VAR miał zrewolucjonizować piłkę nożną i wyeliminować pomyłki sędziów. Ostatnio Widzew Łódź boleśnie przekonał się, że wciąż najsłabszym ogniwem tego systemu jest człowiek.
Podczas konferencji prasowej, Robert Dobrzycki, wówczas nowy właściciel Widzewa, mówił, jednym z głównych zadań na przyszłość jest minimalizowanie ryzyka. Ma temu służyć na przykład stworzenie szerokiej i wyrównanej kadry, żeby w przypadku pecha, jakim są kontuzje, mieć odpowiednią alternatywę. W Widzewie szybko przekonali się, jak to ważne, gdy po trzech kolejkach wypadli dwaj podstawowi boczni obrońcy i jedyny doświadczony napastnik. Są jednak sytuacje, które nietrudno przewidzieć, ale zapobieżenie im jest praktycznie niemożliwe.
Reklama
Widzew już dwa razy skrzywdzony
Od dawna wiadomo, że jeśli nie najsłabszym, to jednym z najsłabszych elementów wszystkich najbardziej nawet skomplikowanych jest człowiek. W piłce nożnej to zawodnicy – bramkarz który przepuści z pozoru niegroźny strzał, albo poda piłkę do rywala, najbardziej doświadczony obrońca, który straci piłkę przed swoim polem karnym (skądś to znamy!) czy napastnik pudłujący w doskonałej sytuacji. Każdy z nich, gdyby można było powtórzyć takie zdarzenie, na pewno zachowałby się inaczej. Wybił piłkę zamiast przyjmować/podawać, nie pozwoliłby sobie na utratę koncentracji, kopnąłby inaczej… Ale, jak mawiają Czesi: to se ne vrati.
Ale w meczu są jeszcze sędziowie, dla których czeskie powiedzenia nie ma zastosowania. Przez lata obowiązywała teoria, wyjątkowo głupia, że błędy sędziów są elementem gry. Słyszałem ją wielokrotnie, bo w ten sposób tłumaczono wszystko – od nieudolności, po celowe działanie, którego przyczyną była korupcja.
Po rewolucyjnej zmianie, jaką było wprowadzenie VAR-u, wydawało się, że problemy z sędziami się skończył, bo co kilka par oczu to nie jedna, gdyż kamerom nic nie umknie, a tzw. interpretacja zostanie ograniczona do minimum. Grę można przerwać, wszystko dokładnie sprawdzić, zmienić decyzję. Jest lepiej, ale czy dobrze? Nie, bo znów najsłabszą częścią VAR-u są ludzie i ich interpretacja.
Przykładem są dwa ostatnie mecze Widzewa. Najpierw ludzie z VAR-u dostrzegli rękę Juljana Shehu, bardzo wydumaną. Ale w tym przypadku konsekwencje dotknęły tylko zawodnika, który zamian trzech, ma dwa gole. Druga niekorzystna interpretacja miała miejsce w spotkaniu z Wisłą Płock, kiedy sędzia Tomasz Kwiatkowski odwołał swoją decyzję o rzucie karnym po sugestii Jarosława Przybyła i Marcina Szczerbowicza, odpowiadającymi za VAR.
Fran Alvarez i Tomasz Kwiatkowski w meczu Widzewa z Wisłą Płock/fot. widzew.com
Kwiatkowski tłumaczył, że Mariusz Fornalczyk nienaturalnie zabiegł drogę obrońcy. To kuriozalna opinia, bo gra w piłkę nożna polega m.in. na tym, żeby chronić piłkę przed rywalem, zasłaniając ją. Z interpretacji sędziego wynika, że piłkarze powinni biegać po prostej, bo zmieniając kierunki uniemożliwiają reakcję przeciwnikom. Teoria Kwiatkowskiego została podważona przez jego kolegów po fachu z Białymstoku, kiedy w analogicznej sytuacji został podyktowany rzut karny dla Jagiellonii, ale dopiero po interwencji VAR-u.
Reklama
Kwiatkowski pechowy dla Widzewa?
Wracając do Widzewa, karny to jeszcze nie gol, lecz z pewnością doskonała okazja do jego strzelenia. Nie zmienia to jednak faktu, że sędzia Kwiatkowski i jego kompani z VAR-u być może zabrali łódzkiej drużynie zwycięstwo i dwa dodatkowe punkty. Czy za to odpowiedzą? Przypuszczam, że wątpię, bo w tym środowisku swoich nie krzywdzą, nawet jak oni skrzywdzili piłkarzy, trenera (być może stracili premie za wygraną), właścicieli klubu wydającym ogromne pieniądze bez efektu z powodu tzw. interpretacji Kwiatkowskiego & Co, którzy pojadą za tydzień na inny stadion i kolejny raz ocenią kontrowersyjną (choć dla mnie ona kontrowersyjna nie była) sytuację wbrew logice. Kwiatkowski miał – mam nadzieję – zły dzień, bo powinien też pokazać drugą żółtą kartkę Ricardo Visusowi, co oznaczałoby wyrzucenie go z boiska.
Tutaj wrócę do minimalizowania ryzyka, o którym mówił Robert Dobrzycki. Można wydać miliony, ale nie da się sprawić, by mecze Widzewa prowadzili lepsi sędziowie niż Kwiatkowski, który w poprzednim sezonie w trzech spotkaniach pokazał widzewiakom aż 14 żółtych kartek, najwięcej spośród zespołów ekstraklasy.