“Strzelmy im dwie bramki zanim zorientują się, że nie potrafimy grać w piłkę” powiedział po meczu z ŁKS-em, trener GKS-u Jastrzębie. Chociaż mówił o swojej drużynie, idealnie podsumował grę Rycerzy Wiosny.
“Strzelmy im dwie bramki zanim zorientują się, że nie potrafimy grać w piłkę” powiedział o swojej drużynie, trener Jastrzębia, Jacek Trzeciak. Niestety, ale w środowy wieczór to zdanie bardziej pasowało do ŁKS-u. Nawet jeżeli sędzia pomógł drużynie ze Śląska dyktując kontrowersyjny rzut karny, łodzianie w drugiej połowie zapomnieli jak się gra w piłkę. Jaka była tego przyczyna?
Według trenera ŁKS-u, Kibu Vicuny drużyna nie ma problemów z koncentracją.
“Nie zgadzam się, żebyśmy byli nieskoncentrowani. Przy pierwszej bramce byliśmy źle ustawieni, dlatego Feruga niekryty mógł strzelić naprawdę ładną bramkę. Przy drugiej, karny, dla mnie z niczego i straciliśmy dwa punkty. W tym problemie nie chodzi o koncentrację, a utratę kontroli nad grą. My kontrolujemy grę mając piłkę, a my ją traciliśmy. W momencie, w którym zdobyliśmy drugą bramkę za bardzo traciliśmy i oddawaliśmy piłkę. “
Dlaczego w takim razie, ŁKS oprócz meczu z Puszczą Niepołomice, w każdym spotkaniu utrudnia sobie życie w końcówkach? Z GKS-em Tychy, bramkę ma 1:1, łodzianie stracili po niepotrzebnym faulu przed polem karnym. Ze Skrą drżeli do dobry wynik do ostatnich minut, bo kiedy drużyna z Częstochowy poczuła krew, rzuciła się do ataku. Z Jastrzębiem, w pół godziny byli w stanie roztrwonić dwubramkowe prowadzenie. Jeżeli problemem nie jest koncentracja to co?
Złe decyzje zawodników ŁKS-u, przynoszą następne złe decyzje. Najlepszy przykład? Adrian Klimczak traci piłkę, po czym w polu karnym popełnia błąd, po którym sędzia gwiżdże (być może niesłusznie) rzut karny. Brak chłodnej głowy i konsekwencji w zachowaniu, potęguje lawinę błędów, które prowadzą do niebezpiecznych sytuacji. W meczu z GKS-em Tychy po sprokurowanym rzucie wolnym, w zespół wkradło się takie rozprężenie, że nikt nie był w stanie pokryć uderzającego z dystansu Wołkowicza. W spotkaniu z Jastrzębiem, ŁKS stracił identyczną bramkę po strzale Ferugi. Oczywiście, że były to piękne uderzenia, nie do obrony dla bramkarza, ale skoro coś powtarza się regularnie to znaczy, że pracując nad tym elementem można go wyeliminować, zanim przeciwnik będzie w stanie do niego doprowadzić.
Ten sam problem pojawia się w ofensywie. Jeżeli akcja się nie zawiąże, ŁKS cofa piłkę głęboko do obrony. W meczu z Jastrzębiem cała drużyna stała w polu karnym przeciwnika i czekała na dośrodkowanie Piotra Gryszkiewicza, ale młody skrzydłowy wolał podać do bramkarza i budować akcję od defensywny. Podania w poprzek boiska i mozolne rozgrywanie piłki między obrońcami, przynoszą korzyść jeżeli reszta drużyna gra w odpowiednim tempie i przygotowuje się do akcji ofensywnej. Piotr Janczukowicz mógł wymusić karnego podobnie jak zawodnik Jastrzębia. W ostatnich minutach w polu karnym gości, obrońca drużyny ze Śląska zahaczał nogą o jego głowę. Napastnik, który się pogubił, nie wiedział, czy ma podawać, strzelać, czy mijać obrońców i stracił piłkę. Gdyby się położył, z dużą dozą pewności można stwierdzić, że sędzia odgwizdałby rzut karny.
ŁKS jest źle przygotowany fizycznie. Problem widać już od wiosny 2021 roku. Przypomnijmy mecz z Sandecją, który łodzianie przegrali 1:2. Zespół z Nowego Sącza nie był lepszy, ale miał więcej siły i wykończył fizycznie drużynę prowadzoną wtedy przez Ireneusza Mamrota. Brak sił to częstsze błędy, o czym pisaliśmy wyżej. Jeżeli obrońca nie może dogonić napastnika, najczęściej ratuje się faulem.
Obrona przed stałymi fragmentami gry wychodzi łódzkiej drużynie fatalnie. Przez zmęczenie pomocnicy podejmują gorsze decyzje i notują straty. Nie ma gorszej straty, niż ta w środku pola, bo w realiach pierwszej ligi, praktycznie zawsze kończy się ona, groźną akcją przeciwnika. Należy też pamiętać, że zmęczenie może wpłynąć na motywację. Kilku zawodników nie ma siły już po godzinie gry, więc trudno im zachować koncentrację na resztę meczu. W ten sposób ŁKS stracił punkty z Tychami i Jastrzębiem, a mógł też stracić ze Skrą.
Oczywiście równie dużym problemem jest plaga kontuzji. Już w minionym sezonie Ireneusz Mamrot przez kilka meczów z rzędu, nie był w stanie wystawić tej samej jedenastki, bo ciągle ktoś wypadał. Teraz Vicuny przed sezonem wypadli Monsalve, Ricardinho i Kuźma. W pierwszym meczu kontuzji doznał Dominguez, a Monsalve spędził na boisku 53 minuty i znowu czekają go trzy tygodnie przerwy. W meczu z Puszczą i Jastrzębiem plac gry musiał opuścić Maciej Dąbrowski. Niektórzy mówią, że to pech, że piłkarze doznają urazów mechanicznych i taki jest sport. Oczywiście, że doznają, ale jeżeli mieliby odpowiednio wzmocnione mięśnie, rehabilitacja trwałaby krócej, albo urazy byłby niegroźne.
Po meczu ze Skrą Kibu Vicuna powiedział, że jeżeli w ten sposób ma awansować, to może wygrywać wszystkie mecze po 3:2. W tym momencie tak to w ŁKS-ie wygląda: ” Strzelmy im dwie bramki zanim zorientują się, że nie potrafimy grać w piłkę”. Jastrzębie się zorientowało i doprowadziło do remisu. Żeby łódzki klub liczył się w gronie kandydatów do awansu, potrzebne są duże zmiany w sferze mentalnej, taktycznej i fizycznej.
fot: ŁKS Łódź