
W ostatnich latach Widzew zbierał punkty jesienią, a wiosną – czasem nie bez problemów – zapewniał sobie utrzymanie. Tym razem jest inaczej. Runda się kończy, a punktów jest wyjątkowo mało. Drużyna jest bardzo blisko strefy spadkowej. Jest bardzo prawdopodobne, że spędzi w niej zimę.
Po rozegraniu 16 meczów Widzew ma 17 punktów. Wygrał tylko pięć spotkań, a aż dziewięć przegrał. Ostatni raz w niedzielę z Koroną Kielce. W poprzedniej kolejce widzewiacy nie popisali się w meczu z Lechią Gdańsk i można było mieć nadzieję, że zrehabilitują się w pojedynku z kielczanami. Tym bardziej że po raz ostatni w tym roku grali w Sercu Łodzi, a Korona to najgorszy zespół ligi w ostatnim czasie (biorąc pod uwagę pięć ostatnich kolejek). Tymczasem zespół trenera Jacka Zielińskiego dał widzewiakom lekcję futbolu. Bardzo bolesną. W ogóle to był przykry wieczór na stadionie Widzewa. Trudno na szybko znaleźć w pamięci bardziej przykry mecz. Serce Łodzi krwawiło. Kibice, zirytowani postawą piłkarzy, przestali dopingować.
Wszystko. Od bramkarza po obronę, pomoc i atak. To nie była drużyna. Łodzianie grali bez składu i ładu, źle biegali, źle podawali, źle poruszali się po boisku. Pochwalić można tylko Mariusza Fornalczyka, który przeciwko byłemu klubowi grał na całego, wchodził w pojedynki, strzelał. Brakowało mu precyzji i szczęścia.
Dziurawa była obrona. Strzelenie Widzewowi gola to dzisiaj żadna sztuka. Można to zrobić na przeróżne sposoby, nawet z bliska, jak Antonin w niedzielę. Po dośrodkowaniu, czy po kontrze – też jak w niedzielę. Widzewiacy są bezradni.
Fatalnie od jakiegoś czasu spisują się liderzy – Fran Alvarez i Juljan Shehu. Czy to ich wina? Gdy byli w formie, robili, co mogli, wygrywali dla Widzewa mecze. Gdy w formie nie są, jest po prostu źle i czasem przykro patrzeć… Mimo sprowadzenia latem aż czternastu piłkarzy za wielkie pieniądze, o zmiennikach dla nich nie pomyślano. Jest Tonio Teklić, ale Chorwat sprowadzony z drugiej ligi tureckiej, ledwo przebija się do kadry. To nie jest piłkarz, który poprowadzi Widzew do zwycięstw, a takich potrzeba.
Skrzydłowi też nie spełniają swoich ról. Fornalczyk i Angel Baena się starają, ale nie wychodzi, a Samuel Akere w niedzielę nawet nie wstał w ławki. Wydawało się na początku jego przygody z Widzewem, że jego talent eksploduje, że to perełka, która trafiła się łódzkiej drużynie, ale tak nie jest. Chyba daliśmy się oszukać byłemu dyrektorowi sportowemu Widzewa Mindaugasowi Nikoliciusowi.
Litwin niedawno stracił pracę i o słuszności tej decyzji przekonujemy się co kolejkę. Sprowadził kilkunastu piłkarzy, niemal tylu samo pożegnał, a nie stworzył nawet zrębka zespołu. Trzeba iść na kolejne zakupy zimą…
Trzeba też wspomnieć o trenerach. Żeljko Sopić miał pecha, bo sędziowie zabrali mu sporo punktów. Patryk Czubak nie wyciągnął drużyny w górę, a Igor Jovićević ciągnie ją w dół. Takie są niestety fakty. Średnia pierwszego Chorwata to 1,17 punktu na mecz, Czubaka – 1,2. A Jovićevicia? 0,8 punktu. Jest więc fatalnie. Jego ligowy bilans to 1-1-3. Przy każdej zmianie trenera trzeba liczyć, że będzie lepiej. Niestety w tym przypadku tak nie jest. Piękne mowy Chorwata najwyraźniej nie wystarczą. Chociaż, skoro to już trzeci trener, a wciąż jest źle, czy to ich wina? Na bardziej winnych wyglądają piłkarze i ktoś, kto ich tu ściągnął, dał kontrakty.
Po 16 meczach Widzew jest na 13. miejscu. Dobrze by było, by na nim został, ale to nie będzie takie proste. Przed drużyną jeszcze dwa ligowe mecze: z Piastem Gliwice i Zagłębiem Lubin. Oba na wyjazdach, a wiemy doskonale, co to znaczy. Do tego pojedynek STS Pucharu Polski z Pogonią Szczecin. Też poza Łodzią.
GKS Katowice i Pogoń mają tyle samo punktów co Widzew, ale po jednym meczu rozegranym mniej. Potem jest Bruk-Bet Termalica Nieciecza (16 punktów, tyle samo spotkań), Piast Gliwice (14 punktów i aż dwa mecze mniej), oraz Lechia Gdańsk (14 punktów, 16 gier). Jest bardzo prawdopodobne, że Widzew da się jeszcze komuś wyprzedzić. Jest naprawdę realne, że czerwono-biało-czerwoni wkrótce będą w strefie spadkowej. Zasłużenie. Trzeba pogodzić się z faktem, że czterokrotny mistrz Polski, “wzmocniony” latem za rekordowe kwoty, jest w tej chwili jednym z głównych kandydatów do spadku. I to jest tak przykre, jak niedzielny wieczór w Sercu Łodzi.