Magdalena Zając ukończyła pierwszy rajd w 2025 roku. W Africa Eco Race łodzianka zajęła pierwsze miejsce w klasie T1.1 oraz drugie w klasyfikacji samochodów. Jakie są jej wrażenia po udziale w tym rajdzie i przejechaniu ponad 5000 kilometrów po afrykańskich bezdrożach?
Bartosz Jankowski: Na początek poproszę o ogólne podsumowanie całego rajdu.
Magdalena Zając (TME Proxcars Rally Team): Mam bardzo mieszane uczucia co do tego rajdu. Z jednej strony cieszę się że go ukończyłam, należy bowiem do nazwijmy to „rajdowej korony himalajów” obok Dakaru i Silk Way. Poza tym dał mi kolejne cenne doświadczenia. Z drugiej strony mam pewien niedosyt, bo myślałam, że będzie trudniejszy.
Który odcinek był najtrudniejszy, a który najłatwiejszy?
Tak naprawdę nie ma łatwych odcinków, bo wszędzie czyhały niespodzianki. Najtrudniejsze, ku mojemu zdziwieniu, były wydmy, z którymi przecież miałam już do czynienia we wcześniejszych rajdach. Nie było ich dużo i naprawdę nie były wysokie, ale piasek był tak strasznie sypki, że zakopywaliśmy się co chwilę, dopóki ktoś nie powiedział nam, żeby spuścić powietrze do 0,3 atmosfery. Nigdy w życiu tak nie jeździłam – na ogół było to 0,7 – 1,2.
Czy osiągnięty rezultat, czyli pierwsze miejsce w klasie T1.1 i drugie w klasyfikacji generalnej można nazwać sukcesem?
Trudne pytanie. Z jednej strony tak, bo AER to nie byle co, tylko „stary Dakar”. Ukończenie każdego rajdu a zwłaszcza maratonu jest sukcesem i pierwsze miejsce, szczególnie nagradzane trofeum rajdowym, zawsze daje satysfakcję.
Z drugiej strony ciężko mówić o sukcesie, gdy dwóch najgroźniejszych rywali wyeliminowały problemy techniczne. Przy tak małej liczbie zawodników rywalizacja jest trochę wypaczona.
Dlaczego ten rajd zaliczany do najtrudniejszych rajdów na świecie?
Powiem szczerze, że osobiście bym go w tym gronie nie umieściła. Zarówno długość jak i poziom trudności odcinków specjalnych nie dorównuje Dakarowi. Ale jest to jednak bite 11 dni i ponad 5500 km w rajdówce. Więc musi wytrzymać i ona, i my. I to jest chyba w tej zabawie najtrudniejsze. Oczywiście jeśli chodzi o chłopaków z zespołu to cała logistyka, przygotowania, ilość przejechanych kilometrów samochodami serwisowymi, składanie i rozkładanie „obozu”, naprawy rajdówki dały im w kość równie mocno jak na Dakarze. To jest jednak, jakby nie patrzeć, przejechanie z całym tym majdanem przez ładny kawał Afryki.
Czy obecność tak niewielkiej liczby załóg to wada czy zaleta?
Jest tylko jedna zaleta – łatwiej wygrać. Ale cóż z tego, gdy to zwycięstwo niestety nie smakuje tak dobrze.
Jakie ma pani plany na najbliższe dni? Potrzeba odpoczynku czy jest chęć jazdy wszystkiego co się da? Jaki rajd następny w kolejce?
Ja nie muszę odpoczywać, ale rajdówka musi. Mamy ją tylko jedną, trzeba ją porządnie przejrzeć, powymieniać co trzeba. Podjęliśmy decyzję, że w tym sezonie odpuszczamy rajdy na Bliskim Wschodzie, a co za tym idzie odpuszczamy Puchar Świata. Pojedziemy cały cykl Pucharu Europy, który zaczyna się 1 maja rajdem w Portugalii. Oczywiście jak tylko da się upchnąć gdzieś pomiędzy jakiekolwiek inne rajdy – nie odpuszczę. A na początku kwietnia wracamy do Maroka na nasz ulubiony Morocco Desert Challenge. Jak wrócę, to dam znać czy był trudniejszy od tegorocznego Africa Eco Race.