Ależ to były emocje! ŁKS nie rozegrał wielkiego meczu, ale dzięki instynktowi strzeleckiemu rezerwowego odniósł bardzo ważne zwycięstwo!
Piłkarze ŁKS-u grali od pierwszych minut aktywnie. Po ich grze było widać większą pewność siebie, większą swobodę w operowaniu piłką. Z jednej strony wynikało to zapewne z tego, że wyeliminowanie Cracovii ich podbudowało, ale z drugiej – trzeba przyznać, że nowosądeczanie pozwalali im na dużo więcej niż drużyna Michała Probierza. Akcje wreszcie zaczęły się zazębiać, oglądaliśmy dużo więcej gry na jeden, dwa kontakty,. Z dobrej strony pokazywał się błyskotliwy Kelechukwu Ibe-Torti.
Po intensywnych dziesięciu minutach ełkaesiacy spuścili nieco z tonu. Pod bramką Marka Kozioła kilkukrotnie się zakotłowało. Groźnie było zwłaszcza w 13. minucie. Golkiper ŁKS-u wyszedł wówczas z bramki, by wypiąstkować piłkę po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Do wybitej piłki doszedł Piter-Bučko, który próbował przelobować Kozioła, na szczęście uderzył nad poprzeczką.
W okolicach 20. minuty poziom meczu wyraźnie się już obniżył. Tempo rozgrywania akcji stało się wolniejsze, oglądaliśmy więcej błędów i fauli, a rywalizacja toczyła się głównie w środkowej strefie boiska. Oba zespoły miały problem ze stworzeniem groźnych sytuacji.
Sandecja zakładała pressing w okolicach 25. metra od własnej bramki i ełkaesiacy mieli momentami poważne problemy z tym, aby przekroczyć tę granicę z piłką przy nodze. W 32. minucie Trąbka uderzył w stronę bramki Dawida Pietrzkiewicza, ale nieznacznie przestrzelił. Cztery minuty później pomocnik ŁKS-u opuścił boisko z kontuzją, a jego miejsce zajął Mikkel Rygaard.
W 36. minucie łódzcy obrońcy zaspali, choć tym razem obeszło się bez poważnych konsekwencji. Z okolic dziesiątego metra głową próbował uderzać całkowicie niepilnowany Svetoslav Dikov. Piłka wylądowała rękach Kozioła. Chwilę później ŁKS świetnie zrewanżował się rywalom, gdy soczysty strzał z dystansu oddał Bartosz Szeliga, Pietrzkiewicz musiał sparować piłkę na rzut rożny. Do końca pierwszej połowy nie oglądaliśmy już więcej równie groźnych akcji.
ŁKS zaczął drugą połowę od mocnego uderzenia, już w 46. minucie zaskakując rywali szybkim kontratakiem. Dynamiczna kombinacja rozegrana przez Oskara Koprowskiego, Kelechukwu i Macieja Wolskiego nie zakończyła się jednak strzałem.
W początkowych minutach drugiej połowy akcje ŁKS-u znów stały się bardziej dynamiczne, nabrały rumieńców. Wyczuli to też kibice – na trybunach podniosła się wrzawa, a każde udane zagranie łodzian kwitowały oklaski. Tej wyraźnie lepszej, żywszej gry nie udało się jednak przekuć w klarowne sytuacje bramkowe i po upływie kilku zaledwie minut wróciliśmy do obrazu gry znanego sprzed przerwy.
Większość drugiej części gry była bardzo przeciętnym widowiskiem, w którym przez ponad pół godziny nie zobaczyliśmy choćby jednego celnego strzału. Znów oglądaliśmy ŁKS, który długo utrzymuje się przy piłce, ale nie potrafi stworzyć zagrożenia pod bramką rywala.
Groźnej akcji doczekaliśmy się nareszcie w 79.minucie. Maciej Radaszkiewicz przyjął piłkę klatką piersiową w polu karnym Sandecji i błyskawicznie złożył się do strzału, piłka przeleciała jednak obok bramki gości. W 83. minucie padł też wreszcie celny strzał. Zbyt słabe uderzenie Pitera-Bučki z łatwością zatrzymał Kozioł. Chwilę później Błażej Szczepanek wejściem od tyłu zatrzymał Wolskiego, który pędził w stronę pola karnego gości. Tomasz Wajda przerwał akcję gwizdkiem i… pokazał młodzieżowcowi Sandecji drugą żółtą kartkę. Młody gracz zapracował na czerwony kartonik w zaledwie 11 minut od wejścia na boisko.
Niedokładności, błędy, coraz większe nerwy… przez 10 minut gry w przewadze ŁKS długo nie potrafił poważnie zagrozić bramce Sandecji. Gorąco zrobiło się dopiero w doliczonym czasie gry. Najpierw Mikkel Rygaard zatańczył z piłką tuż przed linią pola karnego i minimalnie niecelnie uderzył z dystansu. Następnie żaden z ełkaesiaków nie przeciął obiecująco wyglądającego dośrodkowania i piłka pomknęła wprost w Pietrzkiewicza Chwilę później Rygaard wpadł w gąszcz obrońców Sandecji i padł na ziemię. Gwizdek sędziego Wajdy milczał.
Wydawało się już, że ełkaesiacy znów obejdą się smakiem i mecz zakończy się remisem. Wtedy jednak Maciej Dąbrowski ruszył w stronę bramki Sandecji, zagrał do Radaszkiewicza, a piłkarz, który większość sezonu spędził w rezerwach, zwiódł kilku obrońców Sandecji i… umieścił piłkę w siatce! ŁKS wygrał dzięki trafieniu w ostatniej akcji meczu!
Sandecja Nowy Sącz – ŁKS 0:1 (0:0)
0:1 – Radaszkiewicz 90.+4
ŁKS: Kozioł – Szeliga, Dąbrowski, Koprowski Klimczak – Tosik (88. Rozwandowicz), Wolski (88. Bąkowicz), Trąbka (36. Rygaard) – Dominguez, Kelechukwu (66. Gryszkiewicz), Ricardinho (66. Radaszkiewicz)
Sandecja: Pietrzkiewicz – Boczek, Kobryń, Rudol, Słaby – Piter-Bučko, Zych (71. Szczepanek), Šovšić, Chmiel (71. Janicki), Walski – Dikov (57. Wolny)