Widzew bronił się niemal przez cały mecz z Unionem Berlin i udało mu się nie stracić bramki. To sukces drużyny Janusza Niedźwiedzia. Gra ofensywna? Była bardzo słaba, ale szansa na wygraną była.
Widzewiacy pojechali do Berlina bez kontuzjowanych Tomasza Dejewskiego. Mateusza Michalskiego, Filipa Zawadzkiego i Juliusza Letniowskiego. Przed meczem niedyspozycję zgłosił Daniel Tanżyna i zastąpić w składzie musiał go młody Adam Dębiński. Co ciekawe, w rezerwie był nie tylko pozyskany w ostatni piątek Kristoffer Hansen, ale także Martin Kreuzriegler, który kontrakt podpisał dzień wcześniej i jeszcze nie miał okazji trenować z nowymi kolegami. Ale w Niemczech Austriak był.
Gospodarze, którzy tak dobrze spisują się w tym sezonie w Bundeslidze, nie wyszli w najsilniejszym składzie, ale też nie były to głębokie rezerwy Unionu. W składzie było czterech zawodników z jedenastki z ostatniego meczu ligowego z Borussią Moenchengladbach (Union wygrał 2:1), a trzech kolejnych weszło na boisko z ławki. To był więc naprawdę mocny skład, a mowa o czwartej drużynie Bundesligi, którą w tabeli wyprzedzają tylko Bayern Monachium, Borussia Dortmund i Bayer Leverkusen.
Trzeba też pamiętać o tym, że berlińczycy mają już za sobą trzy kolejki ligowe, a łodzianie dopiero ponad dwa tygodnie temu zaczęli przygotowania do rozgrywek. Ani razu nie trenowali na zielonej murawie. To wszystko widać było na boisku. Goście w pierwszej fazie meczu radzili sobie jeszcze całkiem nieźle, ale z każdą minutą rosła przewaga Unionu. Widzew tylko raz zagroził bramce Frederika Ronnowa, ale po strzale Marka Hanouska bramkarz Unionu odbił piłkę.
Berlińczycy byli szybsi i lepiej operowali piłką. Widać to było zwłaszcza wtedy, gdy wyprowadzali akcje po przejęciu piłki. Bardzo szybko przenosili się pod bramkę Widzewa. Do przerwy mieli cztery okazje do zdobycia goli. W 23. minucie strzał z ostrego kąta Kevina Behrensa obronił Jakub Wrąbel, a niedługo potem Keita Endo miał znakomitą szansę. Fatalnie chybił jednak głową.
W 35. minucie po rzucie rożnym, także głową uderzał Robin Knoche, ale też nie trafił w bramkę. Najlepsze dwie szanse miał jednak Endo. Najpierw było to pudło głową, a w 42. minucie Japończyk ograł Pawła Zielińskiego, ale jego mocny strzał obronił Wrąbel. Pomógł też Bartosz Guzdek, który wybił piłkę sprzed linii bramkowej.
Widzewiacy radzili sobie w obronie, nieźle spisywał się m.in. Adam Dębiński ustawiony po lewej stronie trzyosobowego bloku defensywnego. To był właściwie jego debiut w pierwszym składzie w tak prestiżowym meczu, ale nie było po nim widać tremy. Kilka razy tylko niecelnie podawał. W ogóle im dalej od bramki Widzewa, tym było gorzej, bo łodzianie nie potrafili skonstruować jakieś groźniej akcji ofensywnej. Szybko tracili piłkę, albo zagrywali niecelnie.
Na drugą połowę widzewiacy wyszli z pięcioma zmianami. Na boisku zameldował się m.in. Hansen. Trener Janusz Niedźwiedź trochę inaczej niż zwykle poustawiał też niektórych piłkarzy, bo np. Paweł Zieliński został wycofany na prawą stronę obrony, a na wahadle został ustawiony Przemysław Kita.
Gospodarze od razu po wznowieniu gry ruszyli do ataku i świetną okazję miał Andreas Voglsammer. Jego strzał obronił jednak Wrąbel. 10 minut później ten sam zawodnik uderzył piłkę z powietrza piętą, ale ta – na szczęście dla Widzewa – poleciała tuż nad bramką.
Przewaga Unionu rosła z każdą minutą. Zamknął rywali na jego połowie i szukał okazji do zdobycia gola. Widzewiacy zostali zepchnięci do głębokiej defensywy i nie potrafili wyjść z piłką do przodu. Gdy zaczynali akcję, po chwili tracili piłkę. W jej posiadaniu było 70 do 30.
W 74. minucie na boisko wszedł Martin Kreuzriegler, który w ten sposób zaliczył debiut w Widzewie. Trudno jednak ocenić jego występ, bo grał zbyt krótko. Hansen grał dłużej, ale z racji tego, jak łodzianie spisywali się w grze ofensywnej, to trudno napisać cokolwiek o umiejętnościach Norwega.
Bardzo groźnie było w 78. minucie, kiedy goście stracili piłkę już w okolicach swojego pola karnego. Gospodarze przejęli ją i przed szansą stanął znów Voglsammer. Jego strzał z ostrego kąta był jednak minimalnie niecelny.
Za chwilę berlińczycy znów atakowali, bo widzewiacy nawet przez minutę nie utrzymali się przy piłce. Po chwili szansę miał Suleiman Abdullahi, ale tym razem obronił rezerwowy bramkarz Konrad Reszka. I znów minutę później.
Były też kolejne okazje, m.in. Anthonego Ujaha, który strzelił nad bramką, ale też Widzewa! W końcu! W 85. minucie po prostopadłym zagraniu Dominika Kuna sam przed bramkarzem był Przemysław Kita. Nie był idealnie na wprost bramki, ale oddał groźny strzał. Jakob Busk obronił jednak to uderzenie.
Mecz zakończył się bezbramkowym remisem i patrząc tylko na wynik, to sukces Widzewa, który na tym etapie swoich przygotowań nie dał się pokonać rozpędzonej czołowej drużynie Bundesligi. Jest oczywiście na co ponarzekać, ale chyba nie ma sensu się czepiać. Widzew i jego kibice przeżyli fajną przygodę, której jeszcze w poniedziałek nikt się nie spodziewał.
1. FC Union Berlin – Widzew Łódź 0:0
Union: Ronnow – Van Drongelen, Baumgartl, Knoche – Ryerson, Promel, Oztunali, Endo, Oczipka – Behrens, Ujah oraz Busk, Jaeclek, Voglsammer, Besker, Somnitz, Trimmel, Abdullahi, Dehl.
Widzew: Wrąbel (66. Reszka) – Stępiński, Nowak, Dębiński (46. Gołębiowski) – Zieliński (88. Owczarek), Hanousek, Kun (88. Chwałowski), Nunes (46. Karasek, 74. Kreuzriegler) – Danielak (46. Kita), Guzdek (46. Montini, 88. Machałek), Villanueva (46. Hansen).