Po meczu z ŁKS-em w Pucharze Polski trener Legii Czesław Michniewicz przyznał, że łódzka drużyna niczym go nie zaskoczyła.
– Przyjechaliśmy do Łodzi z jasnym celem i udało nam się go osiągnąć. Nie było łatwo, ale stało się to na nasze własne życzenie. W pierwszej połowie mieliśmy mnóstwo sytuacji do tego, żeby strzelić kolejne bramki, a zamiast dwa, trzy zero dla nas zrobiło się 1:1. Po bramce Luquinhasa znowu wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą, ale potem zaliczyliśmy kolejną niepotrzebną stratę bramki i zrobiło się nerwowo. Później czerwona kartka dla Tomka Pekharta – trudno mi na gorąco ocenić czy słuszna czy nie. Z daleka była to dla mnie dziwna sytuacja. Zobaczymy ją jeszcze raz i zastanowimy się czy jest sens odwoływać się od tej decyzji. Do końca drżeliśmy o wynik, ale na szczęście dotrwaliśmy do końca – podsumował na spotkanie Michniewicz.
Szkoleniowiec Legii przyznał, że pomimo zwycięstwa jego zespół nie zagrał we wtorek wielkiego meczu. – Nie chcę oddzielać wyniku od stylu, bo taki klub jak Legia powinien łączyć dobre wyniki z dobrym stylem gry. W pierwszej połowie momentami przyzwoicie to wyglądało. Chcielibyśmy dłużej w trakcie meczu grać na takim poziomie, jak graliśmy w pierwszej połowie – powiedział szkoleniowiec mistrzów Polski.
Michniewicz podkreślił, że ŁKS niczym go nie zaskoczył. – Spodziewaliśmy się dokładnie takiego ŁKS-u, jaki zobaczyliśmy. Znam trenera Stawowego od lat. Wszystkie jego zespoły, niezależnie od tego gdzie pracował grały w określony sposób i ŁKS gra dziś bardzo podobnie, jak kiedyś Cracovia, Arka, Widzew czy Miedź Legnica. Wiedzieliśmy, że to będzie mecz o dużej kulturze gry – że my będziemy budować akcje, ŁKS będzie budować akcje, że nie będzie gry opartej na wykopach od bramkarzy oraz stoperów i zbieraniu długiej piłki. Akcje były fajne, płynne – tego się spodziewaliśmy. Myślę, że ŁKS jest na najlepszej drodze, żeby w przyszłym roku zagrać w Ekstraklasie, bo ma naprawdę ciekawą drużynę; zespół, który potrafi grać w piłkę, utrzymywać ją i kreować sytuacje i dzisiaj to pokazał – zakończył Michniewicz.