Rozbity, pozbawiony argumentów ŁKS wyjeżdża z Radomia bez punktów. Przygnębiająca sobota dla kibiców ŁKS-u.
Ełkaesiacy od pierwszej akcji meczu wyglądali, jakby mentalnie zostali w szatni – nie potrafili utrzymać się dłużej przy piłce w środkowej strefie boiska, a ich akcje były szybko rozbijane przez gospodarzy. Radomiak z kolei już w kilkunastu pierwszych minutach spotkania stworzył dwie-trzy groźne sytuacje podbramkowe. Piłkarze Constantina Galcy szybko przekuli tę optyczną przewagę na konkrety – po wykonywanym w dwudziestej minucie rzucie rożnym Henrique wygrał pojedynek powietrzny z pilnującymi (?) go Flisem oraz Gulenem i wsadził piłkę za kołnierz interweniującego Arndta. Co więcej, raptem pięć minut później Zieloni mieli świetną okazję, żeby podwyższyć prowadzenie. Kaput uderzał jednak niecelnie. Ciśnienie skoczyło kibicom ŁKS-u ponownie w 29. minucie, gdy Arndt akrobatyczną interwencją zablokował piłkę zmierzającą w okolice spojenia słupka z poprzeczką.
W 34. minucie z boiska wyleciał Gulen, który od początku rozgrywał fatalne zawody – był wiecznie spóźniony, przegrywał pojedynki, notował łatwe straty. Po chwili sędzia Karol Arys… cofnął jednak swoją decyzję. Fani Biało-Czerwono-Białych mogli odetchnąć z ulgą, lecz tylko na chwilę. W 36. minucie Radomiak zdobył bramkę na 2:0 za sprawą kolejnego wyjątkowo elektrycznego w sobotnim meczu piłkarza ŁKS-u – Marcina Flisa, który tak niefortunnie próbował blokować dośrodkowanie Jana Grzesika, że skierował piłkę do własnej bramki.
Najbardziej przygnębiające było jednak to, że ełkaesiacy kompletnie nie reagowali na kolejne wyprowadzane przez gospodarzy ciosy – byli apatyczni, nie potrafili odgryźć się rywalam, choćby zbliżyć się do ich pola karnego. Czy to była najgorsza połowa ŁKS-u w tym sezonie? Wielce prawdopodobne.
Marcin Pogorzała prowadzący zespół w zastępstwie zawieszonego za czerwoną kartkę Kazimierza Moskala wprowadził w przerwie dwóch nowych piłkarzy. Nie zmieniło to jednak obrazu gry. Gospodarze tworzyli kolejne groźne sytuacje – w 50. minucie oddali nieudany strzał z dystansu, a chwilę później zmierzającą w okienko piłkę zatrzymał Arndt.
Po upływie około kwadransa drugiej części spotkania ŁKS oddalił grę od własnej połowy, zaczął wyglądać nieco pewniej. Zaowocowało to dwiema groźnymi sytuacjami – w 68. minucie po zamieszaniu w polu karnym Pirulo znalazł się z piłką raptem kilka metrów od bramki rywali. Trafił jednak wprost w obrońcę Zielonych. Kilkadziesiąt sekund później ŁKS zdobył bramkę kontaktową po składnej akcji zakończonej strzałem głową Dankowskiego. Sędzia anulował jednak to trafienie, dopatrując się spalonego.
Wydawało się, że to był moment, w którym losy spotkania mogły się jeszcze odwrócić. Niewykorzystane okazje ŁKS-u błyskawicznie się jednak zemściły – tuż po sytuacji, w której sędzia anulował gola Dankowskiego radomianie strzelili trzecią bramkę i zamknęli mecz. Strzelcem bramki był Semedo, który pokonał Arndta główką z minimalnej odległości.
W końcówce meczu emocje z oczywistych względów opadły. Radomiak nie dążył za wszelką cenę do zdobycia trzeciej bramki, dzięki czemu ŁKS z nieco większą swobodą rozgrywał piłkę. Łodzianie mieli jeszcze dwie okazje na zdobycie honorowej bramki. Najpierw ustawiony w dogodnej sytuacji do strzału w polu karnym Michał Mokrzycki nie potrafił jednak pokonać Posiadały. W doliczonym czasie gry świetną sytuację strzelecką wypracował zaś Jurić. Chorwatowi zabrakło jednak skuteczności. Ostatni gwizdek Karola Arysa był dla ełkaesiaków jak wybawienie – drużyna udała się do szatni z nosami spuszczonymi na kwintę.
Radomiak Radom – ŁKS 3:0
20. Henrique
36. Flis (GS)
69. Semedo
Radomiak: Posiadała – Grzesik, Luizao, Cestor, Abramowicz, Semedo, Donis, Kaput (85. Stopczyński), Wolski (76. Semedo), Machado (85. Leandro), Henrique (76. Rocha)
ŁKS: Arndt – Gulen (46. Dankowski), Monsalve, Flis, Głowacki – Mokrzycki, Małachowski, Ramirez (67. Fase) – Janczukowicz (85. Jurić), Tejan (31. Pirulo), Szeliga (46. Louveau)