Przygotowując się do tego wywiadu i czytając o pana karierze przez głowę przeszła mi jedna myśl: “to jest prawdziwy twardziel, przeszedł tyle, nie poddał się i dalej walczy o marzenia”.
Dawid Kort: Na pewno niektóre przykre przeżycia z przeszłości mnie ukształtowały. Biorąc pod uwagę moje życie, dopiero teraz wychodzę na prostą.
No właśnie… Tyle czytało się o problemach z Dawidem Kortem czy to w Pogoni Szczecin, czy Wiśle Kraków. Teraz rozmawiam ze spokojnym ustatkowanym człowiekiem, który niedługo będzie ojcem.
– Jeden dojrzewa wcześniej, drugi nieco później. Teraz może mniej odzywam się, kiedy nie ma takiej potrzeby, potrafię zachować spokój.
Ale charakteru na boisku odmówić panu nie można. Nawet na sparingach nie odstawia pan nogi.
– Był w Stali taki moment, że nie grałem wiele, ale nawet wtedy nie wyobrażałem sobie, że mogę przejść obok meczu. Niestety, kiedyś mój mocny charakter pokazywałem poza boiskiem. Od jakiegoś czasu jest na odwrót.
Po Pogoni Szczecin, Wiśle Kraków, Stali Mielec, przychodzi pan do pierwszoligowego ŁKS-u, który ma swoje problemy. To przystanek w karierze i szansa na odbudowanie się?
– Nie traktuję tego w ten sposób. W poprzednich klubach kontrakty podpisywałem na rok z opcją przedłużenia o kolejny, ale to tak naprawdę tylko rok. Ta opcja przedłużenia to zabezpieczenie dla klubu. W ŁKS-ie mam dłuższy kontrakt. To był mój świadomy wybór. Znam ŁKS od środka i z zewnątrz. Nie miałem obaw, żeby dołączyć do drużyny. Wiadomo, że są teraz pewne perturbacje, ale każdy klub sportowy w Polsce kiedyś przez nie przechodził. Słyszałem za to wiele dobrego o zarządzaniu ŁKS-em. Mam nadzieję, że będę tutaj długo.
Dwa lata temu, jako zawodnik Odry Opole, był pan uznawany za objawienie rundy jesiennej w pierwszej lidze. Te rozgrywki są stworzone pod pana styl gry?
– Trudno ocenić. W Opolu fajnie zacząłem, ale później miałem problemy prywatne, o których mało kto wie. Przez kilka miesięcy byłem wyjęty z życia. Nie piłka była mi w głowie, tylko poważniejsze sprawy życiowe. Piłkarz to zawód, a kiedy nie jesteś w stanie dźwignąć spraw prywatnych, nie możesz wykonywać go dobrze.
Psychika jest dla piłkarza ważniejsza od dobrego przygotowania fizycznego?
– Myślę, że tak, ale możesz być kozakiem psychicznie, a przygotowanie i tak jest ważne. My na obozie pracujemy fajnie. Każdy daje z siebie maksimum. Mam nadzieję, że to zaprocentuje w lidze.
W poprzednim sezonie ŁKS nie wyglądał dobrze fizycznie. Teraz zmienił się trener przygotowania. Jak pan ocenia ten element w porównaniu do innych klubów, w których pan grał?
– Na treningach jest ogień. Wszystko robimy z głową. Tworzymy ze sztabem świetny klimat do pracy. Z piłkarzami udało nam się zrobić naprawdę fajną atmosferę. Robimy robotę.
Pasuje panu styl gry ŁKS-u? Długie wymiany podań, rozpoczynanie akcji od obrony, utrzymywanie się przy piłce…
– Jak najbardziej. Ja piłkarsko byłem wychowywany tak, że wynik jest najważniejszy, ale gra ma sprawiać przyjemność. Wiem, że jeżeli za efektownym stylem gry pójdą wyniki, to kibiców nie będzie trzeba namawiać, żeby przychodzili na stadion. Mam nadzieję, że i my, i oni będziemy mieli frajdę.
W sparingu ze Stalą zagraliście na dwóch defensywnych pomocników, a pan był jedyną “ósemką”. Takiego wariantu taktycznego możemy spodziewać się w lidze?
– Testujemy teraz, bo później nie będzie na to czasu. Sprawdzamy ustawienia, konfiguracje personalne. To jest moment, żeby to przetestować. Wyniki w sparingach są ważne, ale jeszcze ważniejsze jest, żeby wykonać założoną pracę, przygotować się do rundy. Za to będziemy rozliczani.
Lepiej czuje się pan za plecami napastnika, jako ofensywny pomocnik, czy bliżej linii środkowej jako “ósemka”?
– Jest mi to obojętne. Kiedyś nie wyobrażałem sobie siebie na innej pozycji niż “dziesiątka”. Teraz nie robi mi to różnicy. Jeżeli zajdzie potrzeba mogę zagrać nawet jako defensywny pomocnik.
Jak pan ocenia potencjał kadrowy drużyny. Na co stać ŁKS w tym sezonie?
– Wy będziecie oceniać. Wszystko zależy od tego, jak to będzie wyglądało w lidze. Ja mogę odpowiedzieć na to pytanie w dowolny sposób, ale najważniejsze będzie zdanie kibiców, działaczy, dziennikarzy.
Któryś z piłkarzy ŁKS-u zrobił na panu szczególne wrażenie?
– Jest kilku kozaków, ale powtórzę jeszcze raz. To wy będziecie to oceniać. My robimy swoje i chcemy być jak najlepiej przygotowani do ligi jako drużyna.
W sparingu ze Stalą wystąpiło aż pięciu młodzieżowców. Mają szanse stać się ważnymi postaciami w nadchodzącym sezonie?
– Widzę w chłopakach duży potencjał. Ważne, żeby pracowali dobrze i rozwijali się dalej. W ŁKS-ie mają do tego warunki.
Praca z Kazimierzem Moskalem, trenerem, z którym znacie się jeszcze z Pogoni Szczecin, ułatwiła aklimatyzację w drużynie?
– To kwestia charakteru i osobowości. Tak jak mówiłem, stworzyliśmy fajną grupę, scaloną ze sobą, nie miałem żadnych problemów z aklimatyzacją.
Wielu kibiców liczy, że “załata” pan dziurawy środek pola, który nie spisywał się dobrze w poprzednim sezonie.
– Mam nadzieję, że wraz z kibicami będziemy szli cały sezon jedną drogą. Z nimi możemy zrobić fajne rzeczy. Żeby w drużynie i na boisku się układało potrzebujemy ich wsparcia. Mam nadzieję, że będą przychodzili, a my będziemy dostarczali im frajdy. Na pewno zdarzą nam się też słabsze momenty, ale mam nadzieję, że wszyscy razem będziemy parli w tę samą stronę. Będą takie momenty, w których będziemy potrzebowali ich jeszcze bardziej niż w sytuacjach neutralnych.
Dziękuję za rozmowę, udanego wypoczynku po sparingu i owocnej pracy na zgrupowaniu.
– Nie ma wypoczynku! Mamy jeszcze jeden trening. Trochę chyba pana zaskoczyłem, co? Jest robota do zrobienia, jak skończymy, to odpoczniemy.
Z Dawidem Kortem rozmawiał Filip Kijewski.