

Wielkimi krokami zbliża się koniec rundy jesiennej PKO BP Ekstraklasy. To oznacza, że już niedługo kibice znowu będą śledzić ruchy transfery swoich klubów. Na co mogą się przygotować fani Widzewa?
Minione lato było dla kibiców czerwono-biało-czerwonych niesamowicie ciekawe. Po zmianie właściciela widzewiacy ruszyli na wielkie zakupy. Do klubu trafiło kilkunastu nowych zawodników. Wydawało się, że z miejsca podniosą oni poziom drużyny z Piłsudskiego, ale oglądając niedzielny mecz z Koroną, nie mieliśmy wątpliwości, że gra łodzian jest gorsza niż przed rokiem. Co jeszcze gorsze, nie mówimy o jednym spotkaniu. Widzewiacy wyglądają fatalnie praktycznie w każdym meczu i obecnie są tuż nad strefą spadkową. Zimą trener Igor Joviciević i jego sztab mają nad czym pracować.
Sporo pracy będzie też mieć Dariusz Adamczuk, od niedawna najważniejsza osoba w pionie sportowym klubu. W Łodzi nie ma już Mindaguasa Nikoliciusa, a więc cała odpowiedzialność będzie spoczywać na wychowanku Pogoni Szczecin. Łodzianie chcą być aktywni na rynku, ale nie tak jak latem. To ma być ewolucja, nie rewolucja. Z kolei o pozycjach w jakie celuje RTS wypowiedział się sam właściciel klubu, Robert Dobrzycki.
– Defensywny pomocnik, obrońcy. Te formacje były trochę niedoszacowane w letnim okienku. Nie chcemy robić dużych zmian, bo to też niesie za sobą pewne konsekwencje. Chcielibyśmy, żeby w kadrze było więcej polskich piłkarzy. Mam nadzieję, że w zimowym okienku dołączą do nas Polacy. To da nam widzewski charakter, więcej identyfikacji z klubem. Ale to też jest kwestia jakości i dostępności zawodników – powiedział w wywiadzie udzielonym Sportowym Faktom.

Adamczuk w ostatnich latach budował Pogoń. Doprowadził ją do medali Ekstraklasy, finału Pucharu Polski. Nie wygrał jednak mistrzostwa. By je zdobyć, przyjechał specjalnie do Widzewa. Ma duże doświadczenie, współpracował z wieloma zawodnikami i ich agentami, zna polskie realia. To duża przewaga. Pojawiły się już nawet pierwsze plotki dotyczące potencjalnych zimowych wzmocnień. Kacper Kozłowski i Kamil Grosicki. Pierwszy to swego czasu największy talent ligi, sprzedany do Brighton za 11 milionów euro. Drugi to żywa legenda klubu, dla “Portowców” strzelił w karierze już 55 goli. Wielkie jak na polskie warunki nazwisko, które z pewnością byłoby bombą transferową tego sezonu, niezależnie od tego ile sam Grosicki ma już lat.
Czy to są realne opcje dla Widzewa? Piotr Burlikowski, dyrektor ds. pionu sportowego w rozmowie z TVP Sport uciął spekulacje.
– Bylibyśmy szaleńcami, gdybyśmy mieli szansę sprowadzenia Kamila Grosickiego i nie chcielibyśmy z niej skorzystać. Absolutnie zaprzeczam jednak jakimkolwiek rozmowom prowadzonym z Kamilem.
Prawda jest taka, że Widzew to dziś łakomy kąsek nie tylko dla piłkarzy, którzy chcą tu grać i przy okazji sporo zarobić, ale również dla tych, którzy chcą zarobić więcej…gdzie indziej. To bardzo proste. Zawodnikowi X kończy się kontrakt w aktualnym klubie i walczy o nowy, wyższy. Klub nie jest jednak skory do podwyżki. Wtedy zawodnik X i jego środowisko tj. agencja menadżerska, rozpowiadają plotkę o rzekomym zainteresowaniu ze strony Widzewa. Łodzianie jak wiemy płacą gigantyczne pieniądze i w zasadzie nie ma w Polsce klubu, którego nie byliby w stanie przelicytować. Pod naporem medialnych doniesień, klub przystaje na warunki zawodnika X i podpisuje z nim nowy, wyższy kontrakt.
To wszystko oznacza, że przy okazji tego i następnych okienek transferowych, będziemy słyszeć doniesienia o naprawdę głośnych nazwiskach, które mają wzmocnić Widzew. Już teraz można śmiało założyć, że większość plotek okaże się bajkami wyssanymi z palca, często na prośbę samych piłkarzy, którzy będą chcieli w ten sposób coś ugrać. Dlatego w temacie transferów, zalecamy kibicom wstrzemięźliwość.