Poprawny mecz golkipera ŁKS-u. Przy akcjach bramkowych nie miał zbyt wiele do powiedzenia.
Od początku aktywny, zmieniał się pozycjami z kolegami i wychodził wysoko w akcjach ofensywnych. Zawiódł jednak przy obu akcjach bramkowych Górnika, w których swoją biernością w walce o piłkę umożliwiał rywalom dośrodkowywanie piłki do Dawida Tkacza.
Lider obrony, którego ŁKS potrzebuje. To był spokojny, solidny mecz Dąbrowskiego.
Popełnił dwa znaczące błędy – w 7. minucie wyświadczył niedźwiedzią przysługę Arndtowi, do którego zagrał wysoką piłkę, zmuszając go do niebezpiecznego pojedynku z napastnikiem Górnika. Przy drugiej akcji bramkowej gości to on odpowiadał z kolei za krycie zdobywcy gola, Dawida Tkacza. W ocenie jego gry nie można jednak pominąć pozytywów – brał na siebie odpowiedzialność za rozgrywanie piłki, a w końcówce popędził pod pole karne gospodarzy i finalizował kontrę ŁKS-u. Jego strzał minął jednak słupek bramki strzeżonej przez Macieja Gostomskiego.
Jego również obciąża pierwsza akcja bramkowa Górnika – źle się w niej ustawił, nie wyskoczył do pojedynku główkowego i dał się zaskoczyć Tkaczowi. Kolejny mecz, który pokazał, że boczna obrona nie jest jego optymalną pozycją na boisku, zwłaszcza w systemie Kazimierza Moskala, który wymaga od piłkarzy grających na tej pozycji dużego zaangażowania w akcje ofensywne.
Po meczu ze Stalą Mielec, w którym katastrofalnym błędem podarował sytuację bramkową rywalom starcie z Górnikiem musiało mieć dla niego dodatkową wagę. Tym razem ustrzegł się podobnych błędów i dobrze współpracował z Kowalczykiem.
W pierwszej połowie był siłą spokoju w drugiej linii gospodarzy. Zdobył kapitalną bramkę, pokonując bramkarza precyzyjnym wolejem z lewej nogi. Po przerwie nie był aż tak widoczny, ale i tak pozostawił po sobie dobre wrażenie.
Do linii pomocy ŁKS-u wnosił głównie chaos, był nerwowy, podejmował zbyt wiele złych decyzji. Zmieniony w 67. minucie.
Jak przystało na prawdziwego lidera zespołu, był zaangażowany we wszystkie trzy bramki LKS-u. Nie wszedł najlepiej w mecz, ale potem zrobił to, co potrafi najlepiej – przejął inicjatywę, poprosił kolegę o piłkę, podprowadził ją wzdłuż linii pola karnego i strzałem w stronę dalszego słupka wyprowadził ŁKS na prowadzenie. Później dołożył do bramki asystę przy trafieniu Kowalczyka. W końcówce spotkania zachował zimną krew pod presją wyniku i pewnie zamienił rzut karny na bramkę.
Tym razem zaprezentował się z dobrej strony – chętnie brał na siebie odpowiedzialność za grę ofensywną ŁKS-u i napędzał akcje gospodarzy. Nie ustrzegł się błędów, ale pozostawił po sobie dobre wrażenie.
Kolejny niepokojąco słaby mecz Balongo. W pierwszej połowie udało mu się nie wziąć udziału w żadnym groźnym ataku ŁKS-u. Świetną sytuację miał dopiero w 57. minucie, gdy na jego głowę dośrodkowywał Trąbka, ale belgijski napastnik strzelił wprost w bramkarza. 8 minut później opuścił boisko.
Równie niewidoczny co Balongo, w którego miejsce pojawił się na boisku.
Po problemach zdrowotnych i wypadnięciu z rytmu meczowego ewidentnie brakuje mu wyczucia piłki i przestrzeni.
Zazwyczaj świetnie sprawdza się w roli jokera wnoszącego do gry ŁKS-u spore ożywienie. Tym razem defensywa rywala nie pozwalała mu jednak na tak odważną grę jak zazwyczaj.
Grał za krótko, żeby go ocenić.
Grał za krótko, żeby go ocenić.