PKO Ekstraklasa popełniła błąd nie inaugurując rundy wiosennej meczem Widzewa w Sercu Łodzi. Bo to teraz najlepsze co ma.
PKO Ekstraklasa bez Widzewa byłaby o wiele uboższa i gorsza. Jak oni sobie radzili bez czterokrotnego mistrza Polski przez tyle lat? Wiosnę zaczęto w piątek meczami Miedzi Legnica z Radomiakiem i Stali Mielec z Lechem Poznań. Nie padł w nich ani jeden gol, poziom samej gry też nie był najwyższy. To było wielkie rozczarowanie, antyreklama ligi. Media społeczniościowe wypełniły żarty i memy o powrocie najgorszej z lig. Dzień później, za sprawą meczu Widzewa z Pogonią Szczecin w Sercu Łodzi, to nastawienie zmieniło się o 180 stopni.
CZYTAJ TEŻ: Zrobili to po raz pierwszy w sezonie. O progresie Widzewa słów kilka
„Ależ mecz w Łodzi!”, „Horror na stadionie Widzewa”, „Emocje niczym u Alfreda Hitchcocka”, „Sześć goli, rzut karny i czerwona kartka. Niewiarygodne emocje w hicie ekstraklasy” – to tylko kilku tytułów z portali internetowych, które pokazują jednak, że w tym meczu było po prostu wszystko i śmiało można pokazywać go na całym świecie, jako reklamę PKO Ekstraklasy. Mecze Widzewa w Sercu Łodzi to dzisiaj skarb dla szefów tej ligi.
W Łodzi padło najwięcej goli i na pewno było najwięcej emocji. Ciut lepszy frekwencyjnie wynik był na stadionie Legii Warszawa, której mecz z Koroną Kielce obejrzało 18069 widzów. Na obiekcie przy al. Piłsudskiego zjawiło się 17680 kibiców, ale oczywiście wypełnienie stadionu w Łodzi było zdecydowanie wyższe, bo ten na Łazienkowskiej po prostu jest dużo większy.
Co Widzew dał w minioną sobotę lidze? Wielkie emocje, dobrą piłkę, piękne gole. Dziennikarze z całej Polski rozpływają się w zachwytach i nie jest o pierwszy raz w tym sezonie, bo niemal każdy mecz w Sercu Łodzi, to gwarancja tych rzeczy.
Skupmy się jednak na samym Widzewie. Co nas cieszy po meczu z Pogonią? Wynik… Trudno jednoznacznie odpowiedzieć, czy to wynik dobry. Gdy przegrywasz trzykrotnie, a mimo to nie dajesz się pokonać i jeszcze zdobywasz gola w 99. minucie, to trudno się nie cieszyć. Drużyna Janusza Niedźwiedzia jest po sobocie bogatsza jednak tylko o jeden punkt, a dla trenera Widzewa to zawsze za mało o dwa bez względu na okoliczności meczu. Ale to na pewno dobra cecha, że Niedźwiedź (i jego piłkarze) czuje niedosyt.
CZYTAJ TEŻ: Widzew chce gwiazdę gruzińskiej ekstraklasy? Jednak więcej niż plotka
3:3 to dobry wynik zważywszy na to, jak Widzew inaugurował rundę wiosenną poprzedniego sezonu – przegrał wtedy w Łodzi 2:5 z Arką Gdynia i jak inaugurował obecne rozgrywki przegrywając z Pogonią w Szczecinie 1:2. Wtedy zespół z Łodzi był chwalony, ale punktu nie miał żadnego. Czyli mamy progres i trzeba ten punkt przyjąć z zadowoleniem.
Kibiców oczywiście najbardziej cieszyły emocje, jakie przeżyli, tym bardziej że skończyło się dobrze. Widzew trzy razy przegrywał i trzy razy doprowadzał do remisu. To wielka sztuka, której dokonać mogą tylko piłkarze, którym zależy na wyniku, drużynie, klubie i kibicach. To był prawdziwy widzewski charakter!
Ale była też dobra gra w piłkę. Gorsza przed przerwą, lepsza zdecydowanie po przerwie. Gole Bartłomieja Pawłowskiego i Ernesta Terpiłowskiego to po prostu poezja. Akcja przy trafieniu tego drugiego, to akcja w stylu Widzewa, jakie widzieliśmy już w przeszłości podczas pracy Niedźwiedzia przy al. Piłsudskiego 138. To ta słynna powtarzalność.
Cieszą w ogóle trafienia Pawłowskiego i Terpiłowskiego. Cieszy jak niemal zawsze forma Marka Hanouska, który przecież po zakończeniu rundy jesiennej przeszedł zabieg i była obawa, że na początek wiosny nie będzie gotowy w 100 procentach. Cieszy bardzo występ już w pierwszym meczu rundy Martina Kreuzrieglera, który przecież z powodu urazu w ogóle nie poleciał na zgrupowanie do Turcji. A z Pogonią zagrał i jeszcze został bohaterem.
CZYTAJ TEŻ: Trener Widzewa po meczu: „Znacie nas, ten zespół się nie zatrzyma”
Co martwi? Poza wspomnianą już stratą dwóch punktów, także strata trzech goli, bo to zawsze źle – uwidacznia błędy w obronie i nieszczelność całej linii. Swojego dnia nie miał zwłaszcza Mateusz Żyro. O wiele więcej kibice na pewno spodziewają się po Mato Milosu i Juliuszu Letniowskim. Pierwszy przecież miał być sporym wzmocnieniem, a nareszcie grał na swojej nominalnej prawej stronie. Z kolei drugi tej wiosny ma pokazać, że szefowie Widzewa niepotrzebnie szukają kogoś na jego pozycję, bo on sobie poradzi i poprowadzi zespół w ofensywnie.
W sobotę były plusy i minusy, ale te pierwsze przesłaniają drugie. A w nowym tygodniu najlepsze jest to, że kolejny mecz w Sercu Łodzi już w najbliższy piątek. Przyjeżdża Jagiellonia Białystok i znów zapowiada się na hit kolejki. Piątek, godzina 20.30, to już świetny termin dla PKO Ekstraklasy. Znów pewnie przed ekranami usiądą kibice w całej Polsce, bo mecze Widzewa w Łodzi po prostu “must see” w tym sezonie.