Przepis o młodzieżowcu ma coraz więcej przeciwników niż zwolenników. Trudno się temu dziwić. Przykłady dwóch ostatnich etatowych młodzieżowców Widzewa są najlepszym przykładem tego, jak ten zapis w regulaminie szkodzi nie tylko młodym piłkarzom, ale całym klubom.
Przypomnijmy, że pod koniec ubiegłego sezonu zarząd Polskiego Związku Piłki Nożnej postanowił utrzymać w obecnym kształcie tzw. przepis o młodzieżowcu, czyli wymóg zapewnienia piłkarzom młodzieżowym co najmniej 3000 minut w każdym sezonie.
Kto normy nie spełni, ten będzie musiał płacić nawet 3 mln zł, ale opłata spada wraz z kolejnymi progami występów młodzieży na boisku. Oficjalnie nie jest to nazywane karą, ale ma taki charakter i argument ten podnosiła część klubów, w tym Widzew.
– Jak widać, jednomyślna rekomendacja 18 klubów ekstraklasy oraz ustalenia grupy roboczej złożonej z przedstawicieli ligi oraz PZPN okazały się bez znaczenia. Stanowisko Widzewa w tej kwestii od początku było jasne – chcemy rozwijać młodych zawodników, ale przepis w tym brzmieniu powoduje więcej szkód niż pożytku. Stawianie na młodzież powinno być efektem strategii, a nie przepisu. Sportowej rywalizacji w zespole, a nie perspektywy kar dla Klubu. Nagradzania tych promujących talenty, a nie taryfikatora. I możliwości pozyskiwania najlepszych na poziom ESA, a nie windowania cen na rynku transferowym – napisał na portalu X Michał Rydz, prezes Widzewa.
Widzew jest jednym z najlepszych i najbardziej jaskrawych przykładów problemów dotyczących tego przepisu. Wielokrotnie już wspominany na naszych łamach Kristoffer Normann Hansen nie mógł normalnie rywalizować o miejsce w składzie, bo na jego pozycji występował młodzieżowiec, czyli Ernest Terpiłowski.
20-letni wówczas Terpiłowski spisywał się naprawdę dobrze – rozegrał 25 meczów (1902 minuty), w których strzelił trzy gole. Rok później stracił status młodzieżowca i mógł się poczuć jak starszy kolega rodem z Norwegii rok wcześniej, bo musiał ustąpić miejsca innemu młodemu zawodnikowi i na boiskach ekstraklasy spędził raptem 751 minut. I to mimo że cały czas był młody i perspektywiczny (miał 21 lat). Ostatecznie, przed tym sezonem, jako 22-latek, odszedł do pierwszoligowej Polonii Warszawa.
Piłkarzem, który wygryzł Terpiłowskiego ze składu Widzewa okazał się Antoni Klimek. Przebojowy skrzydłowy zaliczył w poprzednich rozgrywkach 28 występów (1587 minut), w których zdobył trzy bramki. W Widzewie wiązali z nim ogromne nadzieje, ale… w obecnych rozgrywkach to 21-letni Klimek musi ustąpić miejsca innemu, młodszemu piłkarzowi – Kamilowi Cybulskiemu.
W Widzewie zdają sobie sprawę, że Klimek ma ogromny potencjał i dlatego szukali dla niego innej pozycji, bardziej w środku pola. Mecz ze Stalą pokazał jednak, że nie jest to ulubiona pozycja Klimka i stąd pomysł, by spróbować sprzedać młodego zawodnika, który przy Piłsudskiego po prostu nie będzie miał okazji grać. A bez gry, młody piłkarz nie ma szans dalszego rozwoju.
Kariery 22-letniego Terpiłowskiego i 21-letniego Klimka mocno wyhamowały, bo tego wymaga Polski Związek Piłki Nożnej. Kolejni młodzi piłkarze stoją w kolejce, by popaść w ligową przeciętność. I ta kolejka będzie się wydłużać do momentu, w którym przepis o młodzieżowcu nie przyjmie innej formy.
CZYTAJ TAKŻE >>> To raczej nie koniec transferów Widzewa