Po porażce Górnika Łęczna w Legnicy było jasne, że zwycięstwo nad Radomiakiem może dać ŁKS-owi miejsce wicelidera tabeli. Ełkaesiacy musieli jednak zadowolić się punktem.
Mecz od mocnego uderzenia rozpoczęli goście. W 8. minucie Radomiak wykonywał rzut rożny. Piłka pofrunęła w stronę bliższego słupka. Tam próbował ją wybić Tomasz Nawotka, lecz zagrał tak niefortunnie, że przedłużył dośrodkowanie wprost na głowę stojącego 3-4 metry od bramki Michała Kaputa. Pomocnikowi Radomiaka nie pozostało nic, jak tylko skierować piłkę do siatki i otworzyć wynik spotkania. Pięć minut później ŁKS odpowiedział szybką akcją zakończoną dośrodkowaniem Adama Marciniaka. Ricardinho, który był adresatem tego zagrania uderzał głową z ostrego kąta, ale nie trafił w światło bramki.
Mecz był otwarty, prowadzony w szybkim tempie i z przewagą Radomiaka, który raz po raz wyprowadzał groźne kontrataki. Ełkaesiacy nie radzili sobie z ich neutralizowaniem i musieli przerywać je faulami – właśnie w takich okolicznościach żółtą kartkę obejrzał Nawotka.
Ekipa Ireneusza Mamrota zdecydowanie przegrywała rywalizację w środku pola. ŁKS nie potrafił odpowiedzieć na ogień ogniem i zagrozić bramce Kochalskiego – przez ponad pół godziny gry jedynym strzałem łodzian pozostawała niecelna główka Ricardinho.
Przełamanie nastąpiło siedem minut przed końcem pierwszej połowy. Sebastian Jarzębak podyktował rzut wolny dla ŁKS-u z okolic 20. metra. Do piłki podszedł Mikkel Rygaard. Duńczyk uderzył mocno w dolny róg bramki. Kochalski sparował piłkę. Na to tylko czekał Ricardinho, który po raz kolejny wykazał się snajperskim instynktem. Brazylijczyk błyskawicznie dopadł do piłki i strzałem z kilku metrów wyrównał wynik spotkania.
ŁKS wyraźnie rozkręcił się po tej bramce – między 42. a 43. minutą ełkaesiacy oddali trzy razy więcej strzałów niż przez pierwsze dwa kwadranse gry. Najpierw ładną akcję rozegrali Dominguez, Pirulo i Janczukowicz, później Dąbrowski miał wyborną okazję, gdy znalazł się z piłką w minimalnej odległości od bramki Radomiaka, aż wreszcie Dominguez próbował szczęścia z dystansu. Wynik pozostał jednak bez zmian. W ostatnich minutach pierwszej połowy dwie sytuacje stworzył jeszcze Radomiak, ale w obu przypadkach z dobrej strony pokazał się zachowujący olimpijski spokój Arkadiusz Malarz.
Kwadrans przerwy ostudził zapał piłkarzy ŁKS-u, którzy na początku drugiej połowy spuścili nieco z tonu. Gra była bardziej wyrównana niż 45 minut wcześniej, obie strony miały swoje sytuacje. Mecz nie był już tak otwarty i dynamiczny. Utrzymywał się remis, do końca pozostawało coraz mniej czasu i wiele wskazywało na to, że czekać nas będzie gorąca końcówka.
Cieszyć musi to, że przez długą część drugiej połowy ełkaesiacy grali skoncentrowani w obronie, popełniali mniej ryzykownych decyzji, naprawiali swoje błędy, towarzyszyła im zdrowa dawka boiskowej agresji i determinacji.
Ostatecznie pomimo emocji w końcówce remis pozostał na tablicy wyników aż do ostatniego gwizdka arbitra. ŁKS musi zadowolić się jednym punktem – nie dał się wyprzedzić Radomiakowi, ale też nie wykorzystał okazji, by zająć upragnione miejsce wicelidera.
ŁKS – Radomiak Radom 1:1 (1:1)
0:1 – Kaput 8.
1:1 – Ricardinho 38.
ŁKS: Malarz – Nawotka (54. Wolski, 85. Klimczak), Dąbrowski, Gracia, Marciniak – Pirulo, Rozwandowicz, Rygaard (46. Trąbka), Dominguez, Janczukowicz (71. Sajdak) – Ricardinho
Radomiak: Kochalski – Jakubik, R. Rossi, Cichocki, Abramowicz – Leandro (67. Nascimento), Kaput, Gąska (89. Bogusz), Karwot, Kozak (89. Sokół) – Angielski (80. Radecki)