Po dobrym meczu Widzew ograł Stal Mielec 1:0. Jedynego gola zdobył przepięknym strzałem z woleja Andrejs Ciganiks, który wskoczył do składu kosztem Fabio Nunesa.
Widzewiacy musieli sobie dzisiaj radzić bez Jordiego Sancheza i Fabio Nunesa, którzy pauzowali za kartki. Niemniej już przed meczem opiekun łodzian przyznał, że Hiszpana zastąpi na szpicy Imad Rondić, a na lewej obronie ujrzeliśmy dziś od pierwszych minut Andrejsa Ciganiksa. Od pierwszych minut mogliśmy też podziwiać po raz pierwszy w lidze Sebastiana Kerka. Z kolei w ekipie gości nie mógł dziś zagrać Piotr Wlazło, jego miejsce zajął Matthew Guillaumier.
Na konferencji przedmeczowej Daniel Myśliwiec określił Stal mianem drużyny niedocenianej w skali całej ligi.
– Bardzo podobają mi się niektóre jednostki w drużynie Stali, które są tam już od dawna. Są skuteczni, bez względu na to, z kim pracują. Mam na myśli np. Matrasa, który ma niebywałą skuteczność odbiorów. To nieobliczalna drużyna, trzeba być czujnym w każdym momencie. Niektórzy mogą wyglądać niepozornie, ale nie bez powodu co sezon od awansu Stal realizuje swoje cele – opisywał mielczan opiekun Widzewa, dając tym samym do zrozumienia, że dzisiejsze zawody nie będą łatwe.
Od samego początku obie drużyny nie zamierzały się zbytnio otwierać. Na pierwszą niezłą okazję trzeba było czekać do 23. minuty, kiedy to świetną wrzutką na głowę Dawid Tkacza popisał się Sebastian Kerk. Jednakże młodzieżowiec Widzewa nie zdołał celnie przymierzyć.
Chwilę później z przeciwnej strony wrzucał Ibiza, ale tym razem Imad Rondić, choć oddał celny strzał, nie zdołał pokonać golkipera gości. Stal nie chciała być gorsza. Dobrą akcję przeprowadzili Maciej Domański z Ilją Szkurynem, ale i w szeregach łodzian na posterunku był Henrich Ravas.
Na początku drugiego kwadransa śmiałą próbą popisał się Krystian Getinger. Wahadłowy Stali dostrzegł źle ustawionego golkipera gospodarzy i postanowił oddać strzał z około 30. metra, choć precyzji w nim zbyt wiele nie było. Minutę później Widzew znów postraszył rywali dośrodkowaniem – tym razem uczynił to Ciganiks, po którego wrzutce Rondić obił słupek. Kilka minut później napastnik omal nie skorzystał z centry Kerka, ale nie dał rady oddać czystego strzału głową. Czysty strzał Rondić oddał za to pod koniec podstawowego czasu pierwszej odsłony, ale wprost w koszyczek Kochalskiego.
Do przerwy więc kibice w „Sercu Łodzi” goli nie doświadczyli, ale na nudę narzekać nie mogli. Przynajmniej kilkukrotnie zapachniało otwarciem wyniku, co miało być dobrym prognostykiem po zmianie stron. Choć, jak pisaliśmy przed kilkoma dniami, Kamil Kiereś jako trener dziewięciokrotnie mierzył się z Widzewem. I tylko raz w starciach tych zatriumfował, trzy razy zaś przegrywał. Jak można łatwo policzyć: drużyny Kieresia dzieliły się z Widzewem punktami aż pięciokrotnie.
Jakby tego było mało, w czterech z pięciu wspomnianych remisów nie padł ani jeden gol – cztery z dziewięciu meczów drużyn Kamila Kieresia przeciwko Widzewowi zakończyły się bezbramkowym remisem. Na pocieszenie można dodać, że z trzech dotychczasowych w tym sezonie remisów z udziałem Stali, tylko jeden zakończył się bezbramkowym rezultatem. Zaś Widzewowi taki wynik zdarzył się dość dawno, bo na początku rundy wiosennej poprzednich rozgrywek, w starciu z Lechią Gdańsk, a i sam w tym sezonie lubi strzelać w ostatnim kwadransie.
Drużyny Kamila Kieresia nie lubią przegrywać, dlatego często remisują. Szczególnie z Widzewem
Druga odsłona nie rozpoczęła się dla Widzewa najlepiej, bo od zmiany Sebastiana Kerka, którego zastapił Julian Shehu. Niewykluczone, że roszada ta była pokłosiem urazu, którego Niemiec nabawił się podczas jednej z akcji w pierwszych 45 minutach, gdyż wydawał się być jedną z wiodących postaci na placu gry. Kilka minut po zmianie stron „centrostrzałem” popisał się Bartłomiej Pawłowski. Golkiper Stali z problemami, bo na raty, ale zdołał złapać futbolówkę. Niemniej jednak na pierwszą naprawdę solidną okazję trzeba było poczekać do około 60. minuty, kiedy Ilja Szkuryn nie trafił w piłkę z blisko dziesięciu metrów, okradając tym samym jednego ze swoich kolegów z potencjalnej asysty.
Widzew zrewanżował się groźnie wykonanym rzutem wolnym, po którym Kochalski tym razem miał problemy z piąstkowaniem. Zrobił to tak, że piłka wylądowała w polu karnym, ale widzewiacy nie zdołali wykorzystać tamtejszego zamieszania. Innym razem Miloš dośrodkował do Shehu, ale Albańczyk spudłował. Chwilę później jeszcze lepszej okazji nie wykorzystał Rondić, który równie dobrze mógł, a nawet powinien już mieć dublet.
Dopiero w 73. minucie wynik przepięknym golem z dystansu otworzył ten Ciganiks. Łotysz huknął z pierwszej piłki, nie dając najmniejszych szans golkiperowi Stali. Można się było spodziewać, że wreszcie coś wpadnie, bowiem Widzew uwielbia strzelać gole w tym okresie czasu, kiedy to Stali zdarzało się je tracić. Stal nie chciała być gorsza, w końcu w jej szeregach także nie brakuje postaci, które potrafią przymierzyć z dystansu. Z tego tytułu niedługo później Domański zza szesnastki próbował zaskoczyć Ravasa. Innym razem ze skraju pola karnego groźny strzał oddał Hinokio, ale piłka minęła bramkę kilka metrów obok.
Niemniej jednak łodzianie po zdobyciu gola skutecznie się bronili, przez co goście nie byli w stanie odpowiednio zagrozić bramce strzeżonej przez Ravasa. Przy okazji czyhali na błędy gości, stawiając na fazy przejściowe – kiedy tylko Stal traciła piłkę, widzewiacy starali się szybko przechodzić z obrony do ataku.
Widzew Łódź – Stal Mielec 1:0 (0:0)
Gol: 73. Ciganiks
Widzew: Ravas – Ciganiks, Ibiza, Żyro, Miloš – Kerk (46. Shehu), Hanousek, Kun – Tkacz (78. Klimek), Pawłowski (88. Da Silva) – Rondić
Stal: Kochalski – Esselink, Matras, Ehmann – Getinger (80. Wołkowicz), Guillaumier (84. Santos), Trąbka, Stępień (71. Gerstenstein) – Hinokio (84. Wolsztyński), Domański – Szkuryn (71. Meriluoto)