Okres zimowy to idealny moment na trening stałych fragmentów gry. Gorzej, że w Widzewie w styczniu każdego roku ćwiczony jest ten sam element – cierpliwość kibiców, czekających na wzmocnienia pierwszego składu.
Nie należę do tych, którzy każdą wizytę w internecie zaczynają od czytania doniesień transferowych. Z ulgą traktuję fakt, że nie muszę już gonić za wiadomościami na temat zmiany klubowych barw. Tej zimy pytania kibiców Widzewa – „Gdzie som transfery?!” (proszę o wybaczenie cytatu wersji podstawowej) – traktuję jednak wyjątkowo poważnie. Kadra łódzkiego klubu jest wyjątkowo uboga, a wśród 25 graczy zabranych na zgrupowanie do Turcji jest aż 8 młodzieżowców, w tym kilku, którzy pojechali raczej po naukę i w celu pokazania reszcie nastolatków z Akademii, że praca popłaca i można szybko wskoczyć na szybszą ścieżkę rozwoju. Nie ma natomiast żadnego nowego piłkarza, bo przecież Ivan Krajcirik rehabilituje się w Łodzi.
Zacznijmy od końca, czyli od Krajcirika. Można i trzeba mieć obawy o pozycję bramkarza po odejściu Henricha Ravasa, ale… moim zdaniem nie aż tak wielkie. Jan Krzywański i Jakub Szymański to bramkarze, którzy doświadczenia wprawdzie nie mają, ale przecież kiedyś muszą je zdobywać. Nie znaleźli się w pierwszej drużynie tylko po to, by spędzić kilka sezonów na ławce i odejść do pierwszej, drugiej, lub trzeciej ligi. Mają możliwość pracy z jednym z najlepszych fachowców w Polsce, a to oznacza, że rozwijają się z każdym dniem, z każdym treningiem. Gra Krzywańskiego oznaczałaby też brak problemu z wypełnieniem limitu minut młodzieżowców, a więc dodatkowy plus – choć oczywiście z perspektywy kibiców Widzewa świat idealny wyglądałby tak, że Antoni Klimek i Dawid Tkacz są w tak dobrej formie, że grają regularnie nie tylko z powodu daty urodzenia, a dlatego, że po prostu należy im się miejsce w wyjściowej jedenastce, a solidne zmiany daje jeszcze Ignacy Dawid.
NIE PRZEGAP! TYLKO W ŁS PREMIUM: Wieża Babel w ŁKS-ie. “Skoro podjęli rękawicę, muszą być świadomi”
Wracając jednak do bramkarzy – Ivan Krajcirik wygląda na sensowne wzmocnienie i godnego następcę swojego rodaka. Bramkarz w wieku pozwalającym na dalszy rozwój i ewentualną sprzedaż na kilka sezonów. Golkiper, który rozegrał kilka solidnych sezonów i nie powinien mieć problemów z aklimatyzacją. Można zresztą na niego poczekać – ja mam pełne przekonanie, że z obsadą bramki Widzew problemów mieć nie będzie. Trzeba zaufać Andrzejowi Woźniakowi.
Gorzej z zawodnikami z pola. Gdy wszyscy są zdrowi, powinna mieć miejsce jakaś rywalizacja. Specjalnie piszę „jakaś”, bo kłopotu bogactwa tam nie ma. Jest bardziej kłopot przeciętniactwa – podobni gracze, między którymi można wybierać i którzy poniżej pewnego poziomu zejść nie powinni, ale których stać raczej na pojedyncze przebłyski, niż regularne rozgrywanie meczów, w których poprowadzą zespół do wygranej. Brak liderów może być bardzo widoczny – zwłaszcza do momentu, gdy wróci po kontuzji i rehabilitacji Sebastian Kerk. Jego wejście do jedenastki i jego zdrowie jest teraz absolutnie kluczowe, bo to on będzie chyba największym i najbardziej wartościowym wzmocnieniem tej wiosny.
CZYTAJ TEŻ: Dlaczego Sebastian Kerk nie poleciał z Widzewem do Turcji?
Cieszy wyjazd do Turcji Serafina Szoty, jego powrót też będzie ważny. Kibice Widzewa mogą pokładać nadzieję w iberyjskim duecie Juan Ibiza i Luis Silva, ale z obsadą boków defensywy też może być kłopot. Cieszy przedłużenie kontraktu z Markiem Hanouskiem, zdrowy Bartłomiej Pawłowski może rządzić w środku pola, ale nadal kołdra jest krótka – nawet w linii pomocy. O ataku nie ma nawet co wspominać, choć trochę tu akurat władze Widzewa rozumiem: czekają na zawodnika, który mógłby zagwarantować dziesięć lub więcej goli w sezonie. A takiego za sensowną sumę trafić można dopiero pod koniec okienka transferowego. Znacie ten do bólu prawdziwy, autoironiczny żarcik polskich dyrektorów sportowych? „Jak chcesz kupić dobrego napastnika, obserwowałeś go, podobają ci się jego ruchy na boisku, to… módl się, by nie zaczął strzelać bramek. Bo wtedy powróci do pierwszego składu swojej drużyny, albo zgłosi się po niego ktoś z ligi mocniejszej niż polska. Miej więc nadzieje, że strzelać zacznie dopiero u ciebie, po transferze”.
Taka nasza polska rzeczywistość, takie realia.
Kibicom Widzewa pozostaje więc czekać. Wierzyć w Andrzeja Woźniaka i resztę sztabu trenerskiego bardziej niż w to, że nagle do klubu trafią dwie lub trzy gwiazdy, a milion z transferu Ravasa zostanie natychmiast zainwestowany. Daniel Myśliwiec udowadniał jednak już wcześniej – i pewnie był to poważny argument za jego sprowadzeniem – że potrafi zrobić coś z niczego i nawet z grupy co najwyżej solidnych piłkarzy, zbudować bardzo dobry zespół. Wiara w solidną pracę a nie wydawane miliony albo łut szczęścia przy transferowym strzale w ciemno to nie jest zresztą nic złego, takie powinny być podstawy działania każdego klubu piłkarskiego, a nawet każdej firmy. Ale by się rozwijać, by nie drżeć znów do końca o ligowy byt, wzmocnienia kadry są niezbędne. Bo przecież nikt nie zagwarantuje fanom i szefom Widzewa, że Dominik Kun znów ruszy z piłką od połowy boiska, minie kilku rywali i strzeli gola, który uratuje wiosnę oraz cały sezon. Nie o takie stałe fragmenty gry walczą na swoich internetowych forach kibice łódzkiego klubu.
Żelisław Żyżyński, dziennikarz Canal+Sport