Z pewnością nie tak 23-letni obecnie piłkarz wyobrażał sobie ten rok. Jeszcze jesienią ubiegłego sezonu rozegrał w Wiśle Kraków w PKO Ekstraklasie 15 meczów i strzelił jednego gola. Wiosną jednak nie wyszedł na boisko już ani na minutę. Trener Jerzy Brzęczek wolał innych obrońców. Chyba jednak nie wybierał dobrze, bo Wisła spadła.
W Widzewie, który latem wykupił go z krakowskiego klubu, też zaczęło się źle. 23-latek czekał na debiut dopiero do 5. kolejki, Trener Janusz Niedźwiedź ustawiał w obronie pewniaka Patryka Stępińskiego oraz duet byłych obrońców Stali Mielec Bożidara Czorbadżijskiego i Mateusza Żyrę. Dopiero w meczu z Legią Warszawa Szota wszedł na ostatnie minuty. W 6. kolejce znów siedział na ławce. Ze składu wypadł co prawda będący w słabej formie Czorbadżijski, ale za to z formą wystrzelił Martin Kreuzriegler. Niedźwiedź w kadrze ma pięciu stoperów, a miejsc jest tylko trzy. Po raz pierwszy od początku Szota wystąpił w meczu Fortuna Pucharu Polski z KKS-em Kalisz. W pierwszej połowie, tak jak koledzy z defensywy, popełnił sporo błędów. Trudno ocenić wysoko obrońców, kiedy drużyna traci aż pięć goli.
Kolejny mecz Szota znów przesiedział na ławce, bo trener po raz kolejny postawił na trio Stępiński-Żyro-Kreuzriegler. Ale gdy urazu doznał ten drugi, Niedźwiedź postawił na Szotę, a nie Czorbadżijskiego, który był pewniakiem do gry na początku rozgrywek. – Wiedziałem, że mój czas nadejdzie, że dostanę szansę. Ode mnie zależało, czy będę gotowy. Za mną ciężkie momenty, bo nie ukrywam, że miałem takie, gdy nie grałem pół roku. Ale wiedziałem, że w końcu się to zmieni – mówi piłkarz.
CZYTAJ TEŻ: Lewe wahadło Widzewa. Było portugalskie, będzie chorwackie?
I dodaje: – Wiadomo, że nie jest łatwo mieć pewność na boisku, gdy przez dłuższy czas się nie gra. Ale chodzi o to, by odpowiednio się nastawić, o podejście mentalne. Trzeba być cały czas gotowym, bo okazja do gry przyjdzie.
Co ciekawe, Szota przeciwko Cracovii grał w trójce jako środkowy stoper, chociaż we wcześniejszych meczach Niedźwiedź ustawiał go z boku. – Pierwszy raz zagrałem na tej pozycji. Wcześniej byłem lewym lub prawym stoperem. Tak było też m.in. w Stomilu Olsztyn. Ale w środku grałem na treningach. Wiedziałem więc, jak się poruszać, pomagali mi też koledzy. I było widać, że roimy fajną robotę z tyłu. Ja czułem się bardzo dobrze i wydaje mi się, że to też było widać – mówi piłkarz.
Szota rzeczywiście wypadł bardzo dobrze, tak jak i cała obrona Widzewa. Trener Niedźwiedź był bardzo zadowolony ze zmiennika Żyry. – Wcześniej dłużej rozmawialiśmy. Mówiłem mu, że i on dostanie… nie lubię słowa „szansa”, że dostanie możliwość pokazania się na boisku. Powtarzamy często i nie są to puste słowa, że każdy zawodnik z kadry jest ważny i każdy dostanie swoje minuty i musi to wykorzystać. Naszym – trenerów – zadaniem, jest trzymanie piłkarzy w reżimie treningowym. Podoba mi się to, co mówi Serafin, że zawsze trzeba być gotowym – mówi szkoleniowiec Widzewa.
CZYTAJ TEŻ: Czy Widzew sportowo pasuje do PKO Ekstraklasy?
– Serafin zagrał na pozycji, na której teoretycznie wcześniej nie występował, ale przygotowywaliśmy go do tego. Cały czas rotujemy na zajęciach pozycjami, zmieniamy trójki w defensywie, by umieli funkcjonować w różnych konfiguracjach. Bo w meczu może pojawić się sytuacja, że ze sobą zagrają. Wszyscy piłkarze w kadrze są też mentalnie gotowi, by grać i nie zawodzą – dodał Niedźwiedź.
W sobotę Widzew zmierzy się na wyjedzie ze Stalą Mielec. Skład defensywy jest właściwie pewny. Będzie to trójka Stępiński-Szota-Kreuzriegler. Żyro jest kontuzjowany, a Czorbadżijski spadł w hierarchii stoperów. Przed Szotą więc drugi mecz od początku i w bardzo ważnej roli. Walczy o dobro drużyny, ale też swoją przyszłość.