Nowi piłkarze w ofensywie dali mu zwycięstwo w pierwszym w tym roku meczu w pierwszej lidze.
Marsz w górę ligowej tabeli piłkarze Widzewa mieli zacząć od meczu z Koroną Kielce. To zaległe spotkanie z jesieni. Trudno było wskazać faworyta sobotniego meczu, bo w pierwszym etapie rozgrywek oba zespoły radziły sobie słabo. Obie grały w kratkę.
Widzew zaczął bez Marcina Robaka w składzie, co było pewną niespodzianką. Co prawda kapitan czerwono-biało-czerwonych przez całe zgrupowanie w Turcji był chory, ale później normalnie trenował, więc teoretycznie był gotowy. Trener Enkeleid Dobi zdecydował jednak, że ikona klubu usiądzie na ławce, a od początku z przodu zagrają Paweł Tomczyk i Przemysław Kita. To całkiem nowy atak Widzewa. Więcej niespodzianek w składzie nie było. Łódzki zespół zaczął bez ani jednego obcokrajowca w składzie. Z kolei w Koronie było aż sześciu zawodników z zagranicy.
Początek meczu był wyrównany. Po raz pierwszy ciekawie było pod bramką gospodarzy za sprawą Mateusza Możdżenia. Kapitan Widzewa chyba niepotrzebnie próbował wślizgiem zablokować jednego z graczy Korony i trafił go w nogę. Na szczęście sędzia nie podyktował karnego.
Zrobił to niedługo potem, bo w 10 minucie. O piłkę powalczył w swoim styli Kita, a potem ambicją zaimponował też Tomczyk. Efekt był taki, że nowego napastnika Widzew wyciął trochę przypadkowo Grzegorz Szymusik. Karnego pewnym strzałem wykorzystał Tomczyk.
Kielczanie do końca drugiej połowy dłużej byli przy piłce, ale lepsze okazje stwarzali widzewiacy. W 18 minucie po szybkiej kontrze przed znakomitą szansą mógł stanąć Piotr Samiec-Talar, ale obrońca w ostatniej chwili wybił mu piłkę. Kilka minut później do bramki znów trafił Tomczyk, ale był na spalonym. To jednak też była bardzo ładna akcja gospodarzy. Ofensywę napędzali Samiec-Talar, Mateusz Michalski i najbardziej wysunięci Tomczyk i Kita.
Dwóch z nich zostało bohaterami akcji z 39 minuty. Samiec-Talar ograł dwóch obrońców na prawym skrzydle, podał do Kity, ten strzelił na bramkę, ale bramkarz odbił piłkę. Dopadł do niej Samiec-Talar i podwyższył (po rykoszecie) prowadzenie Widzewa.
Drugą połowę lepiej zaczęli gospodarze. Już kilka minut po przerwie mieli kolejny rzut karny za faul na Danielu Tanżynie, którego za koszulkę ciągnął Mario Zebić. Do jedenastki znów podszedł Tomczyk, ale tym razem uderzył bardzo źle: za lekko i przede wszystkim sygnalizowanie. Marek Kozioł odbił piłkę.
Przy wyniku 3:0 Korona pewnie już by się nie podniosła, atak kielczanie wciąż mieli nadzieję, że nie muszą w Łodzi przegrać. W 59 minucie znakomitą szansę miał Marko Pervan, który uderzył głową obok słupka. Wrąbel tylko odprowadzał piłkę wzrokiem. Bardzo podobnie było chwilę później. Tym razem nogą strzelał Kubilay Yilmaz, ale też chybił. Było coraz groźniej pod bramką Widzewa.
Później widzewiakom udało się przesunąć grę dalej od swojej bramki. Coraz lepiej grała też łódzka defensywa, a może to kielczanie stracili siły, by atakować z większą determinacją.
W 69 minucie na boisku pojawił się Robak i po dziesięciu minutach był bliski zdobycia gola. Bramkarz obronił jednak jego strzał z ostrego kąta. Kapitan Widzewa pokazał, że nie zamierza zadowolić się miejscem na ławce.
Widzew dociągnął ten wynik już do końca i zdobył jakże ważne 3 punkty. Trzeba jednak stwierdzić uczciwie, że nie rozegrał wielkiego meczu i przy lepszym rywalu nie byłoby tak łatwo. Ale zapomnimy o tym. Najważniejsze są punkty, które przybliżają drużynę do celu.
I jeszcze jedno: już w doliczonym czasie gry czerwoną kartkę za złe zachowanie na ławce zobaczył trener Dobi.
Widzew – Korona Kielce 2:0 (2:0)
1:0 Tomczyk 11., z rzutu karnego
2:0 Samiec-Talar 39
Widzew: Wrąbel – Kosakiewicz, Nowak, Tanżyna, Stępiński (90. Becht) – Michalski (75. Kun), Mucha, Możdżeń Ż, Samiec-Talar (70. Ameyaw) – Tomczyk (69. Robak), Kita Ż (75. Poczobut).
Korona: Kozioł – Pervan (67. Łysiak), Zebić Ż, Szywacz – Szymusik (83 Petrović Ż), Santos Oliveira (84 Turek, Diaz Rodriguez (63. Gąsior), Lisowski – Kobryń, Yilmaz (68. Kiełb), Thiakane.
Autor: Janek