Kibice ŁKS-u wreszcie mogli z szerokim uśmiechem opuścić stadion przy al. Unii. Ich ulubieńcy odwrócili losy źle układającego się meczu, zdobyli trzy bramki i pokonali bezpośredniego rywala w walce o czołowe miejsca w Fortuna 1 Lidze. Pozytywną energię czuć było jednak nie tylko na boisku, ale i na trybunach – fani ŁKS-u wykręcili trzecią najlepszą frekwencję od momentu otwarcia stadionu, a po trybunach niósł się głośny doping. Także w tym kontekście zwycięstwo nad Arką było bardzo cenne – kibice, którzy pierwszy raz od dłuższego czasu pojawili się przy al. Unii zobaczyli widowisko, które zachęciło ich do tego, żeby na Stadion Króla zaglądać częściej. To wielki kapitał, który może okazać się bardzo ważny w procesie budowania wysokiej frekwencji w rundzie wiosennej.
Przyznam szczerze – przed startem sezonu nie spodziewałem się, że ŁKS będzie zbliżał się do końca piłkarskiej jesieni w tak dobrych nastrojach. Gdy patrzyłem na nazwiska piłkarzy, jakich będzie miał do dyspozycji Kazimierz Moskal, nie widziałem zbyt wielu powodów, by liczyć na to, że ŁKS będzie zajmował jedno z czołowych miejsc w tabeli. Zamiast tego akceptowałem raczej narrację o „sezonie przejściowym” i spodziewałem się walki w środku tabeli. Trener Moskal po raz kolejny udowodnił jednak klasę swojego warsztatu i niezależnie od tego, jak dalej potoczy się ten sezon (a sytuacja w tabeli może się jeszcze wielokrotnie odwrócić) należy mu się za to niski ukłon. Materiał, jaki zastał na miejscu nie był wcale ekstraklasowej jakości (znamienne były przedsezonowe słowa Janusza Dziedzica o tym, że gdyby mógł, wzmocniłby zespół na każdej pozycji), ale udało mu się wykorzystać jego możliwości i ulepić z niego drużynę na miarę fotela lidera Fortuna 1 Ligi.
Dosyć paradoksalne jest to, że listę dotychczasowych osiągnięć Kazimierza Moskala zacząć należy od przebudowania defensywy. Trener znany z zamiłowania do ofensywnej gry i szkoleniowiec, za którego kadencji ŁKS seryjnie tracił bramki w Ekstraklasie zmontował bowiem drugą najszczelniejszą defensywę Fortuna 1 Ligi. To w obronie jest w tej chwili największa konkurencja w całej drużynie ŁKS-u – i to na tyle duża, że podstawowego wcześniej obrońcę, Bartosza Szeligę Moskal musiał… przenieść na skrzydło.
Po drugie Kazimierz Moskal po raz kolejny udowodnił, jak potrafi budować piłkarzy. Pod jego kierunkiem Kamil Dankowski, który stracił większość poprzedniego sezonu z powodu zerwania więzadeł krzyżowych rozkwitł i stał się jednym z zawodników, od których trener rozpoczyna kompletowanie wyjściowej jedenastki. Podobnie jest w przypadku Nacho Monsalve, który nareszcie udowadnia swoją klasę i gra na miarę oczekiwań – jest ostoją spokoju w obronie, a do tego (tak, jak w meczu z Arką) potrafi być groźny pod bramką rywala.
Po powrocie Moskala ŁKS znów stoi młodzieżą. We wcześniejszych miesiącach młodzieżowcy miewali wprawdzie lepsze mecze, ale nie potrafili wziąć odpowiedzialności za grę na swoje barki; bywały takie spotkania, w których, gdyby nie przepisy PZPN-u, łódzki klub występowałby zapewne bez młodych piłkarzy w składzie. W tym sezonie jest zupełnie inaczej – u Kazimierza Moskala młodzieżowcy nareszcie są czołowymi postaciami zespołu. Na pierwszoplanową postać łódzkiej drużyny wyrósł przede wszystkim Mateusz Kowalczyk, którego brak w drugiej linii biało-czerwono-białych jest wciąż bardzo odczuwalny. Imponujące wejście do zespołu zaliczył Aleksander Bobek, który dzięki swojemu refleksowi, zwinności i świetnej grze na linii bramkowej uratował losy meczów z Wisłą i z Arką. W drużynie Moskala zachowane są też odpowiednie proporcje pomiędzy liczbą Polaków i obcokrajowców w składzie – „stranieri” są wartościowym uzupełnieniem drużyny, ale nie dominują w wyjściowej jedenastce.
Wraz z Kazimierzem Moskalem na al. Unii powróciła też wreszcie zdrowa mentalność oparta na ciężkiej pracy i pokorze, która stanowiła o sile ŁKS-u, gdy ten wywalczył awans do PKO BP Ekstraklasy. Było to wyraźnie wyczuwalne zwłaszcza na niedzielnej konferencji prasowej, podczas której Moskal konsekwentnie tonował nastroje; podkreślał, że jego drużyna nic jeszcze nie wygrała (nie przywiązuję większej wagi do miejsca w tabeli, liczy się to, jak będzie ona wyglądać po ostatniej kolejce; to nie jest ani koniec rundy, ani koniec sezonu).
Z tą przemianą zespołu wiąże się jeszcze jeden element, który w obecnym ŁKS-ie funkcjonuje wyraźnie lepiej niż w poprzednich miesiącach: przygotowanie mentalne. Ełkaesiacy wielokrotnie nie potrafili przecież zamykać spotkań, wypuszczali zwycięstwa z rąk w ostatnich akcjach meczu, mieli problemy z grą pod presją. W niedzielę było zupełnie inaczej: to właśnie nieustępliwość była jedną z tych cech, które w grze łodzian robiła największe wrażenie – nie załamali się pomimo niekorzystnego przebiegu spotkania, nie zamknęli się we własnym polu karnym po wyjściu na prowadzenie, imponowali walecznością w indywidualnych pojedynkach.
Oczywiście zwycięski mecz z Arką nie może uprościć nam obrazu drużyny Kazimierza Moskala – ŁKS to zespół, który ma swoje problemy. Oprócz przekonującego zwycięstwa z Arką ełkaesiacy mają też na koncie serię czterech remisów, wstydliwą porażkę z Chojniczanką czy ledwo “przepchnięte” (jak określił to sam Kazimierz Moskal), jednobramkowe zwycięstwo nad słabiutką Sandecją. Dużo lepiej mogłaby wyglądać ich gra w ofensywie – biało-czerwono-biali pokazują nam od czasu do czasu sprawne, dynamiczne akcje (jak druga akcja bramkowa niedzielnego meczu, z pięknym rozegraniem pomiędzy Pirulo, Michałem Trąbką i Kamilem Dankowskim), ale wciąż daleko im do polotu, z którym grali, krocząc trzy sezony temu ku Ekstraklasie. Jedną z największych bolączek gry ofensywnej ŁKS-u jest też nieskuteczność napastników (choć świetny powrót Stipe Juricia daje nadzieję na poprawę tej sytuacji). Ma to też przełożenie na liczbę zdobytych przez nich goli, która jest niezła, ale wciąż gorsza niż statystyki Chrobrego, Arki, Stali czy GKS-u Tychy. Wreszcie uwagę należy zwrócić na takich piłkarzy, jak Biel, Balongo, Ochronczuk czy Kort, którzy wciąż nie pokazali kibicom pełni swojego potencjału, czy wspomniany już brak głębi składu, który wymaga uzupełnienia w najbliższych okienkach transferowych.
Zarówno Kazimierz Moskal, jak i Janusz Dziedzic mają więc w najbliższym czasie nad czym pracować. O ile przyjemniej się jednak pracuje będąc w ścisłej czołówce ligowej tabeli… Wspaniała otoczka niedzielnego meczu z Arką z pewnością dała wszystkim związanym z ŁKS-em konkretny zastrzyk optymizmu i energii do pracy przez zimowe miesiące. Oby przełożyła się ona na dobrą grę i frekwencję w drugiej części sezonu.