Dyrektor sportowy ŁKS-u nie zgadza się z tym, że ostatnie wydarzenia dowodzą tego, iż pion sportowy klubu z al. Unii się pogubił. -Nikt nie ma stu procent trafionych decyzji – przekonuje.
– Nie każdy potrafi się odnaleźć w nowym miejscu, na niektórych piłkarzy trzeba poczekać. To nie są maszyny, to są ludzie. Czasem po prostu coś nie gra i transfery okazują się niewypałami. Oczywiście lepiej mieć sto procent trafionych transferów, ale tak nie jest i nigdy nie będzie. Nikt nie ma stu procent trafionych decyzji – powiedział dyrektor sportowy ŁKS-u podczas spotkania z dziennikarzami.
Przytuła odniósł się też do zarzutów o to, że w kadrze biało-czerwono-białych jest za dużo zagranicznych piłkarzy. -W 29-osobowej kadrze na obóz w Turcji było siedmiu obcokrajowców. Nie sądzę, żeby oznaczało to, że proporcje w drużynie są zaburzone. Wśród zagranicznych piłkarzy było oczywiście kilka niewypałów. Zwróćmy jednak uwagę na to, że po odejściu z ŁKS-u Daniel Celea czy Mikkel Rygaard radzą sobie dobrze: Mikkel trafił do pierwszej ligi szwedzkiej, Daniel grał od deski do deski w lidze rumuńskiej – argumentował.
Zdaniem Przytuły przy ocenie rozwoju ŁKS-u w ostatnich miesiącach nie można zapominać o tym, że klub piął się po kolejnych szczeblach rozgrywkowych w błyskawicznym tempie. -Weźmy pod uwagę to, że jeszcze cztery lata temu graliśmy z Ruchem Wysokie Mazowieckie. To dopiero nasz czwarty sezon na poziomie pierwszej ligi lub Ekstraklasy. Do Ekstraklasy wchodziliśmy z Rakowem, który jest dziś trzecim klubem w Polsce, jeśli chodzi o wydatki. Raków, w przeciwieństwie do nas budował jednak klubowe struktury przez wiele lat. To samo z Miedzią Legnica. Pracowałem tam w 2013 roku i wiem, że już wtedy płacono tam duże pieniądze. Weźmy pod uwagę stabilizację klubu, jego możliwości, to że w grę wchodzą tam naprawdę duże pieniądze – przekonywał.