W pierwszym meczu rundy wiosennej Widzew strzelił trzy gole na swoim stadionie, a nie wygrał. Czy gra w defensywie to teraz największy problem łódzkiej drużyny?
– Przy drugiej bramce nie tylko Mateusz Żyro popełnił błąd, bo miałem już rozmowę z zawodnikiem, który mógł uzupełnić to miejsce i też byłem zły na to, bo mogliśmy uratować tę sytuację. Dzisiaj popełniliśmy za dużo błędów. Jeśli chcemy być drużyną, którą ja chcę żebyśmy byli, to zwrócimy na to uwagę mocniej, bo w ostatnich tygodniach te błędy się nam nie przydarzały. Jak chcemy punktować i być zespołem konkretnym i stabilnym, to takie błędy nie mogą się nam przydarzać. Dzisiaj w obronie przynajmniej 5-6 razy popełniliśmy ten sam błąd, na co też zwrócimy uwagę – analizował po meczu z Pogonią Szczecin trener Janusz Niedźwiedź.
Trzy stracone gole, to nie jest powód do dumy. Tym bardziej, że Widzew to czołowa drużyna PKO Ekstraklasy. I tym bardziej, że przez większość sezonu Widzew był zespołem, którego pokonać było naprawdę bardzo trudno.
Henrich Ravas pozostał niepokonany w dziewięciu spotkaniach. W pierwszych czternastu kolejkach tylko jeden raz Widzew w jednym meczu stracił trzy gole. Było to w spotkaniu z Lechią Gdańsk, czyli pierwszym meczu w Łodzi po awansie do PKO Ekstraklasy. Widzew wrócił do niej po 8 latach i za wszelką cenę chciał wygrać. Atakował więc, zostawiając dziury w obronie. Gonił wynik, ale nie zdołał nawet zdobyć punktu.
CZYTAJ TEŻ: Widzew Łódź, czyli wielki skarb PKO Ekstraklasy
W tych czternastu meczach czerwono-biało-czerwoni stracili tylko 11 goli (średnio więc niespełna 0,8 na spotkanie), co było znakomitym wynikiem w całej lidze. Później jednak się posypało. W czterech ostatnich kolejkach Widzew stracił aż 9 bramek, czyli niemal tyle, co przez pozostałą część rozgrywek. Bez straty gola łodzianie zakończyli tylko mecz z Koroną Kielce. Górnik Zabrze, Radomiak i Pogoń strzeliły im po trzy gole. Tylko z zespołem ze Szczecina udało się nie przegrać. Punkt dał gol zdobyty w 99. minucie. Widzew wywalczył go więc po heroicznej walce, ale przecież nie o to chodzi. Tych straconych bramek jest ostatnio za dużo. W całym sezonie nie jest źle, bo rywale pokonali bramkarza Widzewa 20 razy. Tylko cztery zespoły straciły ich mniej. Tym bardziej niepokoi, że teraz tych bramek po stronie strat jest tak dużo.
Pytamy o to Radosława Mroczkowskiego, byłego trenera łódzkiej drużyny. – Jednoznacznie nie da się tego ocenić, szczególnie po pierwszym meczu – mówi „Łódzkiemu Sportowi”. – Szczególnie, że scenariusz tego meczu był bardzo specyficzny. Widzew trzy razy gonił wynik. Tracił bramkę i musiał się poświęcić, zagrać odważniej, by odrobić straty. I to mu się udawało. W takich przypadkach myśli się głównie o ofensywnie.
Mroczkowski dodaje: – Rzeczywiście gole padały po prostych błędach, ale były też w tym przypadki, bo przecież Mateusz Żyro się poślizgnął. Wcześniej w tym sezonie nie było łatwo pokonać Widzewa. Poczekałbym z oceną całej gry defensywnej do drugiej, trzeciej kolejki. Wtedy okaże się, czy przypadkiem te błędy się nie powtarzają. Teraz to jeszcze zły moment. To samo przecież mogliby powiedzieć w Pogoni Szczecin, która przecież też straciła trzy gole i to w łatwy sposób. A to o wiele bardziej doświadczony zespół od Widzewa, z czołówki ligi nie tylko w tym sezonie.
Były trener Widzewa jest dobrej myśli. – Nie wierzę, by łódzka drużyna straciła w kolejnym meczu u siebie tyle goli – uważa.