Gol w meczu ze Śląskiem, gol w meczu z Legią i słabszy występ w spotkaniu z Wartą Poznań. Czy Kristoffer Normann Hansen dostanie kolejne szanse, by udowodnić trenerowi Niedźwiedziowi, że jest w stanie stać się ważną postacią Widzewa? – Potrzebuję jeszcze więcej czasu i zaufania – mówi w ROZMOWIE TYGODNIA na łamach “Łódzkiego Sportu” norweski pomocnik łódzkiego klubu.
Bartosz Jankowski: Widzew to twój pierwszy zagraniczny klub. Jak się odnajdujesz w takiej nowej rzeczywistości?
Kristoffer Normann Hansen (Widzew Łódź): Tak, to dla mnie nowe wyzwanie. Nie jest łatwo być z dala od dziewczyny, rodziny i przyjaciół, ale to część życia piłkarza. W Widzewie powstała naprawdę fajna grupa zawodników, więc, jeśli mówimy o sprawach pozasportowych, wszystko jest w porządku.
W takim razie domyślam się, że gotowanie nie jest dla ciebie problematyczne?
Ani trochę. Lubię gotować, chociaż szczerze mówiąc więcej frajdy mam z gotowania dla innych niż dla siebie. Dlatego dość często wychodzimy z chłopakami z drużyny i jemy na mieście.
Przejdźmy do spraw sportowych. Czy żałujesz transferu do Widzewa?
Nie mogę powiedzieć, że żałuję. Oczywiście są kwestie, które wyobrażałem sobie inaczej, ale wiele rzeczy jest naprawdę pozytywnych. Warto było podpisać kontrakt chociażby z uwagi na atmosferę na trybunach naszego stadionu. To jest coś, co na pewno będę miło wspominał, kiedy już zakończę karierę. Uwierz mi, że niewielu piłkarzy ma okazję grać w takich warunkach, a wielu o tym marzy. Do tego dochodzi wynik sportowy, bo przecież jesteśmy w czołówce ekstraklasy.
Podjąłeś dość ryzykowną decyzję, by dołączyć do zespołu, który występował na drugim poziomie rozgrywkowym.
Przychodząc do Widzewa miałem sporo innych ofert, także z polskiej ekstraklasy i klubów z zagranicy, ale ostatecznie zdecydowałem się na Widzew ze względu na kibiców i plan na drużynę. Nie będę ukrywał, że trochę zaskoczył mnie sposób gry w polskiej lidze. Nie spodziewałem się, że tak wiele zespołów będzie nastawiało się na kontrataki, zamiast grać otwarty futbol. Chwilę mi zajęło, żebym się do tego przyzwyczaił i uważam, że to jeden z powodów, dla których grałem tak mało w I lidze.
W ekstraklasie trener również na ciebie nie stawiał i zimą zostałeś wystawiony na listę transferową. Czy taki ruch ze strony klubu zmotywował cię do jeszcze cięższej pracy?
Nie powiedziałbym, że to mnie zmotywowało. Chyba nawet ta decyzja miała na mnie odwrotny wpływ. W grudniu powiedziano mi, że mój czas w Widzewie raczej dobiegł końca. Przyjąłem tę wiadomość ze zrozumieniem, no bo przecież takie jest życie piłkarza. Przez pół roku grałem mało i to mimo tego, że przeciwko Piastowi pokazałem się z naprawdę dobrej strony, a do tego strzeliłem pięknego gola. Jestem pewien, że gdybym dostawał więcej szans, byłbym w stanie dać Widzewowi naprawdę wiele. Niestety nie grałem ani w pierwszej lidze, ani w ekstraklasie, więc prawdę mówiąc, poza dwoma ostatnimi tygodniami, moja przygoda w Widzewie w niczym nie przypomina tego, jak wyobrażałem sobie pobyt tutaj. Teraz jednak wszystko odwróciło się do góry nogami. Wszystko wskazuje na to, że zostanę w klubie, a do tego być może dostanę szansę, by udowodnić, że umiem grać w piłkę i mogę dać drużynie naprawdę wiele. Chcę wykorzystać swoje „pięć minut”.
Widzew nie chciał cię sprzedać, ale wypożyczyć. Wiesz, dlaczego podjęto taką decyzję?
Ciężko mi powiedzieć. To pytanie chyba bardziej do pionu sportowego Widzewa. Wiem, że dyrektor sportowy bardzo we mnie wierzy. Odbyliśmy niedawno rozmowę, z której jasno wynikało, że liczy na mnie i wie, że mogę być ważną częścią Widzewa.
Czy ciebie wypożyczenie by zadowoliło?
Raczej nie. Nie jestem już młodym piłkarzem, więc dla mnie wypożyczenie oznaczało tak czy inaczej, że w Widzewie już nie będę grał. Wiem na co mnie stać i dlatego nie ukrywam, że nie byłem zainteresowany wypożyczeniem do innego klubu.
Kiedy byłeś bliżej opuszczenia Widzewa? Latem czy tej zimy?
Zdecydowanie tej zimy. Pojawiały się jakieś zapytania o mnie, ale wiem, że nie było ich wiele. Nie chciałbym wchodzić w szczegóły negocjacji.
Ostatecznie zostałeś w Widzewie, zagrałeś w klasyku z Legią i o ten mecz chcę cię teraz zapytać. Która sytuacja utkwiła ci bardziej w pamięci – gol czy zmarnowana okazja z samej końcówki?
To dobre pytanie, bo za każdym razem, gdy mój zespół nie wygra, czuję rozczarowanie. A mam poczucie, że akurat ten mecz powinniśmy wygrać. Jeśli chodzi o tę sytuację z końcówki meczu, to po obejrzeniu powtórek wiem, że mogłem podać, ale też powinienem lepiej wykończyć tę akcję. No niemniej, gdybym ponownie znalazł się w takiej sytuacji, to na pewno podałbym do Shehu. Jednak w tamtym momencie, byłem po kolejnym długim sprincie w odstępie kilku minut, wyszedłem sam na sam z bramkarzem i skupiłem się maksymalnie na tym, by go pokonać. Mając wokół tysiące krzyczących fanów naprawdę ciężko usłyszeć kogokolwiek na boisku. Biegłem przed siebie, widziałem interweniującego bramkarza, ale nie dostrzegłem wcześniej Shehu. Moja odpowiedź chyba dość jednoznacznie wskazuje, że to właśnie ta niewykorzystana sytuacja siedzi mi w głowie bardziej niż strzelony gol.
CZYTAJ TAKŻE >>> Prezes Widzewa: „Zarabiam dwa razy mniej od poprzedniczki”
Minione tygodnie wreszcie były dla ciebie całkiem udane. Czy to twój najlepszy czas w Widzewie?
Zdecydowanie tak.
Czy można w takim razie czujesz, że stajesz się coraz ważniejszą postacią w drużynie?
Chciałbym powiedzieć, że tak, ale potrzebuję jeszcze więcej czasu i zaufania. Nie mam na myśli tego, że wcześniej nie czułem się częścią drużyny, ale to jasne, że czujesz się bardziej potrzebny, gdy dostajesz swoje szanse, strzelasz gole, asystujesz. Na razie jednak mówimy raptem o dwóch czy trzech tygodniach. Zrobię wszystko, by wykorzystać swoje pięć minut i nie myśleć o tych niezbyt udanych miesiącach, które, mam nadzieję, już za mną.
Nie chcesz myśleć o przeszłości, a czy planujesz przyszłość?
Nie, skupiam się na tym, co jest tu i teraz. Wszystko zależy od tego, jak ułożą się dla mnie najbliższe miesiące. Na wiele kwestii nie mam wpływu, więc doszedłem do wniosku, że lepiej będzie skupić się na rzetelnej codziennej pracy i nie tracić czasu na wybieganie w przyszłość.
Jak się dogadujesz z trenerem Niedźwiedziem?
Od razu sprostuję jakieś dziwne informacje o konflikcie pomiędzy mną a trenerem Niedźwiedziem. Nic takiego nie ma miejsca. W Norwegii, kiedy byłem u szczytu swojej formy, grałem na pozycji lewego skrzydłowego, mając na boisku sporo wolności. Oczywiście musiałem także grać w defensywie, ale głównie koncentrowałem się na ataku. Trener może faktycznie twierdzić, że ciężko znaleźć dla mnie miejsce na boisku, ale chociażby w Warszawie udowodniłem, że mogę z powodzeniem grać z lewej strony w trójce z przodu.
Sam w trakcie naszej rozmowy wspomniałeś, że twój dotychczasowy pobyt w Widzewie nie należy do łatwych. Jak sobie radziłeś z krytyką i brakiem gry? Pytam o to także w kontekście ostatnich informacji na temat Jordiego Sancheza.
Nie będę komentował tego, co się dzieje z Jordim. Kluby piłkarskie coraz częściej siegają po trenerów mentalnych , którzy mają stanowić wsparcie dla sportowców. Wiem, że Widzew jest klubem, który chce się rozwijać także na tym polu i planuje w przyszłości zatrudnienie takiego specjalisty. W jednym z moich poprzednich klubów w Norwegii trener mentalny był normalnie w sztabie szkoleniowym drużyny. On był dla piłkarzy ogromnym wsparciem. Nauczył wielu z nas, jak sobie radzić w różnych bardziej i mniej stresujących sytuacjach, które mogą się przydarzyć na boisku i ogólnie w trakcie kariery. Naprawdę sam się przekonałem, jak taka osoba może zmienić oblicze poszczególnych zawodników i całego zespołu.
Grając w Widzewie musisz się liczyć z nieustanną presją. Jak na ciebie działa obecność tysięcy kibiców na trybunach stadionu Widzewa? Plącze nogi czy motywuje do dawania z siebie 110%?
Rozumiem to, że piłkarze w Widzewie mogą czuć presję. Ma to związek nie tylko z dopingiem podczas meczów, ale przede wszystkim z wpisami w mediach społecznościowych. Dlatego ja nie czytam komentarzy i wpisów kibiców. Zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele ten klub znaczy dla fanów, ale jako zawodnik nie mogę dać się ponieść emocjom, szczególnie tym negatywnym. Niestety najczęściej działa to tak, że jeden negatywny komentarz ma większą moc niż dwadzieścia pozytywnych. Jeśli chodzi o mnie, to nie stresuje mnie obecność kibiców na trybunach. Wręcz przeciwnie. Potrafię cieszyć się chwilą, doping mnie napędza. Zdaję sobie sprawę z tego, że niewielu zawodników ma okazję grać przed taką publiką. Ja mam i to dla mnie nagroda, którą chcę się cieszyć jak najdłużej.
Z Kristofferem Normannem Hansenem rozmawiał Bartosz Jankowski (TVP3 Łódź).
CZYTAJ TAKŻE >>> ROZMOWA TYGODNIA. Dyrektor sportowy Widzewa o transferach: „Rozmowy zaczynają się od 300 tysięcy euro”
Janusz NiedźwiedźKristoffer HansenNorman HansenPKO EkstraklasaWidzew Łódź