Jeśli jednego tygodnia wygrywasz spektakularnie przeciwko trzeciej drużynie poprzedniego sezonu, by tydzień później ulec wysoko ligowemu średniakowi, chcesz jak najszybciej udowodnić, że to drugie było wyłącznie efektem wypadku przy pracy. Tym bardziej że mierzysz się z drużyną, która na rozkładzie ma dwa triumfy z rzędu. Widzew nie tylko awansował do ćwierćfinału, ale zrobił to w swoim stylu.
Zresztą nie mogło być inaczej. Już pisaliśmy, że trener Daniel Myśliwiec nie rzuca słów na wiatr – jeśli coś postanowi, chce to wprowadzić. I choć skutek nie zawsze jest taki, jaki być powinien, często się zdarza, że jednak się udaje. Szczególnie, jeśli wszystko pójdzie tak, jak należy.
Dobitnym tego przykładem może być wypowiedź przedmeczowa szkoleniowca na temat możliwej kiepskiej murawy w Mielcu, spowodowanej warunkami pogodowymi, przez które zresztą kilka dni temu odwołano tam mecz z ŁKS-em.
– Idea nigdy nie może się zmieniać. Jeżeli będziemy myśleli o tym, jaka jest jakość boisk, to za każdym razem będziemy mieli wymówkę. Ja jestem wyznawcą tej szkoły, która szuka rozwiązań – zaznaczył Myśliwiec, zapytany o to, czy ze względu na wspomniane warunki nie lepiej postawić na prostsze środki.
“Cały zespół wykonał kapitalną pracę”. Cały, trener Widzewa też!
Reklama
Jak powiedział, tak zrobił. Widzew od początku miał plan na to spotkanie. I nawet jeśli piłkarze Stali w początkowych minutach mieli dłużej piłkę przy nodze, nic z tego nie wynikało. Jakby widzewiacy doskonale wiedzieli, co robią. Dopiero po pierwszym kwadransie mocniej do głosu zaczęli dochodzić piłkarze gości.
Można uznać to za wnioski wyciągnięte z meczu z Radomiakiem, który podobnie jak Stal bardzo lubi fazy przejściowe. O ile z Radomiakiem Widzew nie zamierzał oddawać futbolówki, o tyle ze Stalą to uczynił. W efekcie z tym pierwszym musiał się cały czas pilnować, gdyż ten czyhał na jego błędy i skrupulatnie kontrował, o tyle w Mielcu oddając piłkę, sam mógł zastosować wspomniany szybki atak. Niemniej nie trwało to długo.
W pierwszej połowie owszem – posiadanie piłki wyniosło 57% do 43% na korzyść Stali, ale w drugiej już łodzianie chcieli przejąć inicjatywę. Zresztą działo się to już od około 38. minuty, kiedy Imad Rondić otworzył wynik meczu. Szkoleniowiec Widzewa wiedział, że nie można się cofać po zdobyciu gola. Trzeba iść do przodu i w miarę możliwości szukać kolejnego trafienia.
Widzew w ćwierćfinale Pucharu Polski. Kiedy losowanie i kolejna runda
Tutaj warto też zaznaczyć, że Stal nieco pomogła Widzewowi, o czym wspomniał po meczu sam Daniel Myśliwiec.
– Do tanga zawsze trzeba dwojga i to też trzeba podkreślić. Szacunek dla przeciwnika, który może nie miał zbyt wielu sytuacji z gry otwartej, ale też nie uciekał się do najprostszych środków i próbował prezentować niezłą jakość – komplementował mielczan opiekun Widzewa.
Warto podkreślić, że awans Widzewowi zapewnili napastnicy, którzy mimo wszystko nie słyną ze zdobywania nie wiadomo jak wielu bramek. Zarówno Rondić, który otworzył wynik, jak i Sanchez, którego gol zapewnił awans, raczej bardziej znani są z altruistycznej gry dla drużyny, aniżeli zdobywania multum bramek. Jednakże w tak ważnym meczu o awansie przesądzili właśnie oni.
– Moim zadaniem jest zawsze pomagać drużynie na boisku, więc nie było dla mnie problemem pobiegać i powalczyć o piłkę. Ciężka praca się opłaciła. Wygraliśmy, jesteśmy w kolejnej rundzie, a ja strzeliłem gola i wierzę, że to przełoży się na nasz kolejny mecz – nie krył radości po meczu Rondić, cytowany przez oficjalną stronę Widzewa.
Czy to przypadek, czy jednak zasługa trenera? Zawsze można polemizować, choć to Myśliwiec wpadł na pomysł, by wystawić od początku Rondicia, a po około godzinie gry zmienić go Sanchezem. Element szczęścia jak najbardziej tutaj wystąpił, ale trzeba było mu dopomóc – gdyby nie ta roszada, być może historycznego awansu do ćwierćfinału by nie było.