Łodzianie do meczu z Radomiakiem przystępowali po dotkliwej porażce w Zabrzu, w którym ulegli miejscowemu Górnikowi 0:3. Nie ma co owijać w bawełnę, że tamto spotkanie widzewiacy przegrali w pierwszej połowie. Trzy gole zabrzan sprawiły, że szanse łodzian na punkty były iluzoryczne. Beniaminek atakował po przerwie, jednak z każdą minutą jego gra wydawała się bardziej nerwowa. I nie sposób nie zauważyć podobieństw między starciem sprzed tygodnia do tego rozegranego we wczorajsze, niedzielne popołudnie.
Radomiak zaczął od mocnego uderzenia. Gol w drugiej minucie meczu z pewnością podciął skrzydła widzewiakom, jednak czasu na naprawę sytuacji wciąż było bardzo dużo. Sprawa pogorszyła się, gdy radomianie po szybkiej kontrze podwyższyli na 2:0 i postawili czerwono – biało – czerwonych pod ścianą. RTS musiał rzucić się do szaleńczych ataków i to właśnie uczynił. Druga połowa zaczęła się dla miejscowych rewelacyjnie, bo nadzieję w serca łódzkich kibiców wlał Jordi Sanchez, który w w 51. minucie pokonał Gabriela Kobylaka. Piłkarze Janusza Niedźwiedzia zagrażali bramce przeciwnika wielokrotnie, niekiedy tworząc stuprocentowe okazje. Ale to nie dało im gola. Tego strzelili z kolei goście, który w 91. minucie praktycznie zamknęli mecz, mimo, że do końca pozostało jeszcze 14 minut gry, bo tyle doliczył sędzia tego spotkania.
ZOBACZ TAKŻE>>>Czy kibice Widzewa przeszkodzili drużynie?
Czy Widzew zagrał słaby mecz? Nie. Widzew zagrał słabą pierwszą połowę. Czy Widzew mógł mimo to wygrać to spotkanie? Tak. Wyraźnie pokazują to statystyki. Gdy spojrzymy na liczby tego meczu, a później na wynik, możemy odnieść wrażenie, że doszło do jakiejś pomyłki. Może ktoś się pomylił i gole widzewiaków przypisał radomianom? Nie, najzwyczajniej w świecie, łodzianie byli tego dnia szalenie nieskuteczni.
Według oficjalnych statystyk meczowych zaprezentowanych po zakończeniu meczu, widzewiacy oddali na bramkę Kobylaka aż 28 strzałów. 12 z nich było strzałami celnymi. To najwięcej ze wszystkich rozegranych do tej pory przez łodzian meczów. Z kolei Radomiak w ciągu całego spotkania oddał zaledwie 7 uderzeń na bramkę Henricha Ravasa. 4 z nich były strzałami celnymi. 3 za to wpadły do siatki łodzian. To dużo mówi o przewadze RTS – u, ale też o jego skuteczności, która stała wczoraj na bardzo niskim poziomie. Jednocześnie pokazuje jak nieprawdopodobną wręcz efektywnością wykazali się goście, którzy do strzelenia trzech goli potrzebowali tylko czterech celnych uderzeń.
Patrząc dalej widzimy olbrzymią przewagę Widzewa w posiadaniu piłki. 65% do 35% na korzyść łodzian to imponujący wynik, ale jeszcze mocniej na wyobraźnie działa ilość podań wymienionych przez podopiecznych Janusza Niedźwiedzia. 80% celnych wymian z liczby 559, przy skromnej liczbie 57% z 209 podań gości. I trzeba nadmienić, że lwia część tych podań to zagrania do przodu, a nie jak to często bywa w futbolu, “klepanie” na własnej połowie do podbicia liczb. Z dalszych zestawień ciężko znaleźć takie, w którym to Radomiak był lepszy. Miał więcej żółtych kartek, ale to raczej wątpliwy powód do radości dla trenera Mariusza Lewandowskiego.
Ktoś może się uśmiechnąć i powiedzieć, że punkty dostaje się za strzelone bramki, a nie ilość podań czy celnych uderzeń. I ten ktoś ma rację. Statystyki czterokrotnego mistrza Polski wyglądają po meczu z radomianami imponująco, ale co z tego, skoro najważniejsze zestawienie pokazuje wynik 1:3, a trzy “oczka” powędrowały na konto gości?
ZOBACZ TAKŻE>>>Widzew wypunktowany przez Radomiaka