Widzew Łódź wreszcie wygrał wiosną mecz. Nie było łatwo, bo widać, jaka presja ciąży na zawodnikach. Najważniejsze są jednak punkty i walka o utrzymanie. Tym razem pomógł bramkarz, strzelec gola miał szczęście, a zmiany dały drużynie impuls.
Wreszcie zakończył mecz z czystym kontem. Bronił pewnie, ale i szczęśliwie, co u bramkarzy jest niezbędne. Minus za niedokładne i bardzo ryzykowne wybicia piłki, które – na szczęście – nie zakończyły się stratą gola.
Chaotyczny, mało przydatny w ofensywie, ale że drużyna zagrała na zero w tyłach, należy mu się pochwała. To nie jest jeszcze ten Krajewski sprzed kontuzji, co zresztą widać w ofensywie.
Bardzo poprawny występ. Wykorzystywał swój wielki atut, jakim jest siła, dobrze się ustawiał, a duże brawa za interwencję z drugiej połowy, kiedy zatrzymał strzał rywala.
Jego powrót do wielkie wzmocnienie drużyny. Oprócz poprawnej gry w defensywie, najlepiej z całej defensywy potrafi rozgrywać piłkę.
Waleczny, ale chaotyczny. Ma duży ciąg na bramkę, jednak brakuje mu spokoju i dokładności. Nie był słabym punktem zespołu.
PRZECZYTAJ TEŻ! Czy Widzew będzie miał nowego trenera?
Wrócił do wyjściowego składu i chwilami był tym Alvarezem z ubiegłego roku – doskonałym kreatorem gry, mającym mało strat i stwarzającym okazje pod bramką rywala.
Jak zwykle napracował się za dwóch, potwierdzając kolejny raz, że z nim drugi linia Widzewa jest dużo mocniejsze niż bez niego.
Dość anonimowy występ, jak na jego możliwości. Ustawiony wyżej niż za czasów poprzedniego szkoleniowca, staje się groźny w polu karnym rywali. Szkoda, że zmarnował znakomitą okazję do objęcia prowadzenia, ale za to zaczął akcję bramkową.
Aktywny, dużo biegający i przede wszystkim miał mnóstwo szczęścia, dzięki czemu Widzew wygrał. Jego pierwszy strzał nie był najlepszy, jednak dzięki kiksom rywali dostał okazję do poprawki i ją wykorzystał.
Zagubiony i chaotyczny. Słabsza postawa Widzewa przed przerwą to nie jego wina, ale nie zrobił niczego, żeby było lepiej. Warto jednak zauważyć, że już podaje piłkę kolegom.
Aktywny, dobry technicznie, dużo biegający. Snajperem jednak nie jest i raczej nie będzie.
Dobra zmiana, bo po jego wejściu na boisko Widzew stał się groźniejszy. Ma mały udział w golu, bo postraszył obrońcę, który skiksował i podał piłkę do Sypka.
Tym razem nie dał takiej dobrej zmiany, jak z Jagiellonią Białystok, ale dzięki doświadczeniu w końcówce udało się urwać kilkadziesiąt sekund.
Jeden z głównym bohaterów, oprócz Gikiewicza i Sypka. Dwa razy wybijał piłkę sprzed bramki, ratując drużynę przed stratą gola. Brawo i wysoką ocena.
Szymon Czyż, Hubert Sobol – grali za krótko, żeby ich ocenić