
Widzew Łódź zagra w niedzielny wieczór z Koroną Kielce. To będzie ostatni domowy mecz łodzian w tym sezonie.
Ten rok, a szczególnie jego druga połowa, miał wyglądać dla Widzewa zupełnie inaczej. Nadzieje po zmianie właściciela i drogich letnich transferach były olbrzymie. Nadmuchany do granic możliwości balon pękł wyjątkowo głośno, a huk po jego wybuchu, na Widzewie słyszeć będą jeszcze długo. Fakty są bowiem takie, że po piętnastu rozegranych meczach, RTS ma 17 punktów. Jest tuż nad strefa spadkową i w zasadzie nie można wykluczać, że to właśnie w niej łodzianie spędza zimę. Z drugiej strony tabela Ekstraklasy jest tak płaska, że jeśli widzewiacy wygraliby z Koroną, to do czwartego Rakowa będą tracić…trzy punkty. Wniosek jest jeden: nie ma liczyć, kalkulować i analizować, tylko trzeba wyjść i wygrać. Tym bardziej, że Korona to żadna potęga.
W tabeli kielczanie są wyżej, ale w ostatnich tygodniach podopieczni Jacka Zielińskiego się ewidentnie zacięli i są w kryzysie. Ostatni raz wygrali w lidze 27 września. Później zanotowali trzy porażki i dwa remisy. W tym samym okresie, łodzianie wygrali dwa mecze, dwa przegrali, raz też zremisowali. Czerwono-biało-czerwoni nadziei mogą bez wątpienia upatrywać w przewadze własnego boiska, na którym ostatnio nie radzą sobie tak źle. Gdyby mecz był rozgrywany w Kielcach, w Łodzi na pewno nie byliby optymistami.
Dodatkowo będzie to przecież ostatni domowy mecz łodzian w tym roku. Kibice zasłużyli na to, by pożegnać się z nimi zwycięstwem. Znieśli już wystarczająco dużo porażek, kompromitacji czy po prostu zawodów. Nie ma tez wątpliwości, że czerwono-biało-czerwoni mają spory potencjał, a w składzie nie brakuje jakości. Pytanie tylko, czy trenerowi Jovicieviciovi uda się go uwolnić? Pierwszy gwizdek sędziego o 17:30.