– Przygotowania planujemy pod kątem kadry, którą mamy teraz, ale w piłce nożnej nigdy nie możesz niczego być pewnym – mówi Kibu Vicuna, trener ŁKS-u.
Po porażce z Chrobrym, koronawirus odebrał wam szansę na rehabilitację. Żałuje pan, że odwołano mecz z Puszczą Niepołomice?
Kibu Vicuna: Mecz z Chrobrym był bardzo wyrównany. Pierwsza połowa była dobra w naszym wykonaniu. Kontrolowaliśmy spotkanie, chociaż nie stworzyliśmy wielu sytuacji. Miałem przeczucie, że kto pierwszy zdobędzie bramkę, ten wygra. Straciliśmy dosyć przypadkowego gola i nie mogliśmy zremisować. Chcieliśmy skończyć rok zwycięstwem, liczyłem, że wygramy z Puszczą, chociaż wiem, że nie byłoby łatwo. W 2022 roku będziemy mieli więcej meczów niż inne zespoły. Mamy siedem tygodni, żeby przygotować się na 15 spotkań.
Nie ma pan wrażenia, że w tym składzie osobowym ŁKS się wypalił?
– Nie, przygotowania planujemy pod kątem kadry, którą mamy teraz, ale w piłce nożnej nigdy nie możesz niczego być pewnym. Na ten moment nie mam informacji, że któryś z zawodników odejdzie.
Drużyna potrzebuje wzmocnień?
– Najlepszym wzmocnieniem będzie powrót kontuzjowanych piłkarzy. Kiedy mam na treningu całą drużynę, nie potrzebuję nic więcej. Dawid Arndt będzie rywalizował w bramce z Markiem Koziołem. Od stycznia treningi wznowi Kamil Dankowski. Chociaż tracimy Sobocińskiego, to wrócą Maciej Dąbrowski i Nacho Monsalve. Będziemy mogli skorzystać z Michała Trąbki, Piotra Janczukowicza i Kelechukwu. Mamy bardzo mocny skład.
Strata Sobocińskiego będzie kosztowna? W Polsce brakuje lewonożnych stoperów.
– Oskar Koprowski i Adam Marciniak są lewonożni. Często musieliśmy grać na dwóch lewonożnych stoperów, ale teraz, kiedy gotowi będą Lorenc, Nacho i Dąbrowski, będziemy mieli na tej pozycji duży komfort.
Oskar Koprowski, Mateusz Bąkowicz i Maciej Radaszkiewicz przebojem wdarli się do pierwszej ligi. Jak im się to udało?
– To zasługa charakteru, nieustępliwości i zaangażowania. W ich grze widać pasję i determinację. Są głodni gry. To w piłce nożnej jest bardzo ważne. Potrafią bardzo dobrze grać w piłkę, chociaż dopiero co grali w trzeciej lidze. Bąkowicz pokazał, że możemy na niego liczyć. Co mecz gra lepiej. Oskar Koprowski wszedł na bardzo wysoki poziom. Radaszkiewicz zdobył trzy niezwykle ważne bramki. Wszyscy udowodnili, że są ważnymi punktami drużyny.
Mówił pan kiedyś, że Mieszko Lorenc jest przyszłością ŁKS-u. Za pół roku kończy mu się kontrakt, czy rozmawiacie już o jego przedłużeniu?
– To nie jest moja rola… Mogę mówić tylko o aspektach piłkarskich, a w nich Mieszko wypada bardzo dobrze. Świetnie wyglądał w meczu z Miedzią Legnica, dobrze zaprezentował się z Chrobrym. Pasuje do naszego stylu gry. Dobrze wyprowadza piłkę, umie bronić, jest inteligentny na boisku. Potrzebuje grać jak najwięcej i cieszę się, że możemy na niego liczyć.
W obliczu problemów kadrowych, nie żałuje pan, że Łukasz Sekulski rozwiązał latem kontrakt?
– Nie chcę mówić o piłkarzach, których nie mamy w klubie, bo to byłby brak szacunku dla moich zawodników. Mamy bardzo dobrych napastników. A kiedy Jurić, Corral i Ricardinho byli kontuzjowani, do pierwszej drużyny przesunęliśmy Radaszkiewicza, który wykorzystał swoją szansę.
Pan zawsze mówi dużo o sferze mentalnej. Dla swoich zawodników jest pan psychologiem?
– Każdy w profesjonalnej piłce potrzebuje psychologa. Chcemy pomagać piłkarzom, ale teraz każdy ma trenera mentalnego. Ta sfera jest ważna. Czasami potrzebujesz pomocy. Ja też mam trenera mentalnego i to mi pomaga. Każdy jest inny, każdy potrzebuje innego podejścia. Jeden potrzebuje rozmowy o życiu, z drugim trzeba rozmawiać tylko o piłce. Niektórzy potrzebują czuć, że są ważną częścią drużyny. Innego podejścia potrzebuje zawodnik, który gra, innego, który siedzi na ławce. Niektórzy są bardziej dojrzali emocjonalnie, inni mniej. Pamiętajmy, że piłkarz to przede wszystkim człowiek i do każdego muszę podejść inaczej.
Problemy organizacyjne miały wpływ na dyspozycję drużyny?
– Nie jest łatwo, kiedy przeszkadzają rzeczy, na które nie masz wpływu, ale byłem skoncentrowany na pracy. Pomagałem jak tylko mogłem i przygotowywałem drużynę do meczów.
Zabolała pana strata Mikkela Rygaarda?
– Oczywiście. Tym bardziej, że w tamtym momencie Mikkel grał regularnie, był coraz lepszy. Liczyłem na niego, ale taką podjął decyzję. Od tamtej chwili koncentruję się tylko na piłkarzach, których mamy.
Ma pan oko do selekcji. Co sprawiło, że uwierzył pan w zawodników z rezerw?
– Skoro są w ŁKS-ie to znaczy, że są dobrzy. Ja nie zrobiłem nic wielkiego. Razem ze sztabem podjęliśmy decyzję, że damy im szansę. Dyrektor sportowy dokonał dobrej selekcji, kiedy sprowadzał ich do nas. Druga drużyna gra w trzeciej lidze na bardzo wysokim poziomie. Bąkowicz podobał mi się od początku zgrupowania w Woli Chorzelowskiej. Jest kompletny, dobrze radzi sobie w ofensywie i defensywie. Ma determinację i charakter, jest skromny i otwarty na uwagi. Na swoją szansę czeka Marcel Wszołek. Mateusz Kowalczyk jest bardzo młody, ale też jest blisko pierwszej drużyny. Droga między drugą a pierwszą drużyną jest krótka. Jeżeli dobrze grasz w rezerwach, to masz szansę dołączyć do pierwszej drużyny. Piłkarze, którzy zaczynali sezon w drugiej drużynie, dziś wychodzą u mnie w pierwszym składzie. Dla mnie tak powinien funkcjonować klub. Prawie cała druga drużyna trenowała już z nami. \
Miał pan wpływ na przedsezonowe transfery?
– Kiedy podpisywałem kontrakt, drużyna była już skompletowana.
Czy w kadrze do Side pojawią się nazwiska, których byśmy się nie spodziewali?
– Tak, ale piłkarze jeszcze nie wiedzą, więc nie mogę zdradzić. Będą niespodzianki.
Zimą możemy spodziewać się zmian w składzie?
– Najprawdopodobniej nie będziemy robić żadnych ruchów transferowych. Do wiosny przystąpimy w niezmienionym składzie, ale decyzje pozostawiam zarządowi. Jestem bardzo zadowolony z moich piłkarzy.
Wróćmy do ligi. W którym meczu ŁKS zagrał najlepiej?
– W Tychach na wyjeździe było bardzo dobrze. Paradoksalnie, przegrany mecz z Koroną też był w naszym wykonaniu bardzo dobry. Kompletne spotkanie zagraliśmy na wyjeździe z Miedzią Legnica. Ostatni mecz z GKS-em Tychy także wyszedł nam fajnie. Kiedy potrzebowaliśmy jakości, graliśmy bardzo jakościowo. Potem mądrze broniliśmy i kontrowaliśmy.
Ma pan żal do Pirulo, że w Kielcach nie podał do Juricia? Przez to zamiast trzech punktów, nie zdobyliście żadnego.
– Rozmawialiśmy o tej sytuacji. On nie widział Juricia, między nimi stał piłkarz, który mógł przeciąć linie podania. Czasami są akcje, które z boku wyglądają łatwiej niż na boisku.
Który mecz był najgorszy?
– Zdecydowanie z Odrą Opole. Chciałbym wymazać go z pamięci. W tygodniu poprzedzającym spotkanie mieliśmy trudną sytuację kadrową. Podobało mi się nastawienie przed meczem. Zrobiliśmy bardzo dobrą rozgrzewkę, a potem… to nie byliśmy my. Kiedy nie jesteś sobą, nie jesteś w stanie zrobić nic. Czasami dajesz z siebie 100 procent i przegrywasz, ale wtedy nie byliśmy takim ŁKS-em, jakim chcemy być.
Kibice zarzucają władzom ŁKS-u, że zatrudniły pana, bo Marcin Pogrzała i Paweł Drechsler nie mają licencji. Rzekomo to oni prowadzą drużynę, a pan jest tylko „słupem”.
– Dobrze, że nie czytam tych komentarzy. Mam bardzo dobry sztab, Marcin i Paweł świetnie przygotowują drużynę, ale to ja mam ostatnie zdanie.
Od pewnego momentu ŁKS zaczął inaczej rozgrywać stałe fragmenty gry, za które odpowiedzialny jest trener Pogorzała. To wynik pana interwencji?
– Rozmawiamy dużo, on daje propozycje, ale to ja podejmuję decyzje. Marcin dobrze przygotowuje stałe fragmenty. Ostatnio zmieniliśmy trochę podejście w defensywie i jest lepiej. Analizujemy stałe fragmenty z piłkarzami i staramy się podejmować optymalne decyzje.
Wrzesień i październik były najtrudniejszymi miesiącami w pana pracy? Do plagi kontuzji doszły problemy organizacyjne.
– Każdy klub jest inny, ale nigdy nie miałem takich problemów kadrowych. Mieliśmy sytuację, w której kontuzjowanych było 14 piłkarzy. To nie jest normalne. Najgorsze było to, że nie mieliśmy piłkarzy do rywalizacji, a na jedną pozycję był jeden. Czasami nie mogliśmy nawet zrobić zmian. Nie było łatwo, ale w każdej sytuacji można znaleźć jakiś pozytyw. Bez plagi kontuzji nie odkrylibyśmy Maćka Radaszkiewicza. A Oskar Koprowski odgrywa w zespole większą rolę niż na początku sezonu.
Tylu Hiszpanów w składzie to ułatwienie czy zmartwienie, żeby żaden nie poczuł się faworyzowany?
– Każdego traktuję tak samo. Pierwszym językiem w szatni jest polski, drugim angielski, a trzecim hiszpański. Oczywiście, że z Pirulo czy Antonio indywidualnie będę rozmawiał po hiszpańsku, ale nikogo nie faworyzuję. Mamy Hiszpanów, którzy grają i takich, którzy zaczynają na ławce. Dla mnie najważniejsza jest jakość piłkarska.
Javi Moreno i Stipe Jurić są w stanie dać z siebie więcej niż do tej pory?
– Oni potrzebują minimum pół roku na aklimatyzację. Javi zaczynał bardzo dobrze, potem jego rozwój zastopowała kontuzja. Ze Stipe było podobnie. Dla nich powrót do zespołu był trudniejszy, bo pierwszy raz w życiu grają w zagranicznym klubie. Javi łapie formę. Dla obu zimowy okres przygotowawczy będzie kluczowy.
Celem ŁKS-u nadal jest awans do ekstraklasy?
– Oczywiście. Teraz nie jesteśmy na najlepszej pozycji, ale kiedy będziemy w komplecie i dobrze przepracujemy okres przygotowawczy, jesteśmy w stanie wygrać z każdym. Mamy 45 punktów do zdobycia. Z Miedzią, Widzewem i Koroną będziemy grali u siebie. Najlepsze mecze gramy z czołówką. Musimy poprawić zdobycz punktową z drużynami z dołu tabeli.
Jaki jest teraz styl ŁKS-u?
– Mamy klarowny styl. Jesteśmy aktywni, chcemy grać piłką od tyłu, częściej atakować. Paradoksalnie, wyniki ostatnich czterech meczów pokazują, że lepiej bronimy niż atakujemy. Straciliśmy tylko jedną bramkę z Chrobrym, a strzeliliśmy trzy. Dla nas to za mało, musimy kreować więcej sytuacji.
Szybko zaaklimatyzował się pan w Łodzi?
– Jestem bardzo zadowolony. Łódź to fajne miasto, a ŁKS to super klub. Powinien być w ekstraklasie. Jestem bardzo zadowolony, że mogę współpracować z takimi ludźmi. W klubie mamy wszystko, czego potrzebujemy, teraz musimy zacząć wygrywać.
Czego życzyłby pan sobie w nowym roku?
– Awansu do ekstraklasy.
Z Kibu Vicuną rozmawiał Filip Kijewski