W przegranym w wyjątkowo bolesnych okolicznościach meczu z Koroną kilku piłkarzy ŁKS-u zaprezentowało niezłe indywidualne akcje. Za dokładne dogrania, dryblingi, wślizgi i przegląd pola punktów jednak nie przyznają, więc w tragicznej sytuacji ŁKS-u nie zmienia to niczego.
Przez większość meczu solidny – brawa należą mu się zwłaszcza za sytuację z 87. minuty, gdy po fenomenalnej przewrotce Szykawki zatrzymał piłkę mknącą w okienko. Cieniem na ocenie jego występu kładzie się oczywiście pierwsza akcja bramkowa Korony, gdy próbując piąstkować, wpadł w rywala i wybił piłkę wprost pod nogi rywali. Przy fenomenalnym trafieniu Trejo na 2:1 był bez szans.
To był trudny mecz dla nowo wybranego kapitana ŁKS-u – nie dość, że Korona przeprowadzała większość akcji jego skrzydłem, to szybko złapał żółtą kartkę, przez co musiał zachowywać podwójną ostrożność w indywidualnych pojedynkach. Radził sobie w nich na niezłą trójkę, choć momentami oddychał rękawami.
Dość długo był niewidoczny, pozostawał w cieniu świetnie spisującego się Mammadova. Przypomniał o sobie w najgorszy możliwy sposób – w akcji decydującej o wyniku meczu. To on przegrał pojedynek z Remaclem, który dograł do zdobywcy zwycięskiej bramki, Danny’ego Trejo. Na plus należy zapisać mu sytuacje z drugiej połowy, w których był ostatnią instancją w defensywie ŁKS-u – najpierw zablokował strzał zmierzający w światło bramki, a następnie wybił piłkę z linii bramkowej.
Prawdziwy profesor w linii obrony ŁKS-u – jeśli utrzyma poziom, który zaprezentował w dzisiejszym meczu, będzie poważnym wzmocnieniem defensywy łodzian. Szybki, pewny i precyzyjny – jego interwencje były skuteczne i zdecydowane, ale pozbawione niepotrzebnej agresji. Nieco gorzej wyglądał, gdy zabierał się za rozgrywanie piłki.
Wypadł nieco lepiej niż mogli obawiać się kibice ŁKS-u pamiętający słabe w jego wykonaniu ostatnie mecze jesieni. Nie brakowało mu waleczności i ambicji. Pomimo tego zaliczył sporo błędów: zarówno w grze obronnej, jak i w rozegraniu piłki.
Jeden z dwóch piłkarzy, których Piotr Stokowiec zmienił jako pierwszych. Brakowało mu wyrazistości, zadziorności w ataku, wzięcia większej odpowiedzialności za grę. Z dwójki młodych, dynamicznych skrzydłowych lepiej wypadł w Kielcach Antoni Młynarczyk.
Skupiony przede wszystkim na pracy w defensywie. W okresach gorszej gry ŁKS-u brakowało mu stabilności i utrzymania się przy piłce w środku pola. W okresach lepszych w wykonaniu łodzian dobrze pokazywał się w indywidualnych pojedynkach. Wypadł nieco lepiej niż grający u jego boku Letniowski.
Dla wielu (zwłaszcza tych mniej śledzących przebieg okresu przygotowawczego) kibiców spore zaskoczenie w wyjściowej jedenastce ŁKS-u. Nie można odmówić mu aktywności – chciał angażować się w grę zespołu. Nie pokazał jednak nic „ekstra” co pozwalałoby sądzić, że utrzyma miejsce w wyjściowej jedenastce, gdy do gry gotowy będzie Adrien Louveau.
Znów przypominał Daniego Ramireza, którego znamy i pamiętamy z występów w biało-czerwono-białych barwach. Widać, że dobrze przepracował okres przygotowawczy, czuje się na boisku znacznie pewniej, a gra na „dziesiątce” pozwala mu to wykorzystać – nie bał się wziąć odpowiedzialności za rozegranie akcji, przytrzymać futbolówkę, zaskoczyć niekonwencjonalnym zagraniem.
Na minus wpisujemy oczywiście przede wszystkim sytuację z 71. minuty. Zmarnował wtedy stuprocentową okazję, gdy po kapitalnym dograniu Kaya Tejana stanął oko w oko z Konradem Forencem. Źle ustawił sobie piłkę, nie zdążył spojrzeć na ruch bramkarza Korony i nie zdobył bramki, która mogła odwrócić losy spotkania. Niewiele było też korzyści z wykonywanych przez niego rzutów wolnych – w 53. minucie, uderzając z okolic dwudziestego metra, strzelił za słabo i za blisko bramkarza, a kilkanaście minut później, wznawiając grę ze znacznie dalszego dystansu, trafił wprost w tworzącego jednoosobowy mur rywala.
Jego występ mógł się podobać – od początku meczu był aktywny, szukał gry. Później nieco zniknął, lecz przypomniał o sobie w najlepszy możliwy sposób – wykańczając akcję bramkową (choć pomogło mu to, że piłka odbiła się od nogi rywala, co zmyliło bramkarza). Dobrze zaczął też drugą połowę, ale później przygasł. Wydaje się pewnym wyborem na skrzydle do wyjściowej jedenastki ŁKS-u na derby Łodzi.
Piłkarz meczu w drużynie Piotra Stokowca. To jemu przede wszystkim należą się brawa za sytuację, w której ŁKS zdobył bramkę – to on pociągnął akcję, wyczekał odpowiedni moment na zagranie do Balicia i obsłużył go dokładnym podaniem. Sam mógł wpisać się na listę strzelców w drugiej połowie dzięki akcji, w której zademonstrował swoją szybkość, siłę i instynkt strzelecki – najpierw wyprzedził rywala, później przepchnął go w indywidualnym pojedynku, a na końcu celnie uderzył w róg bramki. Radości pozbawiła go jednak (słuszna) sygnalizacja spalonego.
Imponował też techniką – zwłaszcza w sytuacji z 71. minuty, gdy dograł kapitalną, mierzoną podcinkę do wbiegającego w pole karne Daniego Ramireza. Dwukrotnie ośmieszył też obrońców Korony, ogrywając ich ruletą z typową dla swojego ulicznego stylu bezczelnością. Korzyści z tamtych sytuacji było jednak niewiele, bo po obu piłka opuściła boisko. W indywidualnych pojedynkach brakowało mu chłodnej głowy i opanowania, co mogło skończyć się dla ŁKS-u fatalnie, bo od 26. minuty Tejan grał z żółtą kartką na koncie.
Bezbarwny występ – dał się zapamiętać głównie z sytuacji z doliczonego czasu gry, gdy zaplątał się w drybling i stracił piłkę.
Gdy gracz taki jak Pirulo pojawia się na ostatnie minuty spotkania przy stanie 1:1, to przede wszystkim na jego barkach leży ciężar pociągnięcia zespołu, przejęcia inicjatywy za jego grę. Nic takiego nie nastąpiło – wciąż czekamy na mecz Hiszpana, w którym zagra na ekstraklasowym poziomie.
Może być wdzięczny Jackowi Podgórskiemu za to, że ten koncertowo zmarnował groźny rzut wolny, który Hoti sprezentował mu za sprawą niepotrzebnego faulu w okolicach dwudziestego metra.
On i Oliwier Sławiński grali najbardziej agresywnie i ambitnie spośród wszystkich piłkarzy, których Piotr Stokowiec wprowadził z ławki. Nie zdążyli zbyt wiele zdziałać, ale walecznie bili się w indywidualnych pojedynkach i pędzili za straconymi, wydawałoby się, piłkami.
jw.
1 Comment
w jakiej skali?? chyba od 1 pkt- beznadziejny występ, piach do 100 pkt życiowy, mistrzostwo.
bo jeżeli te wasze oceny są w skali 1 do 5 to chyba inny mecz oglądaliście.