To, co stało się w sobotni wieczór przy al. Unii trudno logicznie wytłumaczyć. ŁKS w pierwszej połowie prezentował się świetnie w ofensywie, od 31. minuty prowadził jedną bramką a przez ostatnich 20 minut grał w przewadze. Pomimo tego ostatnia drużyna ligi wywiozła z Łodzi cenny punkt.
Pierwsze minuty sobotniego starcia zapowiadały ciekawe widowisko – z jednej strony ŁKS grał z dużą intensywnością, utrzymywał się przy piłce i narzucał rywalowi swój styl gry, jednak z drugiej strony jego piłkarze popełniali proste, indywidualne błędy. Pomimo momentów dekoncentracji ełkaesiacy ze swobodą rozgrywali piłkę i jasne było, że stworzenie przez nich groźnej bramkowej sytuacji jest kwestią minut. Pierwszą z nich wykreowali w 10. minucie. Pirulo dograł do Antonia Domingueza ustawionego w narożniku pola karnego. Ten ustawił piłkę do strzału, uderzył z okolic szesnastego metra, a piłka pomknęła w narożnik bramki Górnika. Po chwili okrzyki radości na trybunach Stadionu im. Władysława Króla umilkły – po konsultacji z ekipą VAR sędzia wskazał, że gol padł po spalonym.
Co istotne, ta sytuacja nie wybiła ełkaesiaków z rytmu. Przeciwnie, podopieczni Kibu Vicuñii wciąż grali dynamicznie i dążyli do zdobycia gola. W 20. minucie Rygaard świetnie dośrodkował z rzutu wolnego, jednak Koprowski nie był w stanie skierować piłki głową do bramki, pięć minut później to Duńczyk uderzał po świetnym rajdzie i dograniu Bartosza Szeligi. Jego strzał był mocny, lecz niecelny.
ŁKS wyglądał bardzo dobrze, rozgrywał jeden z najlepszych meczów w ofensywie w tym sezonie. Akcje łodzian świetnie się zazębiały, nie brakowało w nich zagrań na jeden kontakt, a koncertmistrzami w orkiestrze zestawionej przez Kibu Vicuñę byli Antonio Dominguez i Mikkel Rygaard. Pierwszy imponował precyzyjnymi prostopadłymi podaniami zagrywanymi „z fałsza”, a drugi podtrzymał wysoką formę z derbów Łodzi i meczu z Zagłębiem Lubin; emanował pewnością siebie. Przy tak grającym ŁKS-ie Górnik nie mógł pozwolić sobie na zbyt wiele. Goście mieli swoje pojedyncze sytuacje, lecz biało-czerwono-biali za każdym razem wychodzili z tych opresji obronną ręką. Różnica klas pomiędzy dwoma zespołami była wyraźnie widoczna.
W 31. minucie stadion przy al. Unii rozbrzmiał wiwatami radości po raz drugi. Bramka padła po świetnej akcji całego zespołu. Antonio Dominguez znakomitym długim podaniem odnalazł Adriana Klimczaka, a ten dośrodkował w pole karne. Maciej Radaszkiewicz uderzył z najmniejszej odległości, lecz jego strzał obronił Szymański. Wobec dobitki Rygaarda golkiper Górnika był już bezradny. Sędzia analizował sytuację w konsultacji z arbitrami VAR, jednak tym razem podtrzymał swoją decyzję.
W 40. minucie sędziowie zajmujący się wideoweryfikacją znaleźli się na pierwszym planie po raz trzeci – tym razem przyglądali się sytuacji, w której Sebastian Krasny odgwizdał faul na napastniku Górnika. Uznali jednak, że przewinienie miało miejsce poza polem karnym. ŁKS wciąż grał dobre zawody i stworzył sobie świetną okazję ku temu, by schodzić do szatni z dwubramkowym prowadzeniem. W drugiej minucie czasu gry doliczonego do pierwszej połowy Radaszkiewicz popędził samotnie w pole karne Górnika, utrzymał się przy piłce i fenomenalnie dograł piętą do Rygaarda, który znalazł się w świetnej pozycji do strzału. Jego uderzenie z kilku metrów okazało się niecelne.
Po przerwie gra była nieco bardziej wyrównana niż przed przerwą, jednak jej obraz nie uległ zasadniczej zmianie – wciąż to ŁKS miał inicjatywę i prowadził grę. Wraz z upływem czasu goście czuli się jednak coraz pewniej. W 64. minucie mogli zdobyć bardzo widowiskową bramkę. Wszystko za sprawą Eryka Sobkówa – gracza stojącego za większością akcji, które wystawiały w sobotni wieczór na próbę koncentrację obrońców i bramkarza ŁKS-u. Tym razem były zawodnik Zagłębia Lubin uderzał zza 20. metra. Do szczęścia zabrakło mu niewiele – piłka minęła naprężonego niczym struna Arndta, lecz odbiła się od poprzeczki i wyszła poza boisko. W 70. minucie sędzia pokazał czerwoną kartkę Brunonowi Żołądziowi, który chwilę wcześniej nieprzepisowo zatrzymał Antonia Domingueza. ŁKS czekało 20 minut gry w przewadze.
I wtedy, gdy wydawało się, że czeka nas 20 minut dominacji biało-czerwono-białych i spokojne wyczekiwanie na końcowy gwizdek Sebastiana Krasnego… padł wyrównujący gol dla Górnika. Zaczęło się od tego, że obrońcy ŁKS-u zaspali i pozwolili gościom na wyprowadzenie kontry. Akcję polkowiczan zwieńczyło dośrodkowanie Karola Fryzowicza. Po zagraniu byłego gracza MKS-u Kluczbork piłka pomknęła wprost na głowę Kamila Wacławczyka, a ten pewnie skierował ją do bramki ŁKS-u.
Co zaskakujące, po stracie bramki grający w przewadze ŁKS nie ruszył do frontalnego ataku na czerwoną latarnię ligi. Ełkaesiacy wyglądali na zdeprymowanych i stremowanych, mnożyły się błędy indywidualne, brakowało piłkarza, który wziąłby odpowiedzialność za gonienie wyniku na swoje barki. W efekcie gra toczyła się głównie w okolicach linii środkowej, a ŁKS miał problem ze stworzeniem zagrożenia pod bramką Szymańskiego. Minuty płynęły, a kibice wciąż przecierali oczy ze zdumienia – biało-czerwono-biali nie potrafili zagrozić grającemu w osłabieniu ostatniemu zespołowi ligi.
W 90. minucie ełkaesiacy mieli piłkę meczową. Z szybką kontrą wyszli Corral i Jurić. Chorwat znalazł się w sytuacji sam na sam z Szymańskim, lecz nie potrafił jej wykorzystać. Piłkę dobijał Corral, ale futbolówkę zmierzającą do bramki wybił głową obrońca Górnika. W końcówce ełkaesiacy reklamowali arbitrowi zagranie ręką jednego z graczy Górnika. Sędzia poczekał na sygnał z wozu VAR, lecz wznowił grę. ŁKS nie miał już więcej dobrych sytuacji do zmiany wyniku. Mecz skończył się remisem, a piłkarzy pożegnały gwizdy. Trzeba niestety przyznać, że w pełni zasłużone.
ŁKS-Górnik Polkowice 1:1
31. Mikkel Rygaard
74. Wacławczyk
ŁKS: Arndt – Szeliga, Lorenc, Koprowski, Klimczak – Rozwandowicz (78. Nowacki), Dominguez, Rygaard (78. Corral) – Pirulo (65. Moreno), Radaszkiewicz (87. Jurić), Wolski (65. Kelechukwu)
Górnik Polkowice: Szymański, Magdziak, Kucharczyk, Szmyt (75. Sypek), Żołądź, Pałąszewski (92. Purzycki), Bancewicz (67. Wacławczyk), Szuszkiewicz (92. Karmelita), Sobków, Fryzowicz, Opałacz (67. Radziemski)