Widzew zaczyna poniedziałek na 13. miejscu w tabeli. Na takim samym, na jakim skończył poprzedni sezon. To było jednak ponad 4,5 miliona euro temu.
Rozczarowanie, niedowierzanie, złość, smutek… Takie emocje towarzyszą kibicom Widzewa nie tylko po niedzielnym meczu z Lechem Poznań, który łódzki zespół przegrał 1:2, ale po siedmiu spotkaniach nowego sezonu. Widzew wygrał jedynie dwa z tych meczów, aż cztery przegrał. Trzy ostatnie zakończył porażkami, a nie wygrał czterech kolejnych.
Duża w tym wina sędziów, którzy w kilku spotkaniach krzywdzili Widzew, ale to tylko część prawdy o tej drużynie, jej słabej formie i fatalnych wynikach. Błędy arbitrów tylko zaciemniały obraz.
W Poznaniu po raz pierwszy w tym sezonie zespół samodzielnie prowadził Patryk Czubak i można byłoby mówić, że nowy trener potrzebuje czasu, ale w tym przypadku aż nie wypada. Czubak był w sztabie zwolnionego tydzień temu Żeljko Sopicia ważną postacią, zanim Chorwat przyszedł, prowadził już drużynę, a wcześniej pomagał Danielowi Myśliwcowi. Nie ma więc w sztabie osoby, która zna piłkarzy lepiej i którego piłkarze znają lepiej.
Zmiana władzy w szatni przełożyła się na zmiany. Do składu wrócił pomijany przez Sopicia Bartłomiej Pawłowski i obronił się. Nie grał bardzo dobrze, ale strzelił gola, innego trafienia nie uznali mu sędziowie (chyba spalony był, chociaż Canal+ nie przedstawił podczas meczu dowodów). Kapitan starał się, biegał, pressował. Dużo i mało zarazem, bo Widzew niezmiennie potrzebuje innej “dziewiątki”. Nominalnego środkowego napastnika, który będzie nękał defensywę rywala i który przede wszystkim strzelał gole.
Czubak zmienił też ustawienie z 1-4-1-4-1 na 1-4-3-3. Czy była to dobra decyzja? Widzew przegrał więc nie. Zaskoczyła zmiana defensywnego pomocnika, bo Lindona Selahiego zastąpił Szymon Czyż. Albańczyk po trochę niemrawym i rozczarowującym początku w łódzkiej drużynie w końcu złapał rytm i grał coraz lepiej. W “nagrodę” stracił miejsce w składzie.
– Szymon Czyż w wyjściowej jedenastce to efekt rywalizacji. Szymon zna nasz model gry i uważam, że zagrał dobre spotkanie – stwierdził po meczu trener Czubak. – W tygodniu zdecydowaliśmy się na to, że go wystawimy. Dobrze realizował to, na czym nam zależało. Oczywiście muszę jeszcze dokładnie obejrzeć ten mecz, ale takie mam wstępne odczucie. Szymon dawał nam spokój i kontrolę nad meczem. Gdy Lech wypychał nas i musieliśmy zagrać do bramkarza, to nie było paniki, a Szymon swoim pozycjonowaniem dużo w tym pomógł.
Czyż oczywiście nie jest winnym porażki, do tego na plus trzeba mu zapisać świetne podanie do Angela Baeny, które niestety Hiszpan zmarnował, ale kibice pytają o jego grę nie bez powodu. Po prostu forma meczowa Selahiego rosła, a do tego sprowadzono go przecież dlatego, by grał, a nie siedział na ławce.
To samo dotyczy Steliosa Andreou, o którego Widzew przecież walczył. To był wręcz hit transferowy, a tymczasem reprezentant Cypru cały mecz przesiedział na ławce. Mateusz Żyro niestety się nie spisał.
Fatalnie w Poznaniu zagrali boczni obrońcy Marcel Krajewski i Dion Gallapeni, ale wobec kontuzji Petera Therkildsena i Samuela Kozlovskiego nie było innego wyjścia. Widzew mógłby przejść na grę trójką w obronie, ale chyba takiego planu nie ma.
Nieźle zagrali za to Angel Baena i Mariusz Fornalczyk, ale znów bez liczb. Tak samo, jak Samuel Akere i Tonio Teklić, którzy weszli na boisko w trakcie gry.
Pozytywnie trzeba ocenić występy Frana Alvareza i Juljana Shehu, tym razem bez goli, co ma od razu odzwierciedlenie w wyniku. Bo Widzew cały czas jest zależny od formy indywidualności. Drużyny (oby jeszcze) nie ma, o czym świadczą wyniki i gra.
Czubak po meczu w Poznaniu stwierdził, że jego zespół nie był od Lecha gorszy. Pozytywnie o występie na Bułgarskiej wypowiadał się też kapitan Pawłowski. – Jestem dumny z gry całego zespołu i sposobu, w jaki weszliśmy w to spotkanie – mówił. – Graliśmy bez kompleksów, narzucaliśmy wysoką intensywność, zmuszaliśmy Lecha do błędów. Mieliśmy masę dobrych sytuacji. Byliśmy zespołem, który z perspektywy tego meczu powinien dziś zremisować, ale musimy uznać wyższość drużyny bardziej doświadczonej, czyli mistrza kraju.
Dobrze, że przynajmniej w drużynie są zadowolenie i dobre nastroje. Kibice myślą chyba trochę inaczej. Robert Dobrzycki, właściciel klubu, też może nie być dumny z gry zespołu, a przede wszystkim z wyników. Latem klub wydał na wzmocnienia ponad 4,5 miliona złotych, a Widzew jest 13. w tabeli. Na razie to nie były dobrze zainwestowane pieniądze.