Piłkarzom ŁKS-u nie brakowało odwagi, ale na wicemistrza Polski to za mało. Zimny prysznic na przywitanie z ekstraklasą.
Z wyższego C, ŁKS zaczynałby ekstraklasę, tylko pod warunkiem, że w pierwszej kolejce rozegrane zostałyby derby Łodzi. Legia to rywal, który fanów dwukrotnych mistrzów Polski elektryzuje prawie tak samo mocno, co Widzew. Spotkanie odbyło się na Łazienkowskiej, bo na stadionie Króla trwa wymiana murawy. Wyprzedano wszystkie bilety. Spotkanie oglądało 30 tys. fanów, w tym dwa tysiące ełkaesiaków.
Kazimierz Moskal, jedyną niespodziankę w składzie zapowiedział jeszcze przed meczem. Pewne było, że nie zagra Mateusz Kowalczyk. Poza tym, skład, który desygnował do walki o pierwsze punkty w ekstraklasie nie różnił się wiele, od tego, który zgrywał się w sparingach. W obronie wystąpili doświadczeni Adam Marciniak i Kamil Dankowski, oraz Piotr Głowacki, który w grach kontrolnych uwodnił, że może być filarem ŁKS-u, chociaż nigdy wcześniej nie grał w krajowej elicie. Od pierwszych minut szansę dostał Dani Ramirez. To on miał być metronomem, który będzie nadawał tempo grze łodzian.
ŁKS zaczął odważnie. Chociaż Legia starała się zepchnąć łodzian do defensywny, dzięki dużej inteligencji boiskowej Ramireza i Pirulo, przeszywające podania prostopadłe, sprawiały, że, gra co chwilę przenosiła się w pole karne gospodarzy. Wyróżnić należy Aleksandra Bobka. Młody bramkarz, dopiero co przedłużył kontrakt z ŁKS-em. Pewne jest, że będzie podstawowym młodzieżowcem beniaminka. W pierwszej połowie, Bobek grał przed “żyletą”, najbardziej fanatyczną trybuną fanów z Warszawy. Mimo, że nasłuchał się obleg, nie stracił zimnej krwi i nie popełnił żadnego rażącego błędu. Wręcz przeciwnie, wprowadzał do gry łodzian sporo spokoju. Młodzieżowiec w 20 minucie spotkania popisał się niesamowitą interwencją. Sparował piłkę, która leciała w lewy górny rok bramki. Gdyby nie dał rady, nikt nie mógłby mu mieć tego za złe.
Później sparował jeszcze techniczne uderzony rzut wolny Josue. Ale w 26. minucie skapitulował. Legia zepchnęła łodzian do defensywy. Paweł Wszołek ograł Głowackiego, Monsalve nie zdążył powstrzymać Tomasa Pekharta. Napastnik Legii mocnym strzałem wykończył akcję.
Nie minęło pięć minut, gdy Engjell Hoti zagrał ręką w polu karnym. Po analizie VAR, Karol Arys przyznał gospodarzom rzut karny. Strzelał Josue. Uderzał w prawy róg, a Bobek… wyczuł Portugalczyka, wykazał się niesamowitym refleksem i sparował piłkę. To drugi z rzędu obroniony rzut karny w meczu o punkty. Poprzednio, wychowanek ŁKS-u nie dał strzelić sobie gola z jedenastego metra w spotkaniu z Arką Gdynia. Dzięki jego interwencji, łodzianie zdobyli punkt, który dał im mistrzostwo pierwszej ligi. Na przerwę, ŁKS schodził z wynikiem 0:1, ale gra łodzian napawała optymizmem, przed drugą odsłoną gry.
Drugą połowę Legia zaczęła energicznie. ŁKS mógł skarcić Patryk Kun, brat Dominika z Widzewa. Oddał dwa groźne, mocne strzały po ziemi. Pierwszy obronił Bobek, przy drugim uderzył niecelnie. Defensorzy ŁKS-u, najpierw próbowali krótko rozgrywać piłkę, ale gdy legioniści ich przycisnęli, odeszli od tego pomysłu i starali się tylko oddalić zagrożenie od swojego pola karnego.
Doskonałą okazję by wyrównać miał Kay Tejan. Holender dostał prostopadłe podanie i minął wszystkich obrońców. Stanął przed Kacprem Tobiaszem, przymierzył, uderzył bliżej lewej strony i trafił prosto w słupek. Wydaje się, że gdyby miał to powtórzyć na treningu, nigdy nie trafiłby aż tak precyzyjnie.
Chwilę później grał przeniosła się pod bramkę ŁKS-u. Ograć dał się Kamil Dankowski. Piłka spadła na głowę Wszołka, który znowu uderzył mocno. Bobek jakimś cudem obronił nogami niezwykle mocny strzał legionisty. Ale skapitulował po raz drugi w 57. minucie. Z najbliższej odległości, Pekhart wepchnął głową piłkę do bramki.
Moskal dokonał pierwszych zmian. Na boisku pojawili się Kelechukwu i Jakub Letniowski. Zmienili Hotiego i Bartosza Szeliga, zdecydowanie najsłabszych zawodników ŁKS-u w meczu z drużyną ze stolicy.
Trzecią bramkę, ŁKS stracił po niefrasobliwej stracie Ramireza. Hiszpan zagrał sobie piętą, na pamięć. Kelechukwu źle odebrał intencje pomocnika i piłkę przejął Bartosz Slisz. Pekhart dostał od niego prostopadłe podanie i wyszedł sam na sam. Mocnym strzałem pokonał Bobka i skompletował hat-tricka.
W końcówce ŁKS rzucił się do ataku, by zdobyć chociaż honorowego gola. Po zagraniu ręką Cehali, z rzutu wolnego piłkę wrzucał Mokrzycki. Spadła pod nogi Lorencowi, który uderzył mocno, ale trafił w obrońcę Legii. Po krótko rozegranym rożnym, zespół z Warszawy wyprowadził kontrę. Na posterunku był Lorenc, który w porę zatrzymał niebezpieczną akcję.
– Nie może zabraknąć nam odwagi – mówił przed meczem trener ŁKS-u. I rzeczywiście, nawet gdy łodzianie przegrywali 0:2 nie przestawali atakować. Na przywitanie z ekstraklasą dostali zimny prysznic od wicemistrza Polski, ale nie wszystko było złe. Przed nimi kluczowe mecze, z rywalami w walce o utrzymanie. Za tydzień zmierzą się z Ruchem Chorzów, a 4 sierpnia, na stadionie Króla podejmą Koronę Kielce.
Legia – ŁKS (1:0)
1:0 Pekhart 26.
2:0 Pekhart 57.
3:0 Pekhart 69.
Legia: Tobiasz – Pankov, Augustyniak, Ribeiro – Wszołek, Slisz (81. Rejczyk), Elitim (61. Gual), Kun – Josue (74. Cehalka), Muci (74. Rosołek)– Pekhart (81. Kramer)
ŁKS: Bobek – Głowacki, Monsalve, Marciniak, Dankowski – Mokrzycki, Hoti (64. Letniowski), Ramirez (81. Lorenc)- Pirulo (84. Śliwa), Szeliga (64. Kelechukwu), Tejan (81. Januczkowicz)
widzów: 26584