Widzew bardzo dobrze zaczął sezon w PKO Ekstraklasie. Po 13. meczach jest czwarty w tabeli, a przecież jest beniaminkiem. Jeden z szefów klubu zapewnia, że nigdy on, ani prezes Mateusz Dróżdż nie zwątpili w trenera Janusza Niedźwiedzia, chociaż przecież różnie bywało. Nie zawsze wyniki były dobre. – Z ręką na sercu nie było wątpliwości, czy trener sobie poradzi. Nawet wtedy, gdy mieliśmy trudne momenty, choćby po porażce 2:5 z Arką Gdynia w ubiegłym sezonie. I wtedy i teraz nie było wątpliwości, że da sobie radę. Wiadomo, że dzisiaj wygodnie tak mówić, ale to prawda. Kiedyś prezes Mateusz Dróżdż powiedział, że trener Niedźwiedź może przegrać wszystkie mecze, a i tak zostanie trenerem Widzewa. Byliśmy spokojni i pracowaliśmy w spokoju. Nie było w nas żadnych wątpliwości, chociaż z ręką na sercu powiem, że nie spodziewaliśmy się aż tak dobrych wyników. Wierzymy w ten zespół i sztab szkoleniowy. Ale cel pozostał ten sam – walczymy o utrzymanie i to się nie zmieniło. Powoli to realizujemy – powiedział w programie „Piłka meczowa” w TV Toya.
Oczywiście były też pytania o wzmocnienie drużyny w zimie. – Mamy oczywiście na to zabezpieczone środki. Myślimy o transferach i nie jest tak, że w listopadzie się obudzimy – zapewnił wiceprezes klubu. – Będą wzmocnienia, uzupełnienia składu. One są potrzebne, ale muszę tonować nastroje – to nie będzie rewolucja, a kosmetyka. Nie będzie siedmiu, czy ośmiu transferów.
Pełnomocnik Dróżdża: „Wizerunek prezesa Widzewa udostępniono na życzenie Gminy Łódź”
Dodał, że w klubie myślą o dwóch pozycjach. – To bok obrony oraz zawodnik ofensywny. Więcej nie chcę zdradzać. Mamy otwarte głowy, bo wiele może się zdarzyć – powiedział Rydz. Pytany o to, czy będzie to m.in. kierunek hiszpański – bo świetnie radzi sobie Jordi Sanchez – wiceprezes potwierdził. – Ale nie tylko Hiszpania, chociaż ten kierunek się sprawdził.