie był przygotowany do gry, że odniósł kontuzję. Ale oczekiwania były naprawdę duże. Tak jak kiedyś w przypadku Abdula Aziza Tetteha. Musimy jednak zaznaczyć, że nic nie stoi na przeszkodzie żebyśmy mogli wybrać Niemca najlepszym wzmocnieniem Widzewa w tym sezonie na jego zakończenie. Wiosna może należeć do niego.
Musi być Klimek, chociaż też liczyliśmy na coś więcej. Ale konkurencji nie ma.
Ładnie strzelał Fran Alvarez (Puszcza Niepołomice i Lech Poznań), ładnie Bartek Pawłowski (główka z Cracovią!), ale wybieraliśmy z trójki: Fabio Nunes z Ruchem Chorzów, Andrejs Ciganiks ze Stalą Mielec i Jordi Sanchez z Legią Warszawa. Wybieramy bramkę Hiszpana.
Miejsce w tabeli, bo jest ledwie 12. i trudno być optymistą przed wiosną. Słaba skuteczność Widzewa, bo mniej goli zdobyły tylko cztery drużyny. Ale najbardziej bolą porażki w Sercu Łodzi. Serce pęka. Jesienią łodzianie przegrali u siebie cztery razy, a ostatnio trzy razy pod rząd. Przypominamy sobie rekordową serię z wiosny tego roku i naprawdę wszystko nas boli. Oby szybko się to skończyło.
Powyżej skupiliśmy się na drużynie, a nie na całym klubie, ale akurat to, o czym za chwilę, wiąże się z zespołem. Kristoffer Normann Hansen. Więcej pisać nie trzeba.