Lech ma na tyle wyrównaną i jakościową kadrę, że może wyjść drugim składem, który będzie równie silny – mówi przed meczem z Lechem Poznań trener Widzewa.
W czwartek Lech awansował do ćwierćfinału Ligi Konfederacji Europy. To oczywiście wielki sukces Kolejorza. – Trzeba przyznać, że to duży sukces klubu z Poznania, jeden z większych w ostatnich latach w Polsce. Gratulacje dla Lecha za reprezentowanie Polski i walkę o punkty w rankingach – mówi trener Janusz Niedźwiedź. I dodał: – Lech miał mecz pod kontrolą. Pomogła czerwona kartka, a przeciwnicy grali w “dziesiątkę”, Lech miał kontrolę. Po zdobyciu bramki przeciwnik musiał odczuć, że będzie mieć problem.
CZYTAJ TEŻ: Widzew niemal w pełnym składzie na Lecha
Nie wiadomo, w jakim składzie Lech zagra w niedzielę w Sercu Łodzi. – Spodziewamy się rotacji w składzie Lecha, Chociaż teraz jest przerwa reprezentacyjna, więc trener Lecha może postawić na obecny skład. Natomiast ma na tyle wyrównaną i jakościową kadrę, że może wyjść drugim składem, który będzie równie silny – uważa szkoleniowiec Widzewa.
Jakiego meczu spodziewa się w niedzielę? – Wiemy, że czeka nas wymagające spotkanie, ale jesteśmy świadomi, jak ostatni gramy, jak funkcjonujemy, ile stwarzamy sytuacji. W takim meczu trzeba wznieść się na wyżyny i oczywiście wierzę, że wygramy – powiedział trener. A później dodał: – To będzie zupełnie inny mecz, niż ten z Wisłą Płock, bo Lech jest inaczej ustawiony. My też inaczej presujemy, zmieniamy przed meczami i strukturę i ustawienie. Na pewno musimy być agresywni, być blisko w kontakcie, zdyscyplinowani taktycznie. A do tego koncentracja, skuteczność pod bramką i skuteczność w defensywie. Znamy jednak swoją wartość i chcemy to co umiemy przełożyć na boisko.
W ostatnim meczu Widzew uratował remis z Wisłą Płock dzięki bramce w 96. minucie. Zdobył go Jordi Sanchez, który długo czekał na gola. – Mówiono i pisano o 127 dniach bez gola Jordiego, ale przecież on w dwóch spotkaniach nie zagrał na wiosnę, raz z powodu urazu, a raz kartek. A wcześniej była długa zimowa przerwa i nie graliśmy. Więc to nie do końca ta jest, jak się mówi, bo nie było tak, że na bramkę czekał 10 czy 12 dni. Ale oczywiście potrzebował tego gola dla lepszego samopoczucia. Rozmawialiśmy z nim i pracowaliśmy nad wykończeniem, jak się zachować pod bramką. Do dobrego podejścia trzeba też dołożyć pracę. Mam nadzieję, że kolejne efekty w niedzielę – mówi Niedźwiedź.