Widzew nie ma problemów finansowych i to najważniejsza wiadomość na początku 2025 roku. Ale przed łódzkim klubem kolejny rok pełen wyzwań. – Mamy jeszcze sporo do zarobienia – powiedział Tomasz Stamirowski, właściciel Widzewa.
Bartosz Jankowski: Czy jest pan zadowolony z tego, w którym miejscu jest Widzew na początku 2025 roku?
Tomasz Stamirowski (właściciel Widzewa): – Tutaj trzeba mówić o dwóch aspektach. Sportowo jest nieźle, bo jesteśmy w środku ligi, choć pewien niedosyt jest . Patrząc na cały 2024 rok mamy 7. miejsce. Druga sprawa to finanse, które na pewno oceniam pozytywnie. Widać, kto osiąga wynik sportowy długami, czy też „handlując przyszłością”. My mamy zdrową strukturę, co na tle innych klubów nie jest rzeczą powszechną. Organizacyjnie cały czas idziemy do przodu.
Warto podkreślić, że budżet Widzewa w głównej mierze opiera się na środkach prywatnych. Nie możecie liczyć na wielomilionowe wsparcie z miejskiej kasy.
– W lidze mamy 11 klubów prywatnych. Istotna sprawa to zaangażowanie prywatnych środków w przychodach sponsorskich, a one u nas stanowią 94% przychodów sponsorskich. . To naprawdę duże osiągnięcie, które wymaga potężnej pracy. Widać, że sponsorzy doceniają to, w jaki sposób wydajemy pieniądze, bo robimy to odpowiedzialnie. Najgorzej, gdy nie ma wyniku sportowego i do tego nie zgadzają się finanse. Dużo dyskusji w branży piłkarskiej wzbudził przypadek Pogoni Szczecin, która za jeden sezon zanotowała 28 milionów straty. Wiadomo, że kluby miejskie to inna rzeczywistość, ale myślę, że możemy być dumni z tego, co osiągnęliśmy. Funkcjonowanie klubu bez wsparcia Miasta nie jest zagrożone, ale oczywiście doceniamy każdą złotówkę, która jest przeznaczana na Widzew czy to w formie gotówki, czy infrastruktury.
Czy Widzew sięga finansowego sufitu?
– Taka dyskusja pojawiła się już rok temu. W pewnych obszarach osiągnęliśmy sufit, bo ogranicza nas chociażby pojemność stadionu. Nie możemy przez to zarabiać na dniach meczowych tyle, ile byśmy chcieli. Główną drogą jest jednak sport, czyli transfery i wynik. W obu tych przypadkach mamy jeszcze sporo do zarobienia.
Faktycznie tutaj pieniądze są naprawdę duże. Przekonała się o tym chociażby Jagiellonia.
– Dokładnie tak. Jagiellonia za samo mistrzostwo zarobiła ponad 30 milionów złotych. To blisko 20 milionów więcej od nas. Do tego dochodzą środki z europejskich pucharów i organizacji meczów. To olbrzymi impuls, który pozwala naprawdę solidnie rozwijać klub. Warto o to walczyć, ale w sposób wyważony, bo jeśli się zdobędzie to mistrzostwo to super, ale jeśli się nie uda, to mogą się pojawić ogromne problemy.
Sporo mówi się o tym, że w tej walce będzie mógł pan liczyć na wsparcie Roberta Dobrzyckiego i firmy Panattoni. Ile jest w tym prawdy?
– Zgodnie z przyjętą przez klubstrategią Robert Dobrzycki jest członkiem Rady Nadzorczej, reprezentując naszego sponsora strategicznego . Mamy dobre relacje, pan Robert uczestniczy aktywnie we wszystkich spotkaniach rady. Spotykamy się też przy innych okazjach, więc oczywiście rozmawiamy o Widzewie. Mamy już pierwsze wspólne spojrzenie na Widzew, także nie może dziwić fakt, że rozważamy różne warianty współpracy.