Nie miał łatwego początku sezonu Widzew Łódź. Przypomnijmy, iż podopieczni Janusza Niedźwiedzia mieli przypiętą łatkę drużyny grającej ładną, miłą dla oka piłkę, która niekoniecznie przynosiła zdobycz punktową. Zdarzało im się rozgrywać świetne mecze, ale koniec końców z boiska schodzili pokonani.
Można było spotkać wiele opinii, jakoby Widzew miał notorycznie pecha. Z kolei wiele osób przekonywało, że swoją naiwną grą na tego pecha po prostu zasługuje. Inni byli zdania, że na szczęście musi wreszcie zapracować, a wszystko, co złe, bierze się z jego kiepskiej gry w defensywie i trzeba cierpliwości, aby formacja obronna zaczęła działać, jak należy.
Dziś widzewiacy są jedną z najsolidniejszych defensyw w PKO BP Ekstraklasie. W 14 dotychczasowych meczach ligowych stracili raptem 11 goli – lepsze pod tym względem są tylko ekipy Rakowa (9) i Lecha (10). Choć gwoli ścisłości należy dodać, iż poznaniacy wciąż mają do rozegrania jeden zaległy mecz.
Pierwsze mecze Widzewa po powrocie na najwyższy szczebel rozgrywkowy to niemałe rozczarowania. Owszem, neutralni obserwatorzy narzekać nie mogli, mecze z udziałem łodzian były bardzo widowiskowe, ale fani drużyny z „Serca Łodzi” mogli być zaniepokojeni, że ich ulubieńcy tracą głupio bramki.
Przypomnijmy, że widzewiacy mieli tendencję do tracenia goli z niczego. Wystarczy wspomnieć o bramkach zza pola karnego Wahana Biczachczjana, Macieja Gajosa, Flavio Paixao, Mattiasa Johanssona czy Joao Amarala. Nie da się ukryć, że Widzew miał problem z traceniem goli zza szesnastki. Choć należy też wziąć pod uwagę fakt, że z reguły był to efekt przebłysku jakiejś indywidualności, której Widzew mógł tylko pozazdrościć. Wyżej wspomniane gole Biczachczjana czy Flavio nie padają zbyt często. Natomiast trafieniom Amarala czy Gajosa można było zapobiec – zabrakło konkretniejszego doskoku do rywala.
– Przy pierwszej bramce byliśmy trochę spóźnieni, ale trzeba docenić klasę strzelca. Przy drugiej bramce nie zareagowaliśmy przy strzale, a uczulaliśmy na to. Nikt nie poszedł za Zwolińskim, chociaż mówiliśmy, że musimy na to bardzo uważać. Natomiast przy trzeciej, po prostu musimy docenić Flavio, bo zrobił to, co umie najlepiej. Choć my też powinniśmy lepiej się zachować – tak skomentował stracone bramki w meczu z Lechią Janusz Niedźwiedź.
Obecnie Widzew nie pozwala już na zbyt wiele swoim rywalom. W każdym meczu piłkarze RTS-u odpowiednio szybko doskakują do rywala. Nie spóźniają się, gracze każdej formacji odpowiednio reagują, wspierają golkipera. Owszem, w meczu z Miedzią Legnica łodzianie mieli sporo szczęścia, bohaterem spotkania został ich golkiper, Henrich Ravas. Choć wcześniej sami mieli nieco pecha, dwie doskonałe okazje zmarnował bowiem Ernest Terpiłowski.
Warto też przypomnieć, jak padł jedyny gol – przepięknym strzałem zza pola karnego popisał się Bartłomiej Pawłowski. Zresztą ostatnio łodzianie zamiast tracić gole z niczego, częściej takowe trafienia sami notują.
Wystarczy wspomnieć o golach w meczu z Wisłą Płock, kiedy to najpierw po rzucie rożnym świetnym uderzeniem zza pola karnego prowadzenie dał Karol Danielak, a w drugiej odsłonie „centrostrzałem” podwyższył wynik Pawłowski, który później sam przyznał się w rozmowie z reporterem Canal Plus Sport, że miał zamiar wrzucać, choć ostatecznie wyszedł z tego gol. Idealnie w tę narrację wpisuje się również piękne trafienie Marka Hanouska w meczu z Zagłębiem Lubin.
Dzisiaj można założyć, iż Widzew ma szczęście. Jednakże na to szczęście musiał zapracować. Początek sezonu pokazał, że trzeba czasu, aby drużyna funkcjonowała tak, jak należy. Aby wszystkie formacje należycie ze sobą współgrały. Natomiast szkoleniowiec miał świadomość tego, że jego podopieczni idą w dobrym kierunku. Muszą tylko poprawić pewne szczegóły, których kibice nie są w stanie dostrzec. Widzą je tylko sztab szkoleniowy oraz piłkarze.
– Weszliśmy do ekstraklasy z podniesionym czołem i idziemy w niej według swoich zasad i swoich reguł. Dobrze, że mamy powtarzalność, ale w piłce nożnej chodzi o punkty. Potrzeba nam więcej precyzji, dokładności i konsekwencji – mówił po jednym z pierwszych meczów Janusz Niedźwiedź. – Nie chcemy być jak inni, chcemy być Widzewem z charakterem, błyskiem w oku, z odwagą (…) Ta drużyna ma dominować, atakować wysoko, doskakiwać do przeciwnika po stracie piłki – charakteryzował swoją ekipę.
CZYTAJ TAKŻE >>> Serafin Szota o Widzewie: „Granie tutaj to spełnienie marzeń”
Dzisiaj Widzew jest jedną z najciekawszych drużyn w PKO BP Ekstraklasie. Jak już wspomniano, z każdym meczem stara się zapobiegać przypadkowości. Najlepszym tego przykładem ostatni mecz z Miedzią. Trudno nie zauważyć, że łodzianie musieli zmierzyć się z łatką faworyta. A to nie jest takie proste dla beniaminka. Widzew musiał, Miedź tylko mogła. Niemniej drużyna rozpędzona serią meczów bez porażki pokonała – może nie bez problemu, ale zasłużenie – ostatnią ekipę w tabeli. I dzięki swojej grze jest obecnie wiceliderem.