Lech Poznań awansował do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy UEFA. Znaczenie tych rozgrywek wydaje się być w Polsce umniejszane, ale styl, w jakim mistrz Polski pokonał Djurgardens IF, może budzić w szeregach Widzewa niepokój.
Poznaniacy na swojej pucharowej drodze trafiają na solidnych rywali, choć nie są to oczywiście przeciwnicy z europejskiego topu. Ci grają w Lidze Mistrzów i Lidze Europy UEFA. Ale trzecie rozgrywki pucharowe, czyli Liga Konferencji Europy UEFA to zespoły również wymagające. I póki co Lech Poznań bardzo dobrze sobie z nimi radzi. Przedziera się przez kolejne fazy, zarabia pieniądze, zdobywa punkty rankingowe dla siebie i kraju, a przy okazji nabiera cennego doświadczenia. Największą ceną za to jest przede wszystkim wysiłek fizyczny ponoszony przez piłkarzy.
Trener Widzewa: „Z Jordim nie do końca jest tak, jak mówiono” [WIĘCEJ]
I tu wielu fanów Widzewa upatruje największej szansy dla czerwono-biało-czerwonych, którzy z poznaniakami zmierzą się już w najbliższą niedzielę, czyli bezpośrednio po meczu Lecha z Djurgardens IF i podróży mistrza Polski do Szwecji. Tyle że ostatni występ podopiecznych Johna van den Broma wcale tak trudny, jak mogłoby się wcześniej wydawać, być nie musiał. Oczywiście wynik końcowy, czyli zwycięstwo 3:0, może być mylący w drugą stronę i sugerujący bardzo łatwą przeprawę, podczas gdy dwie z trzech bramek goście zdobyli w doliczonym czasie gry, ale trzeba przyznać, że los lechitom w czwartek sprzyjał od samego początku.
Przede wszystkim, zespół z Polski już przed przerwą zaczął grać w przewadze, i to w sytuacji, kiedy mógł spokojnie czekać na ruch rywala, bo miał dwubramkową zaliczkę przywiezioną z Poznania. W związku z tym przez ponad 45 minut Michał Skóraś, Bartosz Salamon i spółka w dziesięciu w polu musieli dotrzymywać kroku tylko dziewięciu rywalom.
NIE PRZEGAP: Żaden piłkarz z Widzewa nie zrobił wrażenia na selekcjonerze, ale kibice tak
Co więcej, Lech skończył mecz bez żadnego urazu, a van den Brom w drugiej połowie dokonał pięciu zmian, wszystkich w ofensywie (w pomocy i ataku, czyli tam powinno się najwięcej biegać). Mógł więc nie tylko dać odpocząć liderom (m. in. Mikaelowi Ishakowi), ale też pozwolić rozegrać się ich zmiennikom, co w perspektywie rywalizacji z walczącym zawsze do końca Widzewa może nie pozostać w niedzielę bez znaczenia. Zresztą holenderski szkoleniowiec pokazał już w tym trudnym sezonie, że potrafi dobrze zarządzać kadrą i „budować” zawodników, jak miało to miejsce z Filipem Marchwińskim czy Afonso Sousą.
Warto pamiętać o jeszcze jednym aspekcie rywalizacji z Lechem. To drużyna, która potrafi być do bólu cierpliwa. Nie wdaje się niepotrzebnie w wymianę ciosów i cierpliwie czeka na swoje okazje. Tak było w obu meczach z Djurgardens IF. Tak było też w pierwszym w tym sezonie starciu ligowym z Widzewem, kiedy zadała dwa zabójcze ciosy w krótkim czasie, w końcówce meczu. Poza tym nigdy się nie cofa i jak może to rywala dobija. Oprócz Szwedów przekonała się o tym ostatnio Lechia Gdańsk (0:5).
CZYTAJ TEŻ: Widzew niemal w pełnym składzie na Lecha
Takiego Lecha nie można absolutnie zlekceważyć. Nie można też zakładać, że przyjedzie do Łodzi zmęczony i rozkojarzony, bo przy tej klasie piłkarzy w niedzielę w Sercu Łodzi i tak będzie zdecydowanym faworytem. Ale Janusz Niedźwiedź potrafi zagrać na nosie każdemu rywalowi. Oby i tym razem się udało. Zdobycz punktowa wywalczona ćwierćfinalistą rozgrywek europejskich smakować powinna lepiej niż zwykle.