Zwycięstwo było bardzo blisko. ŁKS zatrzymał mistrza.
Łódzki Klub Sportowy przed meczem z Rakowem Częstochowa miał serię dwóch wygranych z rzędu w ekstraklasie. To pierwsza taka seria łodzian od ponad dwunastu lat. Kibice ŁKS-u liczyli, że mecz z Rakowem będzie podtrzymaniem tej passy. Wiadomo było jednak, że zadanie to będzie piekielnie ciężkie. Na drodze ŁKS-u stanęli częstochowianie, którzy są aktualnymi mistrzami Polski, a także w aktualnym sezonie reprezentowali ekstraklasę na arenie międzynarodowej w fazie grupowej UEFA Ligi Europy.
Pomóc ŁKS-owi w odniesieniu korzystnego wyniku miały zmiany w składzie. W porównaniu do poprzedniego meczu z Wartą Poznań doszło do dwóch roszadz w podstawowej jedenastce. Miejsce Thiago Ceijasa w środku pola zajął Adrien Louveau. Do gry od pierwszej minuty wrócił także kapitan Bartosz Szeliga, który zajął miejsce Kaya Tejana.
Na początku spotkania Raków zepchnął ŁKS do głębokiej defensywy. Łodzianie dzielnie bronili się wszystkimi zawodnikami na własnej połowie i nie pozostawili gościom zbyt wiele miejsca. Aktywny po strone gości był przede wszystkim Gustav Berggren.
ŁKS odpowiedział kontratakiem w siódmej minucie. Piłkę przejął Piotr Janczukowicz, zagrał do Michała Mikorzycki, a ten wyłożył piłkę w polu karnym do Huseina Balicia. Austriak nie zdołał jednak minąć obrońcy Rakowa i finalnie niewiele wyszło z tej akcji. Ełkaesiacy z czasem grali coraz lepiej. Kilka chwil później, to goście rozpaczliwie bronili się we własnym polu karnym.
W jedenastej minucie ŁKS był centymetry od objęcia prowadzenia. Piłka po strzale Kamila Dankowskiego wylądowała na słupku. Tylko obramowanie bramki uratowało Raków przed stratą gola. Łódzki Klub Sportowy dobrze wyglądał w środku pola. Michał Mokrzycki i Adrien Louveau górowali nad częstochowskim duetem Władysław Koczerhin – Gustav Berggren. Wszędobylski był też Dani Ramirez. Hiszpan biegał ze dwóch zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Przez to Rakowowi bardzo trudno było wykreować sobie jakąś dobrą okazję do strzelenia gola. Ełkaesiakom zdarzało się popełniać błędy w wyprowadzeniu piłki (jak w przypadku Rahila Mammadova), ale jednocześnie zostały one błyskawicznie nadrabiane.
W 27. minucie bliski strzelenia gola był Husein Balić. Skrzydłowy uderzył jednak zbyt mocno i piłka po jego strzale wylądowała jedynie na bocznej siatce bramki Kovacevicia. Po ardzo dynamicznym początku spotkania tempo meczu trochę opadło. Niemniej ŁKS nadal nie pozwalał Rakowowi na zbyt wiele. Ełkaesiacy nadal byli stroną przeważającą w tym meczu. W 35. minucie kolejną dobrą okazję miał ŁKS. Balić przejął piłkę, wbiegł na skraj pola karnego i zagrał do Ramireza. Hiszpan jednak zwlekał zbyt długo. Chwilę później pierwszy celny strzał oddał Raków. Piłkę po stracie Duarmisiego przejął John Yeboah i strzelił, ale uderzenie to bez problemu obronił Bobek. Później kolejną dobrą akcję miał Raków, ale ofiarność Mammadova i Gulena sprawiły, że bramka nie padła. Mistrz Polski wysłał jednak pierwszy groźny sygnał ŁKS-owi w tym meczu.
Później doskonałą szansą do kontrataku mieli gospodarze, ale Janczukowicz zbyt długo czekał z odegraniem. A miał przed sobą choćby zupełnie niekrytego Ramireza…
Tuż przed końcem pierwszej połowy kolejną dobrą okazję miał ŁKS. Ramirez zagrał prostopadłe podanie do Janczukowicza, ale napastnik łodzian nie opanował futbolówki w polu karnym. Później nadeszła jeszcze odpowiedź Rakowa w postaci składnej i dynamicznej akcji, ale bramkarz ŁKS-u ponownie poradził sobie bez większych prolemów z uderzeniem piłkarza gośc. W doliczonym czasie zapachniało jeszcze rzutem karnym dla Rakowa, ale sędzia Bartosz Frankowski po konsultacji z wozem VAR uznał, że nie było przewinienia.
Pierwsza połowa w wykonaniu ŁKS-u była naprawdę obiecująca. Gospodarze grali jak równy z równym przeciwko mistrzowi Polski.
W 58. minucie bramce Bobka ponownie zagroził Yeboah. Niemiec poczarował w polu karnym i oddał niesygnalizowany strzał, ale poradził sobie z nim Bobek. Później nadal trwał oblężenie bramki ŁKS-u, ale łodzianie cały czas utrzymywali korzystny dla nich wynik. Widać było, że w porównaniu z pierwszą odsłoną opadli z sił, gale mimo to nadal bronili się naprawdę dzielnie. Różnice w umiejętnościach piłkarskich nadrabiali zaangażowaniem, walką na boisku i nieustępliwością.
W 65. minucie przeciętnego, ale walczącego dzisiaj Janczukowicza zastąpił na placu gry Kay Tejan. Na boisku w miejsce Szeligi zameldował się także Antoni Młynarczyk.
Chwilę po wejściu Balić i Tejan przeprowadzili dwójkową akcję, która zakończyła się rzutem rożnym dla gospodarzy.
W 69. minucie ŁKS otrzymał rzut karny po tym, jak piłkarz Rakowa zagrał ręką we własnym polu karnym. „Jedenastkę” na gola zamienił Dani Ramirez. To piąty wykorzystany przez Hiszpana rzut karny w tym sezonie. Po tej bramce stadion Króla eksplodował. ŁKS prowadził z mistrzem Polski.
ŁKS nie zwalniał tempa. W 82. minucie Młynarczyk po indywidualnym rajdzie wyłożył piłkę do Ramireza, a ten trafił w słupek. Hiszpan był centymetry od strzelenia drugiej bramki i wbicia gwoździa do trumny Rakowa w tym meczu.
Wydawało się, że ŁKS-owi nic już nie odbierze zwycięstwa w tym spotkaniu. Tak się jednak nie stało. Giannis Papanikolau w doliczonym czasie gry wepchnął piłkę do bramki łodzian i pokonał Bobka. To był dobry mecz ŁKS-u, ale zwycięstwo było o włos.
ŁKS Łódź 1:1 Raków Częstochowa
1:0 – Dani Ramirez (69’, k.)
1:1 – Papanikolau (90’)
ŁKS: Bobek – Durmisi, Flis, Mammadov, Dankowski – Mokrzycki, Louveau, Ramirez (Koprowski 90’) – Szeliga (Młynarczyk 65’), Janczukowicz (Tejan 65’), Balić (Głowacki 87’)
Raków: Kovacević – Svarnas, Arsenić, Racovitan – Silva, Koczerhin Berggren (Papanikolau 87’), Tudor (Drachal 39’) – Yeboah (Zwoliński 77’), Crnac, Nowak (Barath 87’)
Żółte kartki: Balić, Bobek
Czerwone kartki: brak.
Autorem tekstu jest Adam Kowalewicz.