Kolejna porażka ŁKS-u. W meczu ze Stalą Mielec sędzia nie uznał pięciu goli. Ale i tak najbardziej zawiedli liderzy.
Nie ma już sensu liczyć ile dni ŁKS czeka na zwycięstwo. Albo na punkty na wyjeździe. To już forma wysublimowanego masochizmu. Nie mamy zamiaru zadręczać kibiców tymi statystykami. Beniaminek jest już jedną nogą w pierwszej lidze i jedyne czego oczekują od niego kibice, to tego że spadnie z godnością. Mecz z Pogonią Szczecin dał nadzieję, że nawet mimo porażek, ełkaesiacy będą zostawiali po sobie dobre wrażenie.
Ten skład osobowy, w którym oprócz Aleksandra Bobka i Michała Mokrzyckiego nie wyróżnia się nikt i nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za grę, prawdopodobnie zmieni się już latem.
Na razie Marcin Matysiak musi męczyć się z gwiazdami pokroju Huseina Balicia i Thiago Ceijasa. Były trener ełkaesiakich rezerw na Stal Mielec dokonał tylko jednej, wymuszonej zmiany. Zawieszonego za kartki Kaya Tejana zmienił Stipe Jurić.
ŁKS zaczął bojaźliwie. Łodzianie mogli przegrywać po siedmiu minutach. Znowu pecha miał Aleksander Bobek, który poślizgnął się, gdy próbował złapać piłkę po niegroźnym strzale Krystiana Getingera. Tym razem nie wpadła. Ale chwilę później futbolówka była już w bramce, bo Marcin Flis i Bartosz Szeliga nie upilnowali Ilji Szkurina. Na szczęście dla łodzian, sędzia dopatrzył się minimalnego spalonego.
Taka akcja powinna sprawić, że ełkaesiacy będą bardziej czujni. Niestety przez pierwszy kwadrans meczu mielczanie rozgrywali sobie piłkę, szukali luk w łódzkiej defensywie, a beniaminek tylko statystował. Było naprawdę słabo. Gdyby Bobek nie popisał się wspaniałą paradą i nie obronił dwóch strzałów z bliskiej odległości, piłka kolejny raz znalazłby się w ełkaesiackiej bramce. Defensywni piłkarze ŁKS-u stali tylko i się przyglądali.
I znowu piłka wpadła do bramki, i znowu łodzian uratował VAR. Bobek obronił mocny strzał głową, ale piłka spadła pod nogi Szkurina. Białorusin za szybko ruszył do dobitki i chociaż pokonał młodego bramkarza, znowu był na spalonym. Niesamowite szczęście miał ŁKS. Ale piłkarze nie chcieli mu pomóc i dalej tylko statystowali gospodarzom, który chcieli grać w piłkę.
Łodzian ośmieszył Maciej Domański. Dośrodkował do Mateusza Matrasa, którego nikt nie pilnował w polu karnym. Obrońca mielczan zdołał zgrać kierunkowo głową do Szkurina, który dołożył tylko nogę. To była piękna akcja Stali. Z żalem musimy napisać, że mielczanie w pełni zasługiwali na to, żeby prowadzić. I to w tak pięknym stylu…
Najbardziej smutna scena pierwszej połowy. Dwudziestoletni Igor Strzałek ograł Rizę Durmisiego, piłkarza, który w przeszłości grał na Leo Messiego, Luisa Suareza, Neymara i Cristiano Ronaldo. W ogóle mielczanom najłatwiej było atakować bocznymi sektorami boiska. Przed meczem apelowaliśmy do piłkarzy ŁKS-u, żeby dali fanom trochę radości. Ale nie chodziło nam o piłkarski cyrk.
Przed drugą połową Matysiak dokonał rozpaczliwych zmian. Kolejny paskudny mecz Pirulo zakończył po 45. minutach. Jego miejsce zajął Kamil Dankowski. Trener ŁKS-u chciał chociaż trochę uszczelnić obronę na bokach boiska. Wymienił też napastnika. W drugiej połowie zamiast Juricia wystąpił Piotr Janczukowicz.
Minęła godzina gry i wreszcie ŁKS zagroził bramce Stali. Z dystansu uderzał Ramirez. Piłka odbiła się od obrońcy Stali. I chociaż najbliżej miał do niej Marcin Flis to zanim zdążył zebrać się i oddać strzał, mielecki defensor był już gotowy by zablokować uderzenie byłego kolegi z drużyny.
Mammadov mógł naprawić błędy z pierwszej połowy. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego trafił głową do bramki, ale wcześniej odepchnął Matrasa. Sędzia dopatrzył się przewinienia i nie uznał gola. Chwilę później do bramki trafił Balić. Piłka spadła mu na nogę po rzucie rożnym doskonale wykonanym przez Mokrzyckiego. I znowu Sebastian Krasny nie uznał gola. Według arbitra Balić specjalnie kopnął w nogę obrońcę Stali. Trochę to dziwne, bo to piłkarz gospodarzy był spóźniony. W nieuznanych golach było 2:2.
Ełkaesiacy jakby się ożywili. Po raz kolejny głową mocno uderzył Mammdaov, ale świetnie interweniował Mateusz Kochalski. Wypiąstkował piłkę przed siebie i chociaż przejął ją zawodnik ŁKS-u, to goście nie byli już w stanie stworzyć zagrożenia.
I znowu piłka wpadła do mieleckiej bramki. Z rzutu wolnego dośrodkowywał Ramirez. Trafił Mokrzyckiego, który nie opanował futbolówki, ale z dużym trudem, wreszcie umieścił ją w bramce. Niestety, był na spalonym.
Ostatnie pięć minut mielczanie grali w osłabieniu. Antoni Młynarczyk wypuścił sobie piłkę i dał się sfaulować Maksymilianowi Pingotowi. Młodzieżowiec miał już jedno upomnienie i osłabił gospodarzy.
A gości osłabiła postawa Durmisiego. Były piłkarz Lazio zgarnął bezpańską piłkę, gdy jego drużyna była w polu karnym rywali. Zamiast przymierzyć i dośrodkowywać kopnął sobie jakby od niechcenia.
W ŁKS-ie będą mówili o pechu, bo trzy razy trafiali do bramki, ale przegrali. To był jeden ze słabszych meczów Stali Mielec i gdyby najważniejsi piłkarze beniaminka, w tym Ramirez, Durmisi i Pirulo wykazali w pierwszej odsłonie gry więcej zaangażowania, prawdopodobnie ełkaesiacy po raz pierwszy od maja 2023 przywieźliby do Łodzi punkty.
Stal Mielec – ŁKS (1:0)
1:0 Szkurin 27.
Stal Mielec : Kochalski – Pingot, Matras, Esselink – Getinger, Guillaumier (75. Santos), Wlazło, Jaunzems – Domański, Strzałek (62. Wołkowicz) – Szkurin (75. Meriluoto)
ŁKS Łódź: Bobek – Szeliga (71.), Mammadov, Flis, Durmisi – Mokrzycki, Ceijas (61. Letniowski) – Pirulo (46. Dankowski), Ramirez, Balić (90. Głowacki)– Jurić (46. Janczukowicz)
żółte kartki: Pingot, Szkurin – Balić, Mammadov
czerwone kartki: Pingot