Jaka jest przyszłość Filipa Zawadzkiego w klubie? Czy istnieja szansa, aby Daniel Tanżyna rozegrał swój upragniony mecz w Ekstraklasie? Co wiceprezes Widzewa sądzi na temat przepisu o młodzieżowcu? Tego i innych rzeczy dowiecie się czytając wywiad, którego zgodził się nam udzielić Maciej Szymański.
Piotr Grymm: Chciałem zacząć pytaniem o młodzieżowców. Skąd wziął się pomysł na Filipa Przybułka w pierwszej drużynie? Jak pan ocenia jego debiut w meczu z Pogonią? Czy może on na stałe zagościć w drużynie Janusza Niedźwiedzia?
Maciej Szymański, wiceprezes Widzewa Łódź: Filip jest zawodnikiem, który jest w klubie kilka lat. Zimą poprzedniego sezonu był typowany jako zawodnik, który ma dołączyć do pierwszego zespołu. Nie stało się tak, ponieważ cały okres zimowy przechodził rehabilitację. Finalnie trafił do pierwszej drużyny latem i trenerzy na podstawie treningów i gier kontrolnych uznali, że mecz z Pogonią będzie tym, w którym wyjdzie on w pierwszym składzie.
Czy Filip Przybułek jest w tym momencie najbliżej grania w pierwszym zespole ze wszystkich młodzieżowców?
Tak jak powiedziałem wcześniej. Jest to decyzja sztabu szkoleniowego, ale rywalizacja między młodymi zawodnikami dalej trwa i zależnie od tego z kim Widzew będzie rywalizował, to należy zakładać, że różni zawodnicy będą się pojawiać na boisku.
Do niedawna wydawało się, że najbliżej pierwszego zespołu jest Filip Zawadzki? Co na dzień dzisiejszy może pan powiedzieć o tym zawodniku?
Można powiedzieć, że Filip jest w takiej sytuacji, w jakiej Filip Przybułek był pół roku temu. Jest po zabiegu, przez miesiąc nie miał żadnego wysiłku fizycznego. Teraz powoli do niego wraca i zaczyna od treningów z drugim zespołem. Chcemy, żeby Filip został u nas w klubie, te rozmowy dalej się toczą. Stosownie do tego jak będzie się adaptował do obciążeń, jak będzie prezentował się w meczach, będziemy go obserwować, czy jest przygotowany do tego, aby ponownie do pierwszego zespołu trafić.
Czyli plan na Filipa Zawadzkiego cały czas w klubie jest?
Tak, zdecydowanie. Natomiast zarówno my, jak i Filip musimy mieć świadomość, że jego ostatni sezon był trudny, bo on się z tymi problemami zdrowotnymi borykał już dłuższy czas. Najpierw musi wrócić do tej regularności i systematyki. Jeśli za tym pójdzie określona jakość na boisku, to będziemy podejmować dalsze decyzje.
Chciałbym panu zacytować pewną wypowiedź. „Myślę, że przepis o młodzieżowcu bardzo faworyzuje grupę młodych piłkarzy (…) Z mojej perspektywy są momenty, w których to osłabia trochę rywalizację, bo ktoś, kto prezentuje się lepiej, musi usiąść na ławce, bo taki przepis istnieje”. To są słowa Bartłomieja Pawłowskiego z konferencji przed meczem z Pogonią. Jak pan skomentuje jego wypowiedź? Bardzo ciekawi mnie pana zdanie na temat przepisu o młodzieżowcu. Jest on słuszny? Pomaga on zarówno polskiej piłce, jak i tym młodym chłopakom?
Myślę, że intencje wprowadzenia tego przepisu były bardzo dobre, bo chciano promować młodych zawodników tak, żeby wchodzili oni na ten rynek piłkarski. Pamiętajmy, że ten przepis nie dotyczy tylko Ekstraklasy, ale można powiedzieć, że każdej ligi. Jego efektami ubocznymi są natomiast duże wymagania finansowe ze strony młodzieżowców, bo oni zdają sobie sprawę, że kluby są zobligowane do stawiania na przynajmniej jednego takiego zawodnika. Drugim takim efektem ubocznym jest to, że kiedy zawodnik kończy ten wiek młodzieżowca, to okazuje się, że nie grał ze względu na określoną jakość piłkarską, tylko dlatego, że był w odpowiednim wieku i nagle spada gdzieś do niższych lig. Bez tego przepisu kiedyś ta ścieżka była bardziej naturalna, bo zawodnicy przez te niższe ligi przechodzili aż do Ekstraklasy.
Należałoby się zastanowić nad tym, żeby wynagradzać kluby, które rozumieją, że stawianie na młodych zawodników jest bardzo ważne i istotne w strategii rozwoju tych klubów, ale niekoniecznie powodować, że jest to coś obligatoryjnego, że ci zawodnicy muszą być na boisku. Wydaje mi się, że wtedy mamy z jednej strony zachętę finansową dla klubu w postaci np. Pro Junior System, który dzisiaj funkcjonuje, ale z drugiej strony klub może mieć strategię, że inaczej widzi budowę kadry pierwszego zespołu i tych młodych zawodników jest mniej. Uważam, że wtedy odbywałoby się to w bardziej naturalny sposób i ten rynek też by się wtedy normował.
Dzisiaj przepis wygląda tak, że karze się kluby za niewystawianie młodych piłkarzy.
Dokładnie tak, dlatego myślę, że lepsze byłoby promowanie i zachęcanie do tego, aby młodzi piłkarze byli wystawiani, niż obligowanie klubów do tego przepisem.
Czy jest w młodzieżowych drużynach Widzewa jakiś zawodnik, któremu wróżyłby pan nie tyle dużą, światową karierę, ale taką, która pozwoliłaby mu na stałe stanowić o sile pierwszej drużyny i kto wie, być może w przyszłości pozwolić zarobić klubowi duże pieniądze?
Widzimy takich zawodników. Ja oczywiście nazwisk nie będę zdradzał, ale cyklicznie tych zawodników oceniamy i przesuwamy ich pomiędzy kategoriami wiekowymi, tak żeby stworzyć im naturalne warunki do dalszego rozwoju. Jak patrzymy na strukturę kadr w tych młodszych zespołach, można powiedzieć, że z każdym kolejnym rocznikiem pojawiają się tacy piłkarze, którzy powinni grać w przyszłości na poziomie centralnym w Polsce. To są jednak zawodnicy, którzy mają dzisiaj 16, 15, 14 lat, więc zakładamy, że jeszcze jakieś zmiany będą, stąd ten bieżący monitoring, który jest niezbędny.
Czy brak awansu rezerw do trzeciej ligi mocno pokrzyżował plany klubu w kwestii rozwoju młodzieży? Bo rozumiem, że po to jest ta druga drużyna, żeby na seniorskim poziomie ogrywać młodszych piłkarzy?
Tak, druga drużyna przede wszystkim jest po to, żeby przygotowywać zawodników do wprowadzenia do pierwszego zespołu. Wydłużamy proces szkolenia w Akademii, żeby jeszcze bardziej optymalnie przygotować piłkarzy do gry w pierwszym zespole. Filip Przybułek jest takim przykładem najświeższym, ale poza nim jest także jeszcze trzech innych zawodników, którzy trenują z pierwszym zespołem, a większość czasu w zeszłym sezonie spędzili w drugiej drużynie. Na pewno wolelibyśmy być w trzeciej lidze, niż w czwartej, bo jest to bardziej wymagające środowisko dla zawodników. Z drugiej strony mamy długoterminową strategię rozwoju zarówno tych młodych chłopaków, jak i też drugiej drużyny. Tego typu sytuacja nie może powodować, że nagle zupełnie odwrócimy kierunek funkcjonowania drugiego zespołu Widzewa.
Czy patrzycie może trochę z zazdrością w tym względzie na rywala zza miedzy, którego rezerwy awansowały właśnie do drugiej ligi?
Na pewno wielkie gratulacje dla ŁKS-u, że wszystkie trzy zespoły seniorskie awansowały do wyższych lig. Tutaj należy o tym wspomnieć. Natomiast zazdrość nie jest tutaj właściwym słowem, bo każdy ma swój etap rozwoju, ale też swój kierunek funkcjonowania. My np. bardziej stawiamy na to, żeby nasz zespół U-19 funkcjonował na poziomie centralnym, czego dokonaliśmy w zeszłym sezonie. ŁKS ma z kolei trzecią drużynę seniorów, a rozgrywki U-19 traktuje można powiedzieć pobocznie. Także to nie chodzi tylko o ligę, w jakiej gra zespół, ale też kierunek rozwoju zawodników. My uważamy natomiast, że poziom rozgrywek trzeciej ligi podniósł się na tyle, że jest to odpowiednie środowisko dla zawodników, którzy będąc w Akademii Widzewa, mogą wchodzić do tej piłki seniorskiej, jednocześnie pozostając cały czas w procesie szkolenia klubu. Trzecia liga pozwala też pozyskiwać młodych i utalentowanych zawodników z innych klubów do tego, żeby grali czy to w zespole U-19, czy w drugiej drużynie. Dzisiaj widzimy, że funkcjonowanie zespołu U-19 na poziomie centralnym pozwala rozmawiać z zawodnikami innych klubów Ekstraklasy o tym, żeby dołączyli do Widzewa.
Czy bardziej wy potrzebowaliście Daniela Tanżyny w rezerwach, czy Daniel Tanżyna potrzebował was po niezbyt udanym okresie, który przeszedł po odejściu z Widzewa? Dlaczego postanowiliście ponownie zatrudnić obrońcę?
Myślę, że wspólnie siebie potrzebowaliśmy. To jest dłuższa współpraca, bo nie jest oparta tylko na tym, że Daniel gra w drugiej drużynie Widzewa, ale rozpoczyna także swój rozwój trenerski zarówno na poziomie formalnym, czyli uczestnictwem w kursie, jak i nieformalnym, czyli funkcjonowaniu w edukacji wewnętrznej klubu. Z końcem sezonu odszedł Maciej Kazimierowicz, więc teraz liczba doświadczonych zawodników jest dokładnie taka sama, jak w zeszłym sezonie, a dla nas jest ważne, żeby tę strukturę kadry utrzymywać. Należy też dodać, że nie każdy zawodnik zdecydowałby się na taki krok, jak Daniel, więc słowa uznania dla niego za to, jak podchodzi do tego tematu i jak podchodzi do pracy z młodymi zawodnikami.
Zakładając hipotetycznie, że w pierwszej drużynie jest plaga zawieszeń i kontuzji. Czy rozważany zostałby powrót Daniela Tanżyny do pierwszej drużyny choćby na jedno spotkanie? Były kapitan miałyby w końcu swój upragniony mecz w Ekstraklasie w barwach Widzewa.
Myślę, że nie tylko Daniel o tym myśli i marzy – ze starszych zawodników. Ciężko mi się do tego ustosunkować. Wiadomo, że są takie sytuacje. Spójrzmy np. na Śląsk Wrocław, który w zeszłym sezonie zgłaszał na końcu do Ekstraklasy zawodników z drugiego zespołu, więc nie można tego wykluczyć. Po to zawodnicy trenują, żeby być zawsze gotowym do gry dla klubu. Kontrakt jest zawarty z Widzewem, a nie z konkretną drużyną, więc muszą być na to gotowi. Natomiast musiałoby się wydarzyć dużo różnych rzeczy po drodze, aby coś takiego miało miejsce.
Na konferencji poświęconej rozwojowi klubu mówiliście panowie o trzech latach, których potrzebujecie, aby Widzew zaczął równać do najlepszych w Polsce. Czy po tych trzech latach, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Widzew będzie na poziomie Lecha, Rakowa, Legii i Pogoni? Czy może po tych trzech latach zobaczymy wyraźne efekty ciężkiej pracy wszystkich w klubie, ale na wynik sportowy trzeba będzie poczekać trochę dłużej?
Myślę, że bardzo ważne jest to, co powiedział pan na początku, czyli uwzględniając warunek realizacji wszystkich tych obszarów, które chcemy zrealizować w ciągu tych trzech lat, bo to nam pozwoli przesuwać się w tabeli. Myślę, że wtedy realne będzie to, aby mieć takie aspiracje, aby podjąć walkę z takimi klubami, które można dzisiaj określić jako TOP4. Musimy mieć świadomość, bo to widać, że te kluby naprawdę ustabilizowały swoją pozycję. To widać po rozgrywkach europejskich, które trwają, że jest pewna powtarzalność. To jest bardzo dobre dla polskiej piłki, ale ta poprzeczka jest zawieszona coraz wyżej. Żeby do takiego poziomu dojść trzeba wykonywać konkretne działania związane z rozwojem drużyny, z transferami wychodzącymi z klubu, które zwiększają budżet, aby do tego poziomu faktycznie dojść. Takie mamy aspiracje i to chcemy osiągnąć.
Jakie zadanie jawi się jako najtrudniejsze do zrealizowania w ciągu tych trzech lat?
Myślę, że największe będą dwa wyzwania, nie wiem czy najtrudniejsze, ale na pewno największe, dlatego, że historycznie Widzew nie mógł tego doświadczyć. Mam tutaj na myśli, na pierwszym miejscu, infrastrukturę i spowodowanie, żeby te warunki pracy były bardzo komfortowe. Nie ma co ukrywać, że jeżeli powstałby ośrodek treningowy, to te warunki będą naprawdę na wysokim poziomie, a jak wiemy historycznie Widzew zawsze borykał się z kwestią bazy treningowej. Drugi element to jest powtarzalność w zakresie transferów wychodzących z klubu. Ważnym słowem jest tutaj powtarzalność, bo wiemy, że wcześniej były transfery z Widzewa, które taki zastrzyk gotówki przynosiły do klubu, ale raczej nie było to cykliczne, a chcemy, żeby to był element powtarzalny. Uważam, że to będą dwa największe wyzwania, bo klub nie ma bogatych doświadczeń w tym zakresie, więc świadomość społeczna nie jest duża, że to są bardzo ważne obszary do tego, żeby kluby funkcjonowały.
Na tym etapie sezonu jesteście jeszcze otwarci na to, żeby sprzedać zawodnika, czy nie chcecie już teraz psuć kadry, gdy za nami trzy kolejki Ekstraklasy?
Myślę generalnie, że sytuacja polskich klubów jest taka, że są oferty, którym się nie odmawia. Natomiast my nie jesteśmy w sytuacji, w której musimy sprzedać zawodnika, więc jeśli mielibyśmy to zrobić, to musiałaby to być tego typu oferta. Dlatego też dział skautingu ciągle monitoruje rynek, nie tylko na potrzebę tych transferów, których chcemy dokonać, ale też ze względu na ewentualne transfery wychodzące z klubu. Ale tak jak mówię, musiałaby to być naprawdę korzystna oferta dla klubu i dla zawodnika.
Dyrektor sportowy Tomasz Wichniarek na jednej z konferencji powiedział, że jeszcze nad jakimś transferem pracujecie. Można spodziewać się kolejnego nowego zawodnika?
Tak, chcemy jeszcze jeden transfer zrealizować, który wzmocni drużynę i zwiększy rywalizację.
Czy będzie to środkowy pomocnik?
Takie jest założenie, natomiast co do jego charakterystyki cały czas rozmawiamy i monitorujemy rynek pod tym kątem, czy to będzie naprawdę istotny zawodnik dla zespołu. Mamy wariant zawodnika bardziej defensywnego, mamy też bardziej ofensywnego, ale później trzeba będzie podjąć decyzję, który wpisuje się bliżej w nasze wyobrażenie i czy będzie spójny z potrzebami zespołu.
Pracował pan m. in. w Legii Warszawa, Piaście Gliwice, był pan trenerem – analitykiem reprezentacji Polski U-20. W którym z tych miejsc zrobił pan największy, taki milowy krok w swojej karierze?
Myślę, że z racji na chronologię, była to Legia Warszawa, gdzie spotkałem się z określoną systematyką pracy, z określonymi standardami. Tam spotkałem się też z określonym poziomem sportowym, bo to był czas, w którym zdobywaliśmy wtedy dwukrotnie mistrzostwo Polski juniorów starszych, graliśmy w młodzieżowej Lidze Mistrzów. Pierwszy zespół grał w fazie grupowej Ligi Mistrzów. To często się ze sobą łączy, że poziom sportowy spotyka się z tymi standardami pracy. Miałem tam też okazję poznać osoby, z którymi później współpracowałem w Piaście Gliwice czy reprezentacji Polski. Mówię tutaj np. o Jacku Mazurku, Jarku Wójciku, Sebastianie Krzepocie czy Jacku Magierze. Na pewno oni w dużej mierze ukształtowali moje patrzenie na funkcjonowanie w klubie piłkarskim, budowanie strategii klubu piłkarskiego. Te cztery ostatnie lata w Widzewie to też jest bardzo bogate doświadczenie z punktu widzenia odpowiedzialności, którą ponoszę za to, co robię. Wcześniej miałem okazję przyglądać się i współpracować z tymi osobami. Dzisiaj to ja jestem w tej roli, że podejmuję decyzje i ja jestem za nie odpowiedzialny, więc na pewno te wcześniejsze doświadczenia pomogły mi, bo mogłem je wykorzystać w faktycznym działaniu w Widzewie. To połączenie teorii z praktyką pokazuje w zasadzie, czy jest to efektywne, czy nie.
W samym Widzewie pańska kariera rozwija się naprawdę dynamicznie. Przez 3 lata pełnił pan funkcję dyrektora Akademii, później 11 miesięcy dyrektora ds. rozwoju sportu i teraz w bardzo młodym wieku został pan wiceprezesem zarządu Widzewa. Jaki będzie pana kolejny szczebel?
Nie patrzę na życie z perspektywy funkcji, którą pełnię, tylko z punktu widzenia rzeczy, które mogę zrobić. Nie ma dla mnie znaczenia czy ta funkcja nazywa się „koordynator” czy „prezes”. To jest dla mnie wtórne. Dopóki będę widział, że mogę coś dać klubowi i klub będzie widział to samo, to będę funkcjonował tutaj, czy w każdym innym miejscu. To jest kwestia tego, czy mamy pomysł i narzędzia na rozwój danego miejsca. Nie patrzę na to jako na sufit, tylko kolejne doświadczenie, które zdobywam w swoim życiu. Jest to bardzo ciekawe i wymagające, ale jakie będą kolejne? To się okaże. Nie planowałem być wiceprezesem klubu, nie planowałem być dyrektorem ds. rozwoju i nie planuje tego, czy za jakiś czas będę pełnił taką czy inną funkcję.
Zdziwiony pan był, że po odejściu Mateusza Dróżdża, przy formowaniu nowego zarządu dostał pan nominację na wiceprezesa?
Na pewno trochę tak. Z drugiej strony funkcjonowałem w klubie cztery lata i współpracowałem blisko z prezesem Dróżdżem szczególnie w zakresie sportowym i infrastrukturalnym, więc wiedziałem jak ten klub działa i nie było większych zaskoczeń. Sama propozycja była dla mnie wyróżnieniem i potrzebowałem chwilę, żeby to przeanalizować, czy się tego podejmę. Tak jak powiedziałem wcześniej, jest to kolejne doświadczenie, które mogę przeżyć i tak do tego podchodzę.
Jak długa była ta chwila, której pan potrzebował, żeby zaakceptować propozycję?
Ona była jasno określona, bo to było cztery, albo pięć dni na podjęcie decyzji. Było to oczywiście spowodowane deklaracją właściciela odnośnie ogłoszenia nowego zarządu, więc to był ten termin graniczny, w którym trzeba było tę decyzję podjąć.
W dość młodym wieku sięga pan po kolejne skalpy i nabiera dużego doświadczenia. Jaki jest pana klucz do sukcesu? Na zdjęciu w tle na pańskim profilu na LinkdIn możemy przeczytać: „Impossible is nothing”. Właśnie tak pan podchodzi do swojego codziennego życia?
Kiedyś, w bardzo młodym wieku, to hasło bardzo mi się spodobało w jednej z kampanii reklamowych. Nie powiedziałbym, że kieruję się tym hasłem, bo to byłoby nadużycie, ale uważam, że nie ma co analizować, czy możemy coś osiągnąć, czy nie. Należy w tym kierunku iść i pracować, a czy się to uda? To wszystko się okaże. Dzisiaj mamy w piłce przykłady osób, o których kiedyś byśmy powiedzieli, że są znikąd. Odwołuję się tutaj chociażby do obecnego sztabu Rakowa Częstochowa. Akurat znam całą grupę trenerów, czyli Dawida Szwargę, Łukasza i Tomka Włodarka. Poznałem ich, kiedy zaczynali swoją drogę trenerską. Dzisiaj awansowali do kolejnej fazy eliminacji Ligi Mistrzów. Nie mają bogatej kariery piłkarskiej. Szli krok po kroku po drabince trenerskiej. Myślę, że tych przykładów, które pokazują, że jak ludzie mają determinację, są konsekwentni i mają pomysł na to, jak chcą się rozwijać, to będą się w piłce realizować, będzie coraz więcej.
Tak jak trener Niedźwiedź na konferencji powtarza, że najważniejszy jest każdy kolejny mecz, to dla Pana najważniejszy jest każdy kolejny dzień, aby jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki?
Z jednej strony tak, ale z drugiej strony trzeba mieć plan na ten każdy kolejny dzień i ten plan powinien obejmować dłuższy okres. Uważam, że powinniśmy mieć kierunek, w którym dążymy i podejmować codzienne działania, żeby osiągnąć swój cel, ale analizować też na bieżąco, czy ten czas, który sobie założyliśmy, nie powinien ulegać zmianie w wyniku różnych czynników, które bierzemy pod uwagę. Może tak być np. w przypadku infrastruktury, gdy mówimy odnośnie strategii rozwoju klubu, jeśli pewne terminy przesuną się to w związku z tym przyjmiemy, że poszerzenie sztabu szkoleniowego nastąpi dopiero w następnym sezonie, a nie w tym, bo teraz nie będzie ono wystarczająco efektywne. Takie rzeczy trzeba na bieżąco monitorować, ale mieć szerszą perspektywę, w której się poruszamy, bo wtedy łatwiej nam podejmować też te bieżące decyzje.
Można powiedzieć o panu, że jest pan kibicem Widzewa?
Zdecydowanie tak. Jestem z Łodzi i zaczynałem tutaj grać w piłkę, mając siedem lat. Później przychodziłem na mecze. Chodziłem na te mecze, jak Widzew był w czwartej lidze. Byłem na inauguracji stadionu w trzeciej lidze, więc na pewno jestem kibicem Widzewa i nie ma co tutaj tego ukrywać. Jestem mocno emocjonalnie związany z klubem. Cieszę się, że dzisiaj mogę być w miejscu, które jest dla mnie tak ważne.
Jaka jest różnica w kibicowaniu jako wiceprezes, a jako zwykły kibic? Najbliższe derby Łodzi będzie pan mocno przeżywał?
Mam takie spostrzeżenie, które przeczy trochę temu, co powiedziałem wcześniej, ale uważam, że praca zawodowa w sporcie zabiera trochę te emocje i sprawia, że podchodzimy do tego bardziej na chłodno. Bardziej przeżywałem mecze Widzewa w drugiej lidze, gdy była ta seria remisów i Widzew finalnie nie awansował do pierwszej ligi, niż później gdy już pracowałem w klubie. Derby to będzie fantastyczne święto zarówno w Łodzi, jak i w Polsce, ale na razie nie jest to związane z żadnymi dodatkowymi emocjami. Chcemy do tego meczu przygotować się jak najlepiej organizacyjnie i sportowo i po prostu ten mecz wygrać.
Czy te derby, z racji tego, że będą rozgrywane w Ekstraklasie, będą miały większą rangę, niż te, które wygraliście na stadionie ŁKS-u?
Nie. One są tak samo ważne. Każdy mecz jest ważny, ale tutaj dochodzi ten aspekt społeczny, który klub będzie panował w mieście. Natomiast z punktu widzenia krótkoterminowego jest to kolejny mecz, w którym można zdobyć trzy punkty.
Czy termin tego spotkania jest dogodny? Zanim znany był terminarz usłyszałem, że pan Michał Rydz mówił, że zależałoby mu na tym, żeby derby nie były rozgrywane w wakacje.
Nie mamy zbyt dużego wpływu na terminarz. W zasadzie tylko pucharowicze mogą wpływać na ten terminarz, więc przyjmujemy te decyzje i będziemy robić wszystko, żeby być przygotowanym do tego spotkania.
CZYTAJ TAKŻE: Gwiazda Widzewa chce zagranicę