Bartłomiej Pawłowski i Widzew wydają się być parą idealną.
Już gdy grał przy al. Piłsudskiego 9 lat temu wydawał się stworzony do tego miejsca. Pasował do Widzewa sportowo i mentalnie. Grał w Widzewie krótko, ale na tyle dobrze, że zapracował na transfer do Malagi. W Hiszpanii nie powiodło mu się tak, jak na pewno sobie wymarzył, ale chociaż spróbował. Wrócił do Polski, ale Widzew był już dla niego za słaby. Ruszył więc w Tour the Pologne. Grał w Gdańsku, Bydgoszczy, Kielcach, Lubinie, Wrocławiu, a nawet w Turcji. Rozegrał w sumie prawie 200 meczów w ekstraklasie. Dojrzał – z Bartusia zamienił się w Bartka.
W końcu w lutym wrócił do Widzewa. Nie wszyscy byli zachwyceni. Wielu miało spore wątpliwości, np. czy walczącej o awans drużynie na pewno przyda się piłkarz, którego nie chcą w słabej drużynie z ekstraklasy. Wspominano też o rzekomo trudnym charakterze Pawłowskiego i o tym, że Widzew ma już dużo piłkarzy ofensywnych. Nieoficjalnie wiadomo, że w samym klubie i sztabie nie wszyscy byli zwolennikami sprowadzenia Pawłowskiego. My byliśmy na tak, bo czuliśmy, że to dla niego idealne miejsce.
I dziś wiadomo, że był to strzał w dziesiątkę. 29-letni piłkarz nie notuje wybitnych, a nawet bardzo dobrych występów, ale i tak zrobił kawał dobrej roboty. Zagrał dotychczas w pięciu meczach i na koncie ma dwie asysty oraz trzy gole. Nikt w drużynie nie ma lepszych statystyk na wiosnę.
Do tego gole Pawłowskiego były kluczowe. Dwa zdobyte w meczu ze Stomilem Olsztyn dały Widzewowi 3 punkty. W spotkaniu z GKS-em Tychy jego bramka w samej końcówce dała drużynie zwycięstwo, wiec można było dopisać kolejne 3 oczka. Kluczowa dla losów meczu była też akcja w Katowicach. Pawłowski szarżował na bramkę GKS-u i w polu karnym został sfaulowany. Karnego na gola zamienił Marek Hanousek. Drugą bramkę Widzew strzelił już w samej końcówce, czym przypieczętował wygraną. Pawłowski miał więc realny wpływ na zdobycie przez czerwono-biało-czerwonych 9 punktów tej wiosny. Gdy z powodu kontuzji zabrakło go w meczu przeciwko Odrze Opole, Widzew przegrał.
Niestety Pawłowski nie dokończył meczu z GKS-em Katowice, bo doznał kontuzji. Przy okazji dowiedzieliśmy się o nim czegoś nowego. – Bartek około 30 minuty poczuł ból, ale chciał dalej pomagać zespołowi – poinformował po meczu trener Janusz Niedźwiedź. Pawłowski mógł od razu poprosić o zmianę, albo wytrzymać do przerwy i na drugą połowę już nie wyjść. Chciał jednak grać dalej i dotrwał do 58. minucie, kiedy po solowej akcji i strzale zza pola karnego, noga już nie wytrzymała. By nie osłabiać drużyny, dopiero wtedy zgodził się na zmianę.
Gdy Pawłowski decydował się w lutym na podpisanie kontraktu z Widzewem, zgodził się grać za pieniądze o wiele mniejsze, niż zarabiał w Śląsku Wrocław (mógł zostać w drugoligowych rezerwach i dalej pobierać wysoką pensję), albo poszukać nowego klubu, który dałby mu na pewno więcej, niż Widzew. On jednak zdecydował się mu pomóc. Potwierdził to kilka razy prezes Mateusz Dróżdż. Teraz już wiemy, że Pawłowski poświęcił się też zdrowie dla Widzewa. Jak Kamil Glik w reprezentacji.
Na szczęście jego uraz – jak powiedział trener Niedźwiedź – nie jest bardzo poważny. – Będziemy walczyć, by zdążyć do niedzieli – stwierdził. Oby się udało, bo bez Pawłowskiego w meczu ze Skrą Częstochowa na pewno byłoby trudniej.
– Wydoroślałem. Mam swój bagaż doświadczeń, zarówno życiowych, jak i sportowych. Pracowałem z różnymi trenerami w wielu miejscach i po tym czasie mogę docenić powiedzenie, że “wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”. Uważam, że Widzew jest miejscem, w którym można grać bardzo dobrze w piłkę nożną. Klub jest w stanie wiele zaoferować ludziom, ale ludzie mogą się też odwdzięczyć. Jeśli będziemy szli tym torem, to wszyscy możemy osiągnąć sukces – mówił piłkarz w swoim pierwszym wywiadzie po powrocie do Widzewa i dzisiaj widać, że nie były to puste słowa.
Dziewięć lat temu odchodził z klubu Bartuś. Wrócił Bartłomiej.