W Widzewie nie ma spokoju, bo do fatalnej gry drużyny doszło zamieszanie z właścicielami. Według naszych informacji w tym tygodniu będzie nowy trener, a wkrótce udziałowcem ma zostać Robert Dobrzycki, właściciel Panattoni.
Bardzo słabe wyniki Widzewa w rundzie wiosennej sprawiły, że głośno stało się o zmianach własnościowych w widzewskiej spółce. Trudno się dziwić, bo wielki klub, a takim w Polsce jest Widzew, z wielką liczbą oddanych fanów, zasługuje na dużo więcej niż bycie dostarczycielem punktów i goli w PKO Ekstraklasie. Można przegrywać, ale nie w tak słabym stylu, jak to ma miejsce w tym roku.
Część kibiców szybko odkryła nadzieję w postaci potencjalnego nowego akcjonariusza, którym jest Robert Dobrzycki. Panattoni, której jest prezesem zarządu i współwłaścicielem, jest sponsorem drużyny, ale teraz Dobrzycki miałby zostać udziałowcem. Potwierdził to sam zainteresowany, zdradzając, że chciałby sprawdzić się w sporcie, a konkretnie w polskiej piłce nożnej. Nieoficjalnie wiadomo, że dostał propozycje z kilku klubów, m.in. Górnika Zabrze, Wisły Kraków czy Radomiaka Radom.
Dobrzycki deklaruje jednak, że od młodości jest kibicem Widzewa i chciałby pomóc w odbudowie jego świetności. Inna sprawa, że inwestycja w łódzki klub jest dużo prostsza, bo nie musiałby na początek spłacać długów, jakie mają wyżej wymienione spółki. O ile do obecnych władz można mieć pretensje za sprawy sportowe (m.in. dziwne przywiązanie do trenera, choć wyniki od dawna były coraz gorsze, konflikty w sztabie), to organizacyjnie Widzew w Polsce jest wzorem. Rok skończył na plusie, struktura jest poukładana, wkrótce ma rozpocząć się budowa ośrodka treningowego, a na horyzoncie widać wzmocnienie właścicielskie.
Poza tym, jego wielkim atutem są kibice, zapełniający co dwa tygodnie stadion, mimo mocno rozczarowujących wyników. To kolejny magnes dla potencjalnego inwestora. Jak już dawno informowaliśmy w “Łódzkim Sporcie”, rozmowy o zainwestowaniu przez Dobrzyckiego w Widzew toczą się od dawna. Jak słyszymy w klubie, ich zakończenie jest bliskie, bo wszyscy są tym zainteresowani – i Tomasz Stamirowski, i Dobrzycki, i Stowarzyszenie RTS. To ostatnie jest bardzo ważne, bo przecież w umowie o przejęciu udziałów przez obecnego właściciela, zapisano, że ma ono prawo pierwokupu wyemitowanych akcji.
Problemem nie jest wejście nowego udziałowca, ale sprawy formalne. W ubiegłym tygodniu pojawiła się informacja, że właściciel Panattoni już został współwłaścicielem Widzewa. On sam zdementował to jednak na platformie X, co część niecierpliwych kibiców błędnie odebrało, jako zerwanie negocjacji. Według naszych informacji, podpisanie umowy jest kwestią czasu i w ciągu kilku tygodni Dobrzycki zostanie właścicielem części akcji widzewskiej spółki. Nie będzie to pakiet większościowy, gdyż nowy udziałowiec nie jest – może tylko na razie – nie jest tym zainteresowany. Podobno na początek w grę wchodzi 25 procent.
W Widzewie usłyszeliśmy, że obecnie nad umową – podkreślamy, że trudną – pracują prawnicy, ale porozumienie jest bliskie, co oznacza wielomilionową inwestycję. Raczej nie uda się tych pieniędzy wydać w tym oknie transferowym, ale latem można oczekiwać ofensywy i prawdziwego wzmocnienia drużyny, zwłaszcza że nowy udziałowiec będzie miał na to wpływ, a znany jest z odważnych decyzji biznesowych.
Kolejnym mitem, jaki pojawił się ostatnio, jest informacja, że Tomasz Stamirowski zarobi na sprzedaży akcji Dobrzyckiemu. To bzdura, bo – w uproszczeniu – Widzew jest spółką non profit, więc jego właściciele nie mogą na nim czy z jego pomocą zarabiać. Jest to zapisane w statucie i złamanie wiązałoby się z konsekwencjami prawnymi.
Od jednego z członków SRTS usłyszeliśmy, że ostrożność w negocjacjach z Dobrzyckim bierze się z historii Widzewa, bo wszyscy pamiętają jeszcze entuzjazm, z jakim przyjmowany był Sylwester Cacek. Przypominamy, że skończyło się to bankructwem i koniecznością zaczynania od zera. Dobrzycki różni się od Cacka tym, że od dawna jest kibicem Widzewa i nie chce przejmować go w całości, prawdopodobnie także doceniając pracę i wkład finansowy Stamirowskiego, ale – jak mówi przysłowie – lepiej dmuchać na zimne…
Dziś jednak ważniejsze od zmian właścicielskich jest poprawa gry drużyny, bo jeśli to się nie zmieni, trzeba będzie budować zespół od 1. ligi.