Z poślizgiem spowodowanym przez czynniki obiektywne (urlop!) podsumuję sezon w wykonaniu łódzkich drużyn piłkarskich. Niestety, nie był tak dobry jak poprzedni, kiedy Widzew utrzymał się w ekstraklasie, a ŁKS do niej awansował. Co prawda widzewiacy zajęli najwyższe miejsce w XXI wieku, ale do ideału sporo jednak brakowało. Ale do rzeczy…
A właściwie wygrani, bo chodzi o kibiców Widzewa. Kolejny raz wykupili wszystkie karnety i w każdym spotkaniu wypełniali stadion. Nie zrażały ich niepowodzenia, a wiara w drużynę i doping podczas domowych spotkań niósł zespół w trudnych momentach. Nagrodą za to były wygrane derby czy pokonanie Legii po latach niepowodzeń. Pokazem widzewskiej siły był mecz w Chorzowie, podczas którego Stadion Śląski został wypełniony. Brawo!
Tutaj bezkonkurencyjny jest ŁKS, w którym nie wyciągnięto wniosków z poprzedniego pobytu w polskiej elicie piłkarskiej. Historia się powtórzyła, a beniaminek z al. Unii z hukiem spadł, będąc zdecydowanie najgorszy w lidze. Pierwsza zmiana trenera okazała się strzałem w kolano (nie wiem, na co liczyli szefowie klubu, bo musieli przecież słyszeć opinie o następcy), druga dała nadzieję, ale na ratunek było już za późno. Drużynie brakowało charakteru, a potencjalni liderzy (Pirulo, Monsalve, Szeliga, Dankowski) zawiedli, a większość transferów była nietrafiona. Efekt – aż 22 porażki i 75 straconych goli.
Powinien być najlepszy, ale jednego lidera nie było. Jesienią świetnie spisywali się Bartłomiej Pawłowski i Henrich Ravas, ale temu pierwszemu nie posłużyła zmiana pozycji na boisku, a Słowak został sprzedany. Numerem jeden w moim rankingu jest Fran Alvarez. Przyznam, że po pierwszych występach nie wierzyłem, że Hiszpan stanie się liderem drużyny, jednak pomyliłem się, bo z meczu na mecz grał lepiej i dziś trudno wyobrazić sobie Widzew bez niego. Dużo trudniej ocenić zawodników ŁKS-u. Znakomicie zaczął Aleksander Bobek, lecz szybko zgasł. Niezłe występy miał Michał Mokrzycki, o dużym potencjale czasami (choć stanowczo za rzadko) przypominał Dani Ramirez. Stawiam na Kaya Tejana. Cytując słynnego ełkaesiaka Jana Tomaszewskiego, Holender “był piłkarzem boskim, bo chyba tylko Bóg wiedział, kiedy zagra dobrze”. W ŁKS-ie wyróżniał się, lecz potrafił zrobić różnicę na boisku. Gdyby miał lepsze otoczenie…
Tutaj konkurencja jest dużo większa niż we wcześniejszej kategorii. Wybieram więc największe rozczarowanie, a jest nim bezapelacyjnie Sebastian Kerk. Miał być gwiazdą, ale wyróżnił się jedynie w liczbie wizyt w gabinetach lekarskich i opuszczonych treningów. W Widzewie zawiódł Ernest Terpiłowski, jesienią sprzedawany ponoć do Włoch, a wiosną mający problem z miejscem w kadrze. Po zachodniej stronie miasta ciężko wybrać najgorszą piątkę, ale moim kandydatem jest Anton Fase, sprowadzony prawdopodobnie przez pomyłkę, bo umiejętności ma mierne, a chęci jeszcze mniejsze. Przyznam, że zawiódł mnie Bobek, po którym bardzo dużo sobie obiecywałem. To wielki talent, który jednak dostosował się do poziomu zespołu, pokazując, że psychika nie jest (mam nadzieję, że jeszcze!) jego atutem.
Wybieram wygraną Widzewa z Lechem w Poznaniu, która nie była szczęśliwa, jak choćby z Legią, a w pełni zasłużona. ŁKS najbardziej podobał mi się w spotkaniu z Pogonią Szczecin na swoim stadionie. Choć zwycięskiego gola Engjell Hoti strzelił w doliczonym czasie, to wcześniej beniaminek wcale nie był gorszy od kandydata do tytułu, jakim wtedy wydawała się Pogoń.
W przypadku ŁKS-u dylematu nie ma – jest to lanie 0:5 z Górnikiem Zabrze. A że stało się to w Łodzi, oceniam to jako znacznie większą żenadę niż porażka 0:6 z późniejszym mistrzem Polski w Białymstoku.
Widzew powinien najbardziej wstydzić się po przegranych u siebie z Radomiakiem (0:3) i Śląskiem Wrocław (0:2). W obu spotkaniach był wyjątkowo bezradny i oczy bolały od patrzenia na jego grę.
Zwolnienie przez Tomasza Stamirowskiego Janusza Niedźwiedzia. Nie było to łatwe, bo trener wprowadził drużynę do ekstraklasy i w pierwszym sezonie utrzymał ją, był też ulubieńcem kibiców, z czym akurat w Widzewie trzeba się liczyć. Właściciel klubu pokazywał dotąd, że ceni stabilizację, jednak nie zawahał się pozbyć szkoleniowca. W ŁKS-ie na plus trzeba zapisać danie szansy Marcinowi Matysiakowi. Szkoda, że tak późno… Dobrze trzeba też ocenić wejście nowego udziałowca do spółki, bo co dwa konta, to nie jedno!
Zatrudnienie Piotra Stokowca w ŁKS-ie. Niestety, nowy szkoleniowiec nie dość, że nie poprawił gry i wyników, to jeszcze jedno i drugie pogorszył.