Widzew był blisko drugiej porażki z rzędu, ale znów grał do końca i rzutem na taśmę wywalczył punkt. Łódzka drużyna musi jednak poprawić grę i to bardzo.
Na około godzinę przed pierwszym gwizdkiem sędziego poznaliśmy skład Widzewa i dowiedzieliśmy się, co trener Janusz Niedźwiedź miał na myśli mówiąc o problemach, jakie miał w poprzednim tygodniu. W ogóle w kadrze nie było Ernesta Terpiłowskiego oraz Juliusza Letniowskiego. Obaj ostatnio byli w słabszej formie, ale ten pierwszy jest młodzieżowcem i w pierwszym składzie wychodził w jedenastu ostatnich meczach. Trener Widzewa nie zdecydował się wystawić od pierwszej minuty żadnego z młodych graczy. Jedenastkę tworzyli chyba najlepsi w tej chwili piłkarze w kadrze, czym Niedźwiedź udowodnił, że najważniejszy dla niego jest wynik, a nie minuty młodzieżowców. Do składu wrócili Jordi Sanchez oraz Mato Milos. Ławka z kolei nie wyglądała najlepiej.
Widzew wiosną zwyciężył tylko raz i aby cały czas zachować kontakt z czołówką, musiał wygrać w Płocku. Początek meczu należał jednak do gospodarzy, chociaż nie można powiedzieć, że zepchnęli widzewiaków do obrony. Nie mieli też bramkowych okazji. Później gra się wyrównała i Widzew zaczął grać odważniej. Efektem tego była sytuacja z 28. minuty. Po zamieszaniu w polu karnym do piłki dopadł Marek Hanousek i uderzył bardzo mocno, ale bramkarz Wisły odbił piłkę na rzut rożny. Wisła odpowiedziała niedługo potem, kiedy strzelał Kristian Vallo. Henrich Ravas też odbił piłkę na róg.
Mecz był bardzo senny. Nie pomagało też to, że stadion był w większości pusty, bo trwa jego budowa, oraz słaby doping kibiców Wisły. To spotkanie bardziej przypominało sparing i to jeszcze na nie najlepszej murawie. Niestety gospodarze lepiej zakończyli pierwszą połowę, bo przejęli inicjatywę i w 40. minucie Henricha Ravasa pokonał Rafał Wolski. Błąd popełnił przede wszystkim Mateusz Żyro, chociaż Słowak też powinien zachować się lepiej. Podobnie, jak Andrejs Ciganiks, który nie zaatakował Mateusza Szwocha, który zaliczył asystę przy bramce.
Po przerwie widzewiacy zaatakowali odważniej, ale lepszą okazję pierwsi stworzyli wiślacy. Na szczęście popsuli bardzo dobrze zapowiadającą się kontrę, bo szli dwóch na jednego. A łodzianie? Starali się, ale wciąż wyglądało to bardzo źle. Każda próba strzału była nieudana, każde dośrodkowanie w pole karne lądowało na głowie któregoś z obrońców. Szarpał aktywny jak zawsze Bartłomiej Pawłowski, ale też brakowało mu dokładności. Na dobrą okazję czekaliśmy aż do 84. minuty, kiedy z dystansu strzelał Juljan Shehu. Piłka leciała w bramkę, tuż przy słupku, ale bramkarz odbił ten strzał.
Można było mieć nadzieję, że na koniec jeszcze rzucą się do ataku, bo sędzia doliczył aż 9 minut. Przecież Widzew lubi i potrafi grać do końca, z całej ligi strzelił najwięcej goli w doliczonym czasie gry. I znów tak było. W 96. minucie w ogromnym zamieszaniu w polu karnym najlepiej zachował się Jordi Sanchez i wbił piłkę do bramki. Widzew uratował w ten sposób jeden punkt.
Ale za tydzień gra z mistrzem Polski Lechem Poznań i szczęście może nie wystarczyć nawet do remisu. Gra Widzewa musi być o wiele lepsza.
Wisła Płock – Widzew Łódź 1:1 (1:0)
1:0 – Wolski 40.
1:1 – Jordi 96.
Wisła: Kamiński – Rzeźniczak, Kapaudi, Chrzanowski – Vallo (80. Sulek), Furman, Leśniak, Tomasik – Szwoch, Śpiączka (80. Sekulski), Wolski (90.+4 Warchoł).
Widzew: Ravas – Stępiński, Szota, Żyro (89. Kreuzriegler) – Milos (79. Zieliński), Hanousek, Kun, Ciganiks (79. Sypek) – Pawłowski, Jordi, Normann Hansen (57. Shehu).
Żółte kartki: Sulek – Szota
Widzów: 4232