Kibice Widzewa śledzą od kilku tygodni próby przejęcia klubu. Dla wielu jest to kolejna taka zmiana we własności. Nawet Ci młodsi pamiętają, że całkiem niedawno jeszcze 100 proc. akcji należało do Stowarzyszenia Reaktywacja Tradycji Sportowych Widzew Łódź, by później kontrolę nad klubem przejął jeden z jego byłych członków Tomasz Stamirowski.
Nie wspomnę o wcześniejszych zmianach właścicieli, bo tamte wiązały się z upadłościami klubu. Łączy je wszystkie to, że było w nich i jest coś niezgrabnego. Coś, co sprawia, że są zupełnie inne niż zmiany właścicieli w innych spółkach. Angażują się w nie kibice, którzy nie kalkulują i jednoznacznie opowiadają się po jednej ze stron.
Często odbywa się to jeszcze przy ograniczonym dawkowaniu informacji i wielu niedopowiedzeniach. Tak było cztery lata temu i tak jest dzisiaj. Piszę to też ku przestrodze, bo zapewne wtedy Tomasz Stamirowski nie spodziewał się, co może go spotkać. W takim momencie może odczuwać poczucie niesprawiedliwości. Dzisiaj również Robert Dobrzycki nie może być pewny, jak będzie w przyszłości. Bo w klubach piłkarskich emocje i oczekiwania są ogromne.
Można się zastanawiać, po co komu klub piłkarski? Zazwyczaj nie przynosi jakiejś nadmiernej stopy zwrotu. Widzew został przejęty przez Tomasza Stamirowskiego z tego punktu widzenia w najlepszym możliwym momencie. Po dokapitalizowaniu i awansie do Ekstraklasy wiadomo było, że wzrośnie wartość jego akcji. I tak się stało. Tym bardziej, że po tym awansie wzrosły możliwości pozyskiwania sponsorów i dotacji. Jeszcze jako członek SRTS, Tomasz Stamirowski mówił, że Widzew będzie w stanie wybudować ośrodek dopiero, gdy znajdzie się w Ekstraklasie. Dzięki jego konsekwencji jest dzisiaj na dobrej drodze do jego posiadania. A sam ośrodek także sprawi, że wartość Widzewa jako spółki wzrośnie.
Osobną sprawą jest, czy Tomasz Stamirowski otrzyma, tak jak otrzymałby w innej spółce, zainwestowane środki, plus stopę zwrotu ze swojej inwestycji oraz premię za utratę kontroli nad Widzewem. Jeśli prawdą jest, że Robert Dobrzycki chce dokapitalizować spółkę i rozwodnić znacząco udział obecnego akcjonariusza większościowego, to dla Tomasza Stamirowskiego byłaby zła wiadomość.
Uważam, że dobrze stałoby się jednak, gdyby otrzymał jakąś, wynegocjowaną przez strony, stopę zwrotu ze swojej inwestycji. Wtedy Widzew okazałby się nie tylko dojrzałym klubem, ale też dojrzałą spółką. Choć pieniądze trafiłyby do „kieszeni” Tomasza Stamirowskiego, a nie na rozwój klubu, to jednak zwiększyłaby się wiarygodność Widzewa i nowego właściciela. Ale to jest oczywiście przedmiotem negocjacji między Robertem Dobrzyckim i Tomaszem Stamirowskim. Nauczyłem się, że gdzie są duże pieniądze i duże ambicje, wygrywa twarde dążenie do celu. Ten może być przez obu panów różnie postrzegany i wygra koncepcja, którą będzie wspierało więcej argumentów. Również, jak to jest w przypadku klubu piłkarskiego, silniejsze poparcie.
Powrócę jednak do pytania, po co komu klub piłkarski? Motywów jest wiele, łącznie ze wzmocnieniem własnego ego, pozycji politycznej czy lokalnym patriotyzmem. Posiadanie klubu wiąże się z osobistym prestiżem i daje możliwość wykorzystania go jako instrumentu rozwijania innych biznesów,] czy uzyskania publicznego rozgłosu i sławy. Takim motywem mogą być także osobiste ambicje, zaangażowanie emocjonalne i chęć udowodnienia, że po wcześniejszym sukcesie właściciel jest również w stanie go odnieść prowadząc klub.
Bycie właścicielem klubu piłkarskiego przynosi rozpoznawalność nie tylko lokalną, ale w przypadku większych klubów, do których w skali Polski zalicza się Widzew, również na arenie międzynarodowej.
Reklama
Myślę, że wśród tych motywów można też odnaleźć takie, które przyświecają zarówno Tomaszowi Stamirowskiemu, jak i Robertowi Dobrzyckiemu. Znając je, nigdy nie wierzyłem we wspólne, bezkonfliktowe działanie. Bo ewentualnymi sukcesami trzeba byłoby się dzielić, a i drogi, w jaki sposób je osiągnąć, obaj panowie postrzegają inaczej. Obaj, co jest teraz widoczne, mają silne osobowości i spory między nimi byłyby zapewne kwestią czasu.
Z punktu widzenia kibiców najważniejsze jest to, żeby osobiste motywy przełożyły się na sukces sportowy Widzewa. Przed oboma panami duża odpowiedzialność. Po tym, co obserwujemy w ostatnich tygodniach, i bez względu na to, jak negocjacje się zakończą, rozbudzają one nadzieję w widzewskiej społeczności. Te nadzieje wrócą do nich szybko i ze zwielokrotnioną siłą. Nikogo już w kolejnych sezonach nie będzie satysfakcjonowała walka o utrzymanie czy bezpieczne miejsce w środku tabeli. Widzew będzie potrzebował sukcesu, którym co najmniej będzie realne włączenie się w walkę o udział w europejskich pucharach. Bez względu na to, czy dominującym akcjonariuszem pozostanie Tomasz Stamirowski, czy stanie się nim Robert Dobrzycki. Ale ten ewentualny sukces po latach oczekiwania będzie miał dla wszystkich słodki smak.