Jego kariera jest na zakręcie. Kiedyś interesowały się nim ŁKS i Widzew.
Kariera Jakuba Świerczoka jest na zakręcie. Była gwiazda ekstraklasy grała w japońskim Nagoya Grampus, gdy została zawieszona za doping. Długo dochodził swoich praw. W końcu, gdy kara została zdjęta zdecydował się pozostać w Japonii. W drugoligowym Omiya Ardija kariery nie zrobił. Spadł na jeszcze niższy szczebel rozgrywek. Niedawno poinformowano, że trzecioligowiec nie przedłuży umowy z napastnikiem.
Wiemy, że napastnikiem interesował się Widzew. Świderski nie trafił na al. Piłsudskiego. Miał zastąpić Jordiego Sancheza, bo już po pierwszym półroczu w ekstraklasie obwiano się, że po Hiszpana zgłosi się, któryś z najbogatszych klubów w Polsce.
– Naszymi celami był Kerk, albo Alvarez, Świerczok, Marczuk, więc nie wiem czy strach. Reszta miała przyjść, jak ktoś odejdzie – nie ogłaszaliśmy tego, łatwiej nam się negocjowało – informował Mateusz Dróżdż, były prezes Widzewa.
Mówiło się, że po awansie do ekstraklasy, sytuację Świerczoka monitorował również ŁKS. Sprowadzenie napastnika było niemożliwe. Pozostanie w Japonii nie wyszło mu na dobre. Rozegrał cztery mecze, w których strzelił dwa gole i zaliczył asystę. Może teraz, temat Świerczoka w Łodzi wróci?